piątek, 20 maja 2016

MENOPAUZA.



Na wstępie zaznaczam, że menopauza nie jest chorobą, nie wymaga zatem leczenia.

Menopauza to zatrzymanie cyklu miesiączkowego, u większości kobiet występujące pomiędzy 48 a 50 rokiem życia. Menopauzę można także wywołać sztucznie, na przykład przez usunięcie jajników.

Chociaż nie jest to choroba, towarzyszą jej niewątpliwie nieprzyjemne objawy, które mogą poważnie uprzykrzyć życie. Szczególnie uciążliwe fizycznie są tak zwane uderzenia gorąca, ale menopauza ma wpływ także na stan ducha. Dlatego tak ważne jest wypracowanie strategii przetrwania tego trudnego czasu.
Menopauza i związane z nią niedogodności
Menopauzę poprzedza tak zwana perimenopauza – okres, w którym miesiączki stają się nieregularne, a ostatecznie zanikają całkowicie.

Czas trwania perimenopauzy może być bardzo zróżnicowany – od 6 miesięcy nawet do 10 lat, wyjaśnia profesor Pierre Mares, ordynator oddziału ginekologii szpitala uniwersyteckiego w Nîmes. Zaczyna się zazwyczaj w wieku 48 lat, a więc u kobiet młodych, które zaczynają odczuwać pierwsze zakłócenia cyklu menstruacyjnego. Nieregularna staje się obfitość i częstotliwość krwawień, które mogą teraz występować częściej niż zwykle lub być od siebie oddalone nawet o kilka miesięcy.

U podstaw tych zakłóceń leży obniżenie poziomu hormonów płciowych (estrogenów i progesteronu), co zwiastuje koniec płodności. To te zmiany hormonalne odpowiadają za nieprzyjemne objawy. Do najbardziej uciążliwych należą uderzenia gorąca, na które skarży się trzy czwarte kobiet. Są to niespodziewane fale gorąca, które mogą się powtarzać do kilku razy dziennie. Towarzyszy im wystąpienie rumieńców i nadmierna potliwość. Jest to nie tylko nieprzyjemne, ale i krępujące.

Ten czas charakteryzuje się również zaburzeniami nastroju: lęk, przygnębienie, drażliwość, bezsenność, poczucie, że utraciło się radość życia.

Jeżeli właśnie przechodzisz ten etap, możesz mieć wrażenie, że Twoi bliscy, którzy przyzwyczaili się do Twojego lepszego nastroju, przestają Cię rozumieć.

Nie upadaj jednak na duchu: Twój charakter wcale się nie zmienił. Odczuwasz jedynie konsekwencje wahań hormonalnych i zrozumiałe przygnębienie związane z utratą płodności, która – tak jak samo macierzyństwo – jest ważnym aspektem kobiecości.

Do tego dochodzą aspekty fizjologiczne: na przykład frustrujące przybieranie na wadze, choć nie zmieniło się nawyków żywieniowych. Kobiety mogą się wtedy źle czuć we własnej skórze – skórze, która zresztą również zdradza oznaki upływającego czasu, takie jak utrata elastyczności czy uwydatnienie się zmarszczek. Można wtedy podjąć, może nie leczenie w pełnym znaczeniu tego słowa, ale niewątpliwie pewne środki zaradcze, które wpłyną na poprawę samopoczucia.
Przywrócenie równowagi
Już od około trzydziestu lat lekarze proponują w tym okresie przejściowym rozwiązania farmakologiczne.

Mają one na celu poprawę samopoczucia kobiet i przywrócenie ich równowagi hormonalnej. Do dyspozycji mamy kilka możliwości: hormonalną terapię zastępczą (estrogeny, progesteron lub oba hormony jednocześnie) bądź niewielkie dawki środków antykoncepcyjnych w celu złagodzenia uderzeń gorąca.

Moda na hormonalną terapię zastępczą (HTZ) rozpoczęła się na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Polega ona na przywróceniu równowagi hormonalnej przy użyciu hormonów syntetycznych lub naturalnych pochodzenia zwierzęcego.

Terapia niewątpliwie okazała się skuteczna w ograniczaniu nieprzyjemnych objawów menopauzy.

