piątek, 8 czerwca 2018

Jak ogłupia się Polaków - na przykładzie ekspertyz sejmowych.




Z cyklu : „P-273, państwo istnieje formalnie” - dr J. Jaśkowski


Motto: Jak nas rabują? Bez wytchnienia!


Ostatnio podrzucono mi opracowanie tematyczne OT - 660 z Biura Analiz, Dokumentacji i Korespondencji Kancelarii Sejmu pt. ”Kontrowersje wokoło szczepień obowiązkowych”, niejakiej p. Joanny Granowskiej, Głównego Specjalisty w Biurze Analiz, Dokumentacji i Korespondencji.

Nie wiem, jakie to przymioty ciała, czy ducha postawiły Ją na stanowisku Głównego Specjalisty, ale jedno jest pewne, nie była to wiedza merytoryczna w temacie którego podjęła się opracować, a przynajmniej - który swoim nazwiskiem firmuje.

Oczywiście, wieść gminna podaje, że niektóre opracowania przygotowują tzw. duchy, ale niestety nazwisko takiego ducha nie jest podawane, więc musi zostać to, co napisałem. Jak znajdę trochę czasu, to zabiorę się do koreferatu na temat tych błędów. Obecnie podam tylko, że owa ekspertyza sejmowa opiera się na 13 pozycjach piśmiennictwa. Jedną z pozycji jest GW, a poza tym, reklamówki koncernów farmaceutycznych np. Medycyna Praktyczna. Jak już opisywałem, jest to czasopismo finansowane przez największych producentów szczepionek, typu Novartis czy GSK. Siłą rzeczy więc PT Posłowie będą swoje wnioski podpierali prospektami reklamowymi. Nie można się potem dziwić, że wychodzi to, co wychodzi.

Kobieta ta zabiera się do poważnego - tak mi się przynajmniej zdaje - opracowania sejmowego, nie wiedząc nawet, że Edward Jenner nigdy nie był żadnym lekarzem, nigdy nie ukończył żadnej szkoły medycznej, nigdy nie wynalazł żadnej szczepionki, ponieważ już prawie  80 lat wcześniej, tj. w 1715 roku, dokonywano szczepień na dworze angielskim. Stało się to za podpuszczeniem niejakiej lady Mary, dwudziestokilkuletniej pannicy, także nie posiadającej żadnego wykształcenia medycznego, a propagującej zwyczaje sekty hinduskiej bogini Mythe. Tak to znachorstwo wchodzi tylnymi drzwiami do Sejmu, jeszcze z nazwy polskiego, ponieważ stara maksyma każe patrzeć na to z perspektywy "Is fecit, cui prodest" - ten uczynił komu to przynosi  korzyść z danego czynu.

Oczywiście, że korzyści wyciągają koncerny farmaceutyczne, mające swoją siedzibę głownie w City of London Corporations. Jest to jeszcze jeden dowód potwierdzający wypowiedź p. premiera Morawieckiego, że "Polska jest własnością kogoś z Zachodu".

Sprowadzając na nasze podwórko po prostu oznacza to, że ludność zamieszkująca jeszcze tereny pomiędzy Odrą a Bugiem ma płacić podatki i nic więcej. Jej zadowolenia pilnują kompromitujące programy telewizyjne i mass media głównego nurtu dezinformacji niemieckich właścicieli - pod amerykańskim zarządem do 2099.

Muszę przypomnieć, że City zostało w 1686-88 roku przejęte przez Wilhelma Orleańskiego ze Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, a nazwisko obecnej królowej angielskiej, to Sax-Coburg-Gotha, które w 1916 roku zostało zmienione na Windsor.

Potwierdzeniem kolejnym, że jesteśmy tylko kolonią, jest prawdziwa epidemia aktów prawnych tworzonych przez rozmaitej maści aktorów sceny politycznej. Jak podał Raport Grant Thornton, w minionym roku weszło w życie 27.100 stron nowych aktów prawnych. W poprzednim, czyli 2016 roku, było o 15% więcej stron tych aktów. Oznacza to, jak podają autorzy tego raportu, „nasi” aktorzy sceny politycznej tak się rozpędzili, że „wyrzucili” z siebie, aż 27 118 stron maszynopisu nowych aktów prawnych najwyższej wagi, tj. ustaw i rozporządzeń. W roku 2016 spłodzili o 4788 więcej stron ustaw i rozporządzeń więcej.

Spróbujmy to przełożyć z polskiego na nasze.

Autorzy Raportu Grant Thornator popełnili przy tym podstawowy błąd określając czas, jaki potrzeby jest na przeczytanie strony aktu prawnego na 2 minuty. Przez dwie minuty to można przeczytać co najwyżej romans, lub kryminał gazetowy. Akt prawny czytany ze zrozumieniem zajmuje co najmniej 5 minut, tj. 2.5 razy więcej, aniżeli podają to PT Autorzy tego Raportu.

Tak więc Autorzy Raportu ocenili, że tylko teoretycznie chcąc przejrzeć owe strony, potrzebujemy co najmniej 54 000 minut, tj. prawie 800 godzin. Ale tak szybko, ze zrozumieniem tego, co autorzy owego aktu chcieli powiedzieć nikt nie czyta, czyli musimy pomnożyć owe 800 godzin co najmniej przez 5. Wychodzi, że chcąc się zapoznać z owymi aktami prawnymi najwyższej rangi, musimy poświęcić na to co najmniej 3000 godzin. Miesiąc to 180 godzin roboczych. Czytając przez równe 10 miesięcy możemy dojść do 1800 godzin. A to dopiero nieco więcej, aniżeli połowa. A co z pozostałymi aktami prawnymi? Kiedy się z nimi zapoznać?

Ale to nie wszystko. Przecież niektóre z tych aktów odwołują się do poprzednich. Jak podają PT Autorzy owego Raportu, chcąc się zapoznać w całością, potrzebujemy co najmniej 22 600 godzin, tj. ponad 941 dni. Nie muszę nikomu przypominać, że rok ma tylko 365 dni. Stąd ta nagłaśniana szeroko przez prawników zasada, że nieznajomość prawa nie zwalnia z jego przestrzegania.

Sami rozumiecie PT Czytelnