sobota, 9 lipca 2016

Szokująca prawda o produkcji OMEGA 3


By Orange-kun - Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=39480292


„Encyklika ekologiczna nie uderza w biznes!” – cytujemy za Radiem Watykańskim – a więc prawdziwi truciciele środowiska mogą spać spokojnie…

Kard. Turkson: ekologiczna encyklika nie uderza w biznes

Encyklika Laudato si’ została przez niektórych uznana za atak na biznes i wolny rynek. Interpretacja ta jest niewłaściwa – powiedział agencji Zenit kard. Peter Turkson. Właśnie kierowana przez niego Papieska Rada „Iustitia et Pax” przygotowała pierwszą redakcję tego dokumentu. W swoim wywiadzie pochodzący z Ghany purpurat zwrócił uwagę, że Ojciec Święty nie jest wrogo nastawiony do biznesuPrzeciwnie, nazwał go on „szlachetnym powołaniem”, kiedy w ub. r. pisał do uczestników Światowego Forum Ekonomicznego w Davos. Wyrażając uznanie dla ich talentów, zachęcił zarazem do oddania ich na służbę ubogim i wspólnemu dobru. Papież zdaje sobie jednak sprawę, że pragnienie zysku prowadzi do wypaczeń, a wtedy biznes przestaje być „szlachetnym”.
Zdaniem kard. Turksona Franciszek zwraca w encyklice uwagę na sytuacje, w których człowiek nie wypełnia swego powołania do współpracy z Bogiem i kontynuowania Jego dzieła stworzenia. Papieża martwi świat biznesu będący pod wpływem grzechu i ulegający ludzkim słabościom. Nie chce go karcić, ale wzywa ludzkość do zdania sobie z tego sprawy i do poczucia odpowiedzialności. Tu zaś nie wystarczy nam samo tylko ludzkie działanie, ale potrzebujemy łaski Bożej – powiedział przewodniczący Papieskiej Rady „Iustitia et Pax”. Przypomniał, że podobnie Benedykt XVI w swej encyklice społecznej Caritas in veritate pisał, iż globalizacja czyni nas „sąsiadami”, ale nie „braćmi”, bo do tego konieczna jest Boża łaska. Kard. Turkson zwrócił ponadto uwagę, że Laudato si’ nazwać można „encykliką kolegialności”. Ojciec Święty niejednokrotnie cytuje tam lokalne konferencje episkopatu – z Afryki, Indii czy Korei. Jego nauczanie jest wspólne z biskupami całego świata.         
http://pl.radiovaticana.va/news/2015/06/24/kard_turkson_ekologiczna_encyklika_nie_uderza_w_biznes/1153787

Szokująca Prawda o Produkcji „OMEGA 3”, a także przesłanie do innych wyzyskiwanych narodów! Oto, prawda o biznesie!… I kto niszczy środowisko i truje ludzi!

            „Preparaty OMEGA3 to miliardowy interes, bo przecież wszyscy chcemy żyć zdrowo, ale co tak naprawdę kupujemy w złocistych kapsułkach?”…
„Przestańcie zatruwać środowisko!”.
„Ma to na całym ciele. Za skażenie oceanu odpowiedzialne są wszystkie wytwórnie oleju”…

OMEGA 3 –CZYIM KOSZTEM?

Kwas „Omega 3” to dziś w świecie zachodnim wielki biznes, ale za „złociste kapsułki” zdrowia ktoś płaci ogromną cenę! Producenci nie informują na opakowaniu, co jest w środku, ale to na pewno nie tran z dorsza!…
Zazwyczaj jest to olej rybny pochodzący z Peru lub Chile. Wybraliśmy się do Peru, największego dostawcy tłuszczu do produkcji „złocistych kapsułek”. Zachodnie koncerny zaopatrują się w olej Sardeli(?) w całym kraju. Głównym ośrodkiem tego surowca jest 300-tysięczne miasto Chimbote. (Obecnie ok. 400 tysięcy – wg Wikipedii).
Maria Elena Foronda Farro (organizacja ekologiczna Natura): „Gdy fabryki pracują pełną parą, wytwarzają mnóstwo szkodliwych gazów. Do atmosfery trafia m.in. tlenek wodoru, dwutlenek siarki i inne substancje szkodliwe dla zdrowia. W całym mieście powietrze ulega skażeniu i na dodatek straszliwie cuchnie!”.
Maria Elena Foronda Farro urodziła się i dorastała w Chimbote. Wytwórnie oleju rybnego od lat niszczą miasto na jej oczach. Maria Elena stoi na czele miejscowej organizacji ekologicznej „Natura”, która walczy z degradacją środowiska w jej rodzinnych stronach.