Problem w tym, że w 2002 roku dowiedziono jej niszczących skutków ubocznych, zwłaszcza zwiększenia ryzyka zachorowania na raka piersi. Z czego wynikały? Otóż z tego, że była to końska terapia – i to dosłownie!
Końska terapia
Jednym z najpopularniejszych na rynku środków stosowanych w HTZ był Premarin (dostępny przed laty również w Polsce). Niewiele pacjentek zdawało sobie wówczas sprawę, że nazwa Premarin jest skrótem od słów Pregnant Mare Urine, co można przetłumaczyć jako mocz ciężarnej klaczy.

I rzeczywiście: te hormony „pochodzenia naturalnego” pozyskiwano z wysuszonego końskiego moczu.

Tymczasem, o ile hormony klaczy są idealnie dostosowane do rozwoju pięknego zwierzęcia o umięśnionym zadzie i bujnej grzywie, na organizm kobiety mogą oddziaływać jednak zdecydowanie zbyt silnie.

Od siedmiu – ośmiu lat środowisko medyczne przyznaje, że ten rodzaj HTZ zwiększa u kobiet ryzyko nowotworu.
Co zatem robić?
Kobiety coraz bardziej skłaniają się dziś ku naturalnym substancjom, z których najbardziej obiecującymi są izoflawony sojowe, nazywane również fitoestrogenami.

Są to wytwarzane przez rośliny naturalne związki o strukturze bardzo zbliżonej do żeńskich hormonów. Mogą stać się nieocenionym sojusznikiem w okresie perimenopauzy. Potwierdzono już nawet ich skuteczność w przeciwdziałaniu uderzeniom gorąca. W kilku badaniach wykazano, że przyjmowanie izoflawonów sojowych w dawce 60–80 mg na dobę zmniejszyło liczbę i intensywność ataków o 45–60%, nie powodując żadnych działań niepożądanych.
Fitoestrogeny zawarte są również w lukrecji i lucernie.

Jednak, aby z wdziękiem przekroczyć próg, którym jest menopauza, nie obejdzie się bez wprowadzenia pewnych zmian w trybie życia. Zatem najlepiej od dziś:

-Regularnie wykonuj ćwiczenia fizyczne, aby wyrównać swój poziom insuliny we krwi i zrównoważyć stężenie estrogenów.
-Zadbaj o wystarczające spożycie kwasów tłuszczowych omega-3 i pamiętaj, by pochodziły one nie tylko z olejów roślinnych i orzechów. Kwasy tłuszczowe omega-3 zawarte w tłustych rybach spożywaj przynajmniej trzy razy tygodniowo, ponieważ są naprawdę niezastąpione i znacznie skuteczniejsze od kwasów pochodzenia roślinnego.
-Ogranicz spożycie węglowodanów (zarówno cukrów szybko-, jak i wolnoprzyswajalnych), zastępując je owocami i warzywami, najlepiej surowymi.
-Postaraj się podwyższyć swój poziom witaminy D, która jest naturalnie wytwarzana w organizmie pod wpływem słońca.
Jeśli to nie wystarczy, by wyeliminować lub przynajmniej złagodzić dolegliwości związane z menopauzą, możesz skorzystać z pewnej naturalnej substancji o bardzo silnym działaniu. Przedstawię ją w jednym z kolejnych numerów „Poczty Zdrowia”.
Uwaga na fałszywe obietnice dzikiego pochrzynu
Dziki pochrzyn (dziki ignam – Dioscorea villosa) to roślina pochodząca z Ameryki Środkowej przedstawiana przez niektóre ośrodki badawcze jako naturalny sposób na podwyższenie poziomu DHEA i progesteronu. Pochrzyn rzeczywiście zawiera od 5 do 6% składnika o nazwie diosgenina, który może służyć do wytwarzania hormonów, jednak taka synteza możliwa jest tylko w warunkach laboratoryjnych. Organizm ludzki nie jest do niej zdolny, a więc suplementy diety na bazie pochrzynu nie przynoszą oczekiwanych rezultatów.
Życzę zdrowia!

Jean-Marc Dupuis