NIEDZIELA
Drzewo Życia
Kończy się tydzień. Niedziela ma równie trudno jak Poniedziałek. On zaczyna, nikt go nie lubi, bo przez niego wraca się do codzienności, rutyny, pracy, ona kończy. Zamyka klamrą upragniony weekend. Niby okrzyknięto ją świętą, niby na jej cześć piecze się ciasta, odświętnie ubiera, odwiedza takie czy inne przybytki świętości, czasami tego dnia się wybacza, a czasem stara zapomnieć, gotuje się rosoły i robi makarony. Siada się do stołu przykrytego obrusem. Zaprasza się rodzinę i patrzy z niesmakiem jak dzieci wyjadają kruszonkę i wypluwają rodzynki. I to jest właśnie zapowiedź jutra. Wszystkiego tego, czego nie chcemy i przed czym uciekamy. Niby taka święta ta Niedziela, a podwójnie daje odczuć samotnym, że są samotni, że nie mają dla kogo wkładać kury do rosołu i na kogo się wściekać o spluwanie rodzynkami. Niby taka zapięta na ostatni guzik, a cały czas, zwłaszcza od popołudnia, co chwilę przypomina, że jeszcze kilka godzin i się skończy. Jest sfrustrowana i to uczucie narzuca innym. Czasem bywa złośliwa i zaciera kościste dłonie mówiąc: „tak się cieszyliście, takie wielkie halo było, gdy nadszedł Piątek, takie plany i obietnice. A teraz co? Wszystko skończone” – mówi – i zarzuca kaptur na głowę. Smutna ta święta Niedziela. Niby wszystko jest jak być powinno. Niby rosół i niby kruszonka, niby obrusy i święte przybytki, a jednak ciągle jej czegoś brakuje? Luzu, lekkości? Akceptacji? A może ona pragnie, by złamać schematy? Może wtedy rozpięłaby guzik świętości i samotni nie czuliby się aż tak bardzo źle? A może po prostu nie przejmować się Niedzielą, odliczaniem, czekaniem na to co będzie, a przecież wcale nie wiemy co będzie? Bo tak naprawdę, to Niedziela jest bardzo krucha i delikatna i bardzo przejmuje się tym, co o niej myślą inni…
Pokochać Niedzielę, nawet, gdy nie udaje jej się być świętą, lub gdy świętą jest za bardzo… oto moje życzenia na dziś.
wróżka drzew
/P.C-Szept/