Maria Elena – „Źródłem fetoru są kutry, łowiące prze 20, 25, a nawet 30 godzin. A ponieważ nie ma na nich chłodni, ryby docierają na ląd w stanie rozkładu. To dlatego nad całym miastem unosi się morowe powietrze i nieznośny smród. Zanieczyszczone środowisko negatywnie wpływa na zdrowie mieszkańców. Najczęstszymi dolegliwościami są u nas choroby układu oddechowego i alergie skórne, pryszcze na rękach i wysypka na głowie. Dzieci z Chimbote łączy wspólna cecha: plamy na twarzy. To trwałe wysypki, wywołane grzybicą. Wszystko z powodu skażenia”.
Aby przekonać się o słuszności słów Marii Eleny, w towarzystwie miejscowego pediatry, odwiedzamy dwa przedszkola. Zanieczyszczone środowisko wycisnęło piętno na maluchach z Chimbote.
Lekarz: „Co my tu mamy? To alergia skórna… Objęła całe ręce. Tu widać stare blizny… Obróć się!… Skóra pleców jest silnie podrażniona… Unieś ręce!… Proszę spojrzeć tutaj: całe nogi w wysypce!… U chłopca występuje silna reakcja alergiczna. Ma rozległe blizny. O, tutaj! Ślady są zadawnione, niektóre nieco świeższe. Zazwyczaj występują na nogach… U dziewczynki to samo!… Alergia skórna. Z dugą ręką jest znacznie lepiej… Wstajemy!… Tutaj też widać blizny…
XX: „Tutaj chyba też i tu… Pojawiają się okresowo…”.
Jorge Damian Foronda: „W naszej okolicy występuje znaczne skażenie powietrza. Dlatego częstą chorobą jest tu astma. Zachorowalność wzrasta cyklicznie. Gdy fabryki silniej zatruwają powietrze, chorych w Chimbote przybywa. U dzieci odzywają się dolegliwości płucne. Wiele maluchów trafia do szpitala z napadami ostrej astmy. Konieczne są inhalacje, a nawet hospitalizacja. To częste przypadki. Gdy produkcja ustaje, zachorowalność spada. Gdy fabryki mocno dymią, pojawiają się trudności z oddychaniem. Prawda, że nie sposób wtedy oddychać?… Nie przesadzam! Dolegliwości narastają okresowo. Najczęściej obejmują choroby skóry, oczu, dróg oddechowych. Co jeszcze?… Katar sienny, zapalenie gardła, astma, atopowe zapalenie skóry. Ponadto mamy do czynienia z zaburzeniami trawiennymi. Występują też biegunki na tle alergicznym, ale te notujemy rzadziej. Najczęstsze są zaburzenia układu oddechowego”.
Ampholl Helario Ribera: „Na astmę choruję od wczesnego dzieciństwa. Zacząłem kaszleć, gdy miałem rok. Rodzice zabrali mnie do lekarza. Doktor powiedział, że to astma. Od tamtego czasu choruję bez przerwy. Kaszel nie daje mi spokoju. Niekiedy napady są naprawdę nieznośne. Wtedy kaszlę cały czas. Czuję, że astma zniszczyła mi gardło”.
Mariluz Lopez Ribera: „Jestem jego siostrą. To wszystko doprowadza mnie do rozpaczy. Chodzę z nim do lekarza. Brat stał się nerwowy i nadpobudliwy. Cały czas muszę go mieć na oku, więc i ja nie mam spokoju”.
Usłyszeliśmy od rodzeństwa, że z astmą i innymi schorzeniami, boryka się całe miasto. Wszyscy nasi rozmówcy to potwierdzają.
Abel Ortega Luna (nauczyciel): „Gdy w fabrykach rusza produkcja, z kominów wydobywa się dym, który strasznie śmierdzi. Mnie zaczyna wtedy drapać w gardle i wysiadają mi struny głosowe. Ostatnio dolegliwości się nasiliły. Choroba dotknęła nie tylko mnie. W okolicy na to samo, co ja, cierpi wiele osób”.
Żona Abla jest Argentynką. Też choruje.
Maria Olmeda Arasena (nauczycielka): „Zachorowałam po roku od sprowadzenia się tutaj. Lekarz zdiagnozował u mnie astmę oskrzelową. Wyjaśnił, że mój organizm zareagował w ten sposób na zmianę powietrza – z czystego na skażone”.
Tylko jedno trzyma ich w tym mieście…
Maria Olmeda Arasena (nauczycielka): „…Miłość. Kocham go”.
Małżeństwo nauczycieli nie ma wątpliwości. To wytwórnie oleju rybnego niszczą im życie.
Abel Ortega Luna (nauczyciel): „To nie wrażenie. Mam absolutną pewność, że winne są wytwórnie. Kiedy rusza produkcja oleju, fabryki zaczynają okropnie dymić. Ten dym drażni gardło i osłabia cały organizm”.
Ramon De La Cruz: „Przemysł rybny jest sprawcą poważnego skażenia środowiska w Chimbote. Zanieczyszczone powietrze wywołuje u mieszkańców poważne schorzenia. Bezpośrednią przyczyną powstawania niekorzystnych zmian w środowisku, a w konsekwencji chorób, jest dym, zawierający toksyczne substancje”.
Naczelny lekarz departamentu Ancash, w którym leży Chimbote, wyjaśnia, w jaki sposób dym, unoszący się nad miastem, wpływa na zdrowie mieszkańców.
Ramon De La Cruz: „Gdy powietrze zanieczyszczone dymem trafia do organizmu, wywołuje najrozmaitsze dolegliwości. Są to alergie, schorzenia górnych dróg oddechowych, infekcje i trudności z oddychaniem. Do najgroźniejszych chorób, wywołanych skażonym powietrzem, należy zmniejszenie wydolności układu oddechowego oraz zwłóknienie płuc. Najbardziej poszkodowane są dzieci”.
Marco A. Espinoza Ramirez (dyrektor szkoły): „U uczniów naszej szkoły występują poważne schorzenia. Przyczyną jest skażone środowisko. Odnotowaliśmy wiele przypadków astmy. Uczniowie uskarżają się na trudności z oddychaniem. Są to dolegliwości o charakterze przewlekłym. Dlatego dzieci często opuszczają lekcje. Robimy, co w naszej mocy, aby temu zaradzić. Staramy się uświadomić władzom powagę sytuacji, ale parlamentarzyści są głusi na nasze skargi”.
Jorge Guillerno Palacios Okamura: „Choruję na astmę. Choroba dokucza mi prawie codziennie. Oddycham tak…”.
Milene Danushka: „Dolegliwości się odzywają, gdy jest dużo dymu. Zaczynam kasłać i nawet boli mnie serce”.
Marco A. Espinoza Ramirez (dyrektor szkoły): „By zwrócić uwagę władz, organizujemy w całym mieście demonstracje. Nasze wysiłki nie przynoszą jednak żadnego skutku”.
W dzielnicy przemysłowej natknęliśmy się na protestujących uczniów. Okolice fabryk są silnie zaludnione. Mieszka tu Bertha Rengito.
Berta Rengito: „Życie w tej dzielnicy to udręka. Mieszkańcy nieustannie uskarżają się na zdrowie. Wysyłamy skargi do władz, ale wciąż nie możemy doprosić się pomocy. Dzieci zapadają na astmę, dostają alergii skórnej. Góra doskonale wie o wszystkim. Władze jednak wciąż nie umieją zaradzić dalszemu zanieczyszczeniu środowiska w naszym mieście. Zapraszam do mnie! Zobaczycie, jak tu się żyje, jak wygląda roślinność. Pokażę obraz zniszczeń. Zapraszam!”.
W mieszkaniu i w ogródku wszystko pokryte jest warstwą czarnej, lepkiej sadzy.
Berta Rengito: „Moje rośliny umierają. Wszystko jest czarne – pranie też! Dosłownie wszystko! I ten smród! Fetor wdziera się wszędzie. Domy i ściany są brunatne. Moje dzieci się wyprowadziły. Mieszkam sama. Dziwnie się tu teraz czuję, ale to mój dom. Dlatego wbrew przeciwnościom losu i na przekór wszystkiemu, nadal będę tutaj mieszkać”…
Środowisko w Chimbote i okolicy od lat jest zatruwane przez blisko 50 fabryk. W wielu z nich ma udziały kapitał zagraniczny. Wszystkie sprzedają olej rybny, który trafia do kapsułek z kwasem Omega-3. Podczas naszej wizyty w mieście, fabryki akurat dymiły niewiele. Jedziemy na południe, do Pisco, gdzie także kwitnie produkcja oleju rybnego. Całą okolicę spowija gęsty dym. Panuje tu okropny zapach. Od smrodu zbiera się na wymioty. Na własnej skórze doświadczamy tego, o czym mówili mieszkańcy Chimbote. Norweska firma „AUSTRAL” ma w Peru 7 fabryk. Jedna z nich mieści się w Pisco. Skandynawscy właściciele „Australa” zapewniają w swojej reklamówce, że ich zakłady są w pełni ekologiczne: „Zakłady grupy Austral nie dymią. Z odpadów produkują mączkę rybną i olej rybny”.
Oto, co zobaczyliśmy za ogrodzeniem fabryki Australa w Pisco… Prosiliśmy o zgodę na wizytę w którejś z fabryk – bezskutecznie! Żaden z norweskich właścicieli nie zgodził się na rozmowę. Ochroniarze nie wpuścili nas do zakładów Pisco…
XX: „To droga publiczna! Jesteśmy na drodze publicznej!”
Wysokie ogrodzenie, na zewnątrz strażnicy. Trudno o lepiej chroniony obiekt. Na wizytę zgodził się inny potentat tej branży: COPEINCA.
XX: Wasz zakład i inne wytwórnie oleju rybnego od lat zatruwają środowisko. Skażone powietrze wywołuje różne choroby, takie jak astma i schorzenia skóry. Co pan na to?”.
Pablo Trapunsky (dyrektor przedsiębiorstwa Copeinca): „Tak, to prawda. Przez lata w naszym sektorze nie obowiązywały żadne normy, a jeśli były, to bardzo łagodne. Zgadzam się, że doprowadziło to do znacznego skażenia środowiska. Wszyscy lekceważyli tę sprawę”.
XX: „Podobno od 2014 roku fabryka ma spełniać wymogi „Zerowej emisji”…
Pablo Trapunsky (dyrektor przedsiębiorstwa Copeinca): „Przed nami wiele pracy. Mogę jedynie zapewnić, że sytuacja się poprawi”…
Przez nasze „złociste kapsułki” cierpią nie tylko ludzie. Ich ofiarą pada także morska fauna. Fabryki wylewają ścieki wprost do wody. Wszędzie, gdzie w Peru powstaje olej rybny, ocean umiera.
Sonia Velasquez: (działaczka polityczna): „Najwięcej ścieków przemysłowych odprowadza się tutaj. Szkodliwe substancje płyną rurami w tamtą stronę. Trafiają prosto do morza”.
Miejscowa działaczka polityczna, Sonia Velasquez, towarzyszy nam w drodze do Coisco, ośrodka przemysłowego nieopodal Chimbote. Na plażę nie ma wstępu. Nie możemy zbliżyć się do (?). (17:30).
Sonia Velasquez: (działaczka polityczna): „Zakład „Australa” jest tam! Największe fabryki są w Coisco i to one zanieczyszczają całą okolicę. Wylewają ścieki tamtymi rurami”.
Sonia: „Cześć! Jak leci?”
Na plaży spotykamy miejscowego rybaka, który opowiada o zgubnych skutkach skażenia oceanu.
Sonia: „Mój przyjaciel jest drobnym przedsiębiorcą. Ma mały kuter. Żyje z oceanu”.
Valter Gamboa (rybak): „W ściekach, które trafiają do zatoki na nasze dawne łowiska, jest soda kaustyczna. Dlatego teraz musimy wypływać na pełne morze: 3 – 4 godziny w jedną stronę. W tej okolicy ryb już nie ma. Wszystko przez zanieczyszczenia. Łowienie tutaj to strata czasu. Wyginęły ryby, wyginęły kraby. Życie w zatoce umiera”.
XX: „Czyje to wina?”.
Valter Gamboa (rybak): „Hajduka (?)i Australa!
„Laboratorium Biologii Morskiej.
Romulo Loayza jest profesorem biologii na miejscowym uniwersytecie. Od lat bada poziom skażenia oceanu w pobliżu Chimbote. Wyjaśnia, jak tysiące ton zanieczyszczeń, spuszczanych przez lata do morza, wpłynęły na cało ekosystem.
Romulo Loayza (biolog): „Unoszące się na wodzie lipidy zakłócają życie w całej zatoce. Cierpią na tym ptaki, cierpią ryby, cierpią zwierzęta żerujące na plaży. Substancje bogate w białko, osiadają na dnie i ulegają rozkładowi. Odpady wytwarzane przez fabryki, zawierają związki siarki. Trudno precyzyjnie określić skalę zanieczyszczeń. Nie wiemy, ile odpadów wyrzuca się rocznie, bo nikt tego nie rejestruje. Nikt nie prowadzi statystyk. W roku 2000 Instytut Badań Morskich opublikował wyniki pomiarów przeprowadzonych echosondą, z których wynika, że na dnie oceanu zalegają 53 miliony metrów sześciennych szlamu. Miejscami osady osiągają grubość 2 i pół metra”.
Maria Elena: „Ten szlam to nic innego jak odpady z przetwórni rybnych i fabryk oleju rybnego.
Z działaczką ekologiczną Marią Eleną idziemy na plażę przy dzielnicy przemysłowej, by zobaczyć, co trafia do zatoki. Pracują tu najbiedniejsi rybacy. To ludzie, których skażenie oceanu pozbawiło środków utrzymania. Teraz żyją ze ścieków fabrycznych.
Maria Elena: „To, co się tutaj dzieje, urąga wszelkim normom i godności ludzkiej. Ci mężczyźni odcedzają olej z odpadów i go sprzedają. Przemysłowcy nie mogli wyrządzić naszej zatoce i miastu większego zła. To przestępstwo przeciw środowisku, gwałt na naturze!”.
Tak wyglądają ścieki wypuszczane z fabryk prosto do morza. Fetor jest nieznośny. Ci ludzie zbierają cuchnącą ciecz do puszek. Odcedzają z niej tłuszcz i sprzedają jako paliwo.
Oscar Eduardo Saenz Armas: „Znalazło tu zajęcie 600 rodzin. W większości to drobni rybacy. Popadliśmy w kłopoty, gdy fabryki zaczęły odprowadzać do oceanu ścieki, doprowadzające kwasy i sodę kaustyczną. Straciliśmy pracę, bo doszło do skażenia zatoki”.
Jego dzieci, z których najmłodsze ma 10 lat, pracują tu bez zabezpieczeń. Ta kobieta przychodzi w to miejsce od 24 lat.
Carmen Hoyos: „W ten sposób zarabiamy na życie. Innej pracy nie mamy. Wiadomo, że to niebezpieczne zajęcie. Musimy pracować boso, ponieważ w butach łatwo się poślizgnąć i wpaść do zbiornika”.
Oscar Eduardo Saenz Armas: „Za skażenie oceanu odpowiedzialne są wszystkie wytwórnie oleju – w całym kraju, nie tylko w Chimbote – np.: Hajduk(?), Austral, Copeinca, Tasa, wszystkie! Te, które twierdzą, że tego nie robią, najzwyczajniej kłamią. Nasza obecność tutaj to najlepszy dowód zatrucia oceanu przez te firmy. Jest nas 600 rodzin. Wszyscy trafiliśmy w to miejsce tylko przez nich. Zatruli zatokę i w ten sposób odebrali nam źródło utrzymania”.
Otoczenie Copeinci nie wygląda lepiej. Także tutaj rury z fabryki biegną na plażę i do morza.
Ricardo Milla: „Tak, dzisiaj też spuszczali ścieki”.
Ricardo mieszka na plaży. Strzeże tłuszczu, jedynego źródła swego utrzymania.
Pablo Trapunsky (dyrektor generalny, Copeinca): „Przemysł rybny czyni usilne starania w celu ochrony zatoki i portów przed skażeniem. Tam, gdzie państwo już byli, w porcie w Chimbote, jeszcze w tym roku zainstalujemy bardzo długi rurociąg. Instalacją będzie się ciągnęła przez 7-8 km i zejdzie na dno oceanu, aby maksymalnie rozproszyć ścieki, odprowadzane z fabryki”.
Romulo Loayza (biolog): „Niektóre z przedsiębiorstw poprowadziły rurociągi pod ziemią. Odpady trafiają do morza 50, 80 metrów od brzegu, ale skutek jest ten sam. Ogromne ilości substancji organicznej gromadzą się na dnie oceanu”.
Chcieliśmy przyjrzeć się temu z bliska, ale ze względu na skażenie nie ma chętnych na nurkowanie w Chimbote. Więcej szczęścia mamy w Pisco, drugim ośrodku produkcji oleju. Woda jest tam w nieco lepszym stanie, ale nurkowie stoją przed trudnym zadaniem. Na głębokości 10 metrów widoczność jest znikoma.
Stefan Austermuhle (biolog): „Tak wygląda dno. Zanurzam rękę na metr. Patrzcie! Jakaś galaretowata substancja organiczna, pokryta bakteriami. To nie jest naturalny grunt”.
XX: „Widać ślady życia?”
Stefan Austermuhle (biolog): „Żadnych! Te wody są martwe. W takim stanie jest 90% dna zatoki, 40 kilometrów kwadratowych martwego podłoża”.
XX: „Jaka jest grubość szlamu?”
Stefan Austermuhle (biolog): „Wsunąłem rękę aż po bark. Próbowałem wymacać dno, bez skutku! Nie wiem, ile tego jest. Na pewno ponad półtora metra”.
Dla porównania nurkujemy także w wodach, z dala od miejsc skażonych. To, co widzimy tutaj, krańcowo odbiega od martwych wód w pobliżu fabryk. W Chimbote spotykamy się ze związkowcami z dwóch tutejszych zakładów. Pytamy ich, czego konkretnie pozbywają się fabryki.
Jose Valdiviezo Lopez (związkowiec, Copeinca): „W wytwórniach oleju maszyny są oczyszczane z tłuszczu przy użyciu sody kaustycznej i różnych kwasów. Kiedy maszyny zostaną już odtłuszczone, wszystkie brudy oraz substancje czyszczące trafiają wprost do morza”.
XX: „Co konkretnie wasza fabryka wylewa ze ściekami na plażę i do oceanu?”.
Pablo Trapunsky (dyrektor generalny, Copeinca): „Substancje organiczne. Do transportu ryb ze statku do fabryki służy woda pod ciśnieniem. To właśnie ta woda trafia do morza”.
XX: „Pańscy pracownicy twierdzą, że pozbywacie się też silnych chemikaliów, takich jak kwasy i soda kaustyczna. Wylewacie je na plażę i do zatoki”.
Pablo Trapunsky (dyrektor generalny, Copeinca): „Tak było kiedyś! Tak było kiedyś – teraz mamy odpowiednie urządzenia! Zanim soda kaustyczna, używana do czyszczenia maszyn, popłynie do oceanu, zostaje chemicznie zobojętniona. Substancja ta, oczywiście, trafia do morza, ale jest już oczyszczona”.
Felipe Gaspar Collas (przywódca związkowców, Copeinca): „To oczywiste kłamstwo! Takie zaprzeczanie faktom graniczy z absurdem! Proceder potajemnego wypuszczenia sody kaustycznej z fabryk do morza, trwa w najlepsze! Ścieki z czyszczenia urządzeń nie są zobojętniane. Trafiają wprost do zatoki. Olej silnikowy też!”.
Copeinca i inne przetwórnie były wielokrotnie karane za spuszczanie nieoczyszczonych ścieków. Zostało umieszczone w centralnym rejestrze przedsiębiorstw przemysłu rybnego, ukaranych w ciągu ostatnich 5 lat. Zajrzeliśmy do tego dokumentu. Lista obejmuje 12 000 firm! Wyłania się w niej obraz gałęzi gospodarki, która na ogromną skalę narusza prawo. Na zlecenie rządu niektóre z tych wykroczeń analizuje kancelaria adwokacka z Limy. Statki rybackie są bardzo często zatrzymywane w 5-milowej strefie przybrzeżnej.
Victor Puente-Arnao Tiravanti (prawnik): „Do najpoważniejszych przestępstw dochodzi podczas przerw w nadawaniu sygnałów GPS ze statków rybackich. Przerwa ponad 2-godzinna świadczy zazwyczaj o połowach w 5-milowej strefie przybrzeżnej”.
Jak wynika z rejestru, kary często nakładano na duże przedsiębiorstwa. Copeinca złamała prawo 173 razy. Najczęściej chodziło o odławianie narybku i połowy w 5-milowej strefie przybrzeżnej.
Pablo Trapunsky (dyrektor generalny, Copeinca): „Nikt nie zaprzecza, że otrzymaliśmy ostrzeżenia i kary”.
Dyrektor Copeinci utrzymuje, że wiele z tych incydentów nie było działaniem celowym i że nie można ich uznać za łamanie prawa. Skażenie morza przez wytwórnię oleju rybnego i nadmierne połowy, pozbawiły źródła utrzymania rybaków na całym wybrzeżu Peru. Zdaniem badaczy, równie groźne jest rabunkowe odławianie sardeli.
Romulo Loayza (biolog): „Sardele są podstawowym źródłem pożywienia dla wielu zwierząt: uchatek i wydr morskich, wielu ryb i ptaków. Ponieważ połowy dziesiątkują populację sardeli, zmniejsza się też liczebność wszystkich gatunków, które się nimi żywią. Na wybrzeżu występuje teraz znacznie mniej ptaków. Zwierzęta morskie i ptaki muszą walczyć o pożywienie z peruwiańskim przemysłem rybnym. Badania naukowe wykazały, że na niektórych obszarach populacja ptaków zmniejszyła się o 90%.
„Copeinca i Hajduk – jeden syf!”
„Protestujemy przeciwko Copeince. To nikczemna firma. Należy do Norwegów, a nie Peruwiańczyków!”.
Toto Mendozo stał na czele związku zawodowego w Copeince, gdy w 2009 roku rybacy, pracujący w firmie, zaprotestowali przeciw zbyt niskim zarobkom. Wkrótce potem trafił na bruk.
Toto Mendozo (przywódca związkowców, Copeinca): „(?) w Copeince i Australu nie szanują praw pracowniczych”.
Przywódcy trzech organizacji, zrzeszających rybaków, ostro krytykują politykę przedsiębiorstwa. Ich opinie w pełni podzielają działacze związkowi z Copeinci.
Felipe Gaspar Collas (przywódca związkowców, Copeinca): „W każdym oddziale naszej firmy powtarza się ten sam schemat. Wszystkie decyzje i działania kierownictwa wobec pracowników, potwierdzają, że głównym celem przyświecającym dyrekcji jest całkowita uległość zatrudnionych. Pracownicy nie powinni na nic narzekać, a związki zawodowe muszą raz na zawsze zniknąć z fabryk”.
XX: „Jakie jest stanowisko władz Copeinci wobec związków zawodowych?”
Pablo Trapunsky (dyrektor generalny, Copeinca): „Zgodnie z peruwiańskim prawem, 20 pracowników może założyć związek zawodowy w każdym przedsiębiorstwie. W trzech naszych zakładach nie ma związków. Ich pracownicy nie narzekają. Są chyba zadowoleni”.
XX: „Rozmawialiśmy z wieloma pana pracownikami. Usłyszeliśmy, że w Copeince ruch związkowy jest tępiony, że wyrzucacie z pracy ludzi walczących o swoje prawa”.
Pablo Trapunsky (dyrektor generalny, Copeinca): „Hm! Cóż, takie opinie mnie nie dziwią. Związek zawodowy może powstać tylko wtedy, gdy uda się zebrać 20-tu członków”.
Od robotników dowiedzieliśmy się, że nacisk na wysokie tempo pracy oraz słabe zabezpieczenia urządzeń, doprowadziły do wielu wypadków.
Jesus Cruzalegui Quesada (przywódca związków, Copeinca): „Zdarzyło się wiele nieszczęść. Jeden z robotników spadł z maszyny. Uszkodził sobie szczękę i złamał obie ręce. Założono mu około 50 szwów na głowie. Omal nie stracił życia. Dyrekcja ustaliła rzekome przyczyny tej tragedii. Obwiniono pracownika”.
Lekarz okręgowy potwierdza, że w wytwórniach oleju często dochodzi do wypadków.
Ramon de la Cruz (naczelny lekarz departamentu Ancash): „Współczynnik wypadków przy pracy jest tam dosyć wysoki. Notujemy przypadki obcięcia palców i dłoni. Przy obsłudze pasów transmisyjnych robotnicy tracą też kończyny dolne. Maszyny transportujące surowiec rybny, przypominają pełzające robaki. Zsunięcie się z takiego pasa, grozi obcięciem kończyny”.
Felipe Gaspar Collas (przywódca związkowców, Copeinca): „Pracujemy w wysokiej temperaturze, w dymie i oparach – bez masek i okularów ochronnych”.
Pablo Trapunsky (dyrektor generalny, Copeinca): „Kiedyś robotnicy nie chcieli używać zabezpieczeń, ponieważ gorzej się im w nich pracowało. Do wypadków dochodziło znacznie częściej, ponieważ personel nie stosował odpowiednich zabezpieczeń. Teraz jest już lepiej”.
Dowiedzieliśmy się od robotników, że w Copeince ta sama praca jest różnie wynagradzana. Dotarliśmy do osoby, która nagłośniła całą sprawę. Mężczyzna przepracował w przedsiębiorstwie 4 lata. Gdy upomniał się o wyrównanie płacy, związkowcy ogłosili go pracownikiem roku.
Leoncio Isidro Ulloa: „Gdy złożyłem skargę, natychmiast zaczęły się szykany. Kierownictwo otwarcie okazywało mi wrogość. Na różne sposoby utrudniali mi pracę. Zablokowali moje konto mailowe. Nie mogłem korzystać z telefonu. Na tym nie koniec, przestali na przykład opłacać moje ubezpieczenie. Chcieli, żebym sam płacił. W końcu postanowili się mnie pozbyć raz na zawsze”.
Dotarliśmy do maili wysyłanych przez dyrektora naczelnego Copeinci do działu kadr. Ilustrują one taktykę przyjętą przez firmę wobec kłopotliwego pracownika:
„W sprawie Ulloa: Pracownik odrzucił proponowane porozumienie. Proszę o zgodę o zwolnienie w trybie nadzwyczajnym” – Alfredo Palacios (dyrektor działu kadr).
Od: Pablo Trapunsky: „Zgodnie z dzisiejszymi ustaleniami z działem kadr, podejmiemy wobec tego pana następujące kroki: zostanie przeniesiony do placówki pozaprodukcyjnej. Ma tam wykonywać bezsensowne prace, aż się nimi znudzi. Co miesiąc będziemy go pytać, czy podpisze porozumienie”.
Leoncio Isidro Ulloa: „Po przeczytaniu tych maili poczułem bezradność. Nie wiedziałem, do kogo mam się zwrócić, żeby szukać sprawiedliwości”.
Po trzech miesiącach, w lipcu 2010 roku Leoncio został aresztowany w pracy. W dziale było włamanie, a podejrzenie padło na niego. Jako złodziej został natychmiast wyrzucony z Copeinci. Po kilku tygodniach, z braku dowodów, zwolniono go z aresztu, ale nie przywrócono do pracy. Dla Copeinci jeden kłopot mniej.
XX: „Mamy dokumenty, świadczące o pana osobistym udziale w szykanowaniu pracownika, który skarżył się na nierówne wynagrodzenie za pracę. Oto e-mail! Co pan na to?”.
Pablo Trapunsky (dyrektor generalny, Copeinca): „Kiedy to było?”.
XX: „Proszę, żeby pan skomentował swoje sugestie, co do sposobu traktowania tego pracownika. W Copeince to norma?”.
Pablo Trapunsky (dyrektor generalny, Copeinca): „Nie wiem, o kogo chodzi. Muszę się przyjrzeć sprawie. Nie bardzo kojarzę człowieka, ale chyba chodzi o mężczyznę, którego poproszono o opuszczenie naszej firmy, gdyż działał na szkodę Copeinci. Był zamieszany w kradzież, choć mu tego nie udowodniono. Musiał się z nami rozstać, dopóki policja nie ustali: winny, czy nie”.
XX: „Mamy raport policji, stwierdzający, że oskarżenia były bezpodstawne”.
Pablo Trapunsky (dyrektor generalny, Copeinca): „W tę sprawę byli zamieszani koledzy tego pracownika, ludzie, którzy z nim pracowali. Nie mieliśmy dowodów przeciwko niemu, więc postanowiliśmy rozstać się z nim polubownie. To wszystko”.
Leoncio Ulloa walczy w sądzie o przywrócenie do pracy.
Leoncio Isidro Ulloa: „Wyrzucili mnie absolutnie bezprawnie. Nie otrzymałem ani grosza odszkodowania. Zostałem na bruku. Znalazłem się w rozpaczliwej sytuacji. Proces się przeciąga, a ja nie mam pracy.
XX: „Czy Copeinca właściwie traktuje swój personel i rybaków”?.
Pablo Trapunsky (dyrektor generalny, Copeinca): „Oczywiście! To dla nas powód do dumy. Zapewniam, że jeśli odwiedzą państwo inne przedsiębiorstwa z naszej branży, dostrzegą wielkie różnice”.
Prowadząc nasze śledztwo, zetknęliśmy się z bardzo hermetycznym środowiskiem, które nie życzy sobie jakichkolwiek przejawów kontroli. Kilku naszych informatorów odmówiło wystąpienia przed kamerą, zapewne z powodu nacisków firm, zaangażowanych w trujący proceder. Wielu Peruwiańczyków, którzy udzielili nam wywiadu, obawia się szykan. Niektórzy już ich doświadczyli.
Romulo Loayza (biolog): „Było to 6, może 7 lat temu. Wybrałem się z grupą studentów naszego uniwersytetu na Mila Blanca, w naszej zatoce. Kiedy wypływaliśmy, zaobserwowaliśmy 24 lub 26 kutrów, łowiących serdele w 5-milowej strefie przybrzeżnej. Przez całą drogę robiliśmy zdjęcia i filmowaliśmy zatokę. Ze statku wycieczkowego przez lornetki lustrowaliśmy okolicę. Gdy pod wieczór wróciliśmy do miasta, podzieliłem się swoim odkryciem z kilkoma osobami. Usłyszałem, że lepiej zrobię, jeśli tę wiedzę zachowam dla siebie. Takie groźby mogą przerazić, bo człowiek nie zna dnia, ani godziny. Nikt nie wie, co go może jutro spotkać”.
Walka z przemysłem dewastującym miasto wycisnęła trwałe piętno na życiu działaczki ekologicznej Marii Eleny Foronda Farro. Wkrótce po założeniu organizacji ekologicznej „Natura”, Maria Elena i jej partner życiowy trafili do więzienia. Zarzut: terroryzm!
Maria Elena Foronda Farro (organizacja ekologiczna Natura): „Na przesłuchaniu usłyszeliśmy, że nas zwolnią, jeśli rozwiążemy swoją organizację, wyjedziemy z Chimbote i na zawsze zerwiemy z działalnością ekologiczną. Odrzuciliśmy te warunki, więc odbył się proces. Bez przedstawienia żadnych dowodów winy, zostaliśmy skazani na 20 lat więzienia. Najtrudniejszy moment, znacznie trudniejszy niż ogłoszenie wyroku, nastąpił, gdy – na oczach rodziców, po zakończeniu procesu, z obandażowaną głową i w kajdankach – byłam wyprowadzana z sądu. Naszą obroną zajął się najlepszy adwokat pod słońcem – mój tata”.
Dzięki protestom i naciskom międzynarodowych organizacji praw ochrony człowieka, po 13-tu miesiącach oboje opuścili więzienie. Maria Elena nie zaprzestała walki z trucicielami środowiska. Trzy lata temu znów starła się z potężnym przeciwnikiem. „Natura” opublikowała raport o skażeniu środowiska, który odbił się szerokim echem. Oto, jak zareagował Aproferrol” – miejscowe stowarzyszenie przemysłu rybnego…
Maria Elena Foronda Farro (organizacja ekologiczna Natura): „Członek „Aproferrolu” podszedł do mnie i powiedział: ‘O włos uniknęliśmy wykluczenia z organizacji międzynarodowej. Jeśli to się powtórzy, nawet nie próbuj uciekać, bo i tak cię dopadniemy’. Usłyszałam to trzy lata temu. W Peru przedsiębiorcy często reagują w ten sposób, gdy ktoś naruszy ich interesy. Nasz raport dopiekł im do żywego. Potem jeszcze raz mi grozili. Usłyszałam, że jeśli ich wykluczą, to ja pożegnam się z życiem”.
Maria Elena wie, że występując w naszym filmie i kierując uwagę zagranicznych mediów na wytwórnię oleju rybnego, sporo ryzykuje, podobnie jak reszta naszych peruwiańskich rozmówców.
Jesus Cruzalegui Quesada (przywódca związkowców, Copeinca): „Tu chodzi o naszą godność. Mamy przystać na krzywdzenie przez pracodawców, dać się upokarzać? Powinniśmy zawołać: ‘Dość wyzysku!’ i z dumą podnieść głowę. Ktoś musi podnieść to wyzwanie! Ktoś musi zdobyć się na odwagę! Ja bez lęku patrzę w przyszłość”…
Kapsułki z kwasem „Omega-3”, które kupujemy w Europie, najczęściej zawierają olej rybny z Peru. Maria Elena jest rozgoryczona tym, że wielkie międzynarodowe korporacje nie szanują jej kraju i jego mieszkańców.
Maria Elena Foronda Farro (organizacja ekologiczna Natura): „W Europie powinno się zakazać sprzedaży tych produktów. Nie pojmuję, dlaczego na to pozwalacie?! Czy dlatego, że jesteśmy biednym krajem?!… Wasze przedsiębiorstwa traktują nas jak ludzi trzeciej, czy czwartej kategorii!…
B.K. 29.06.2015.
Tags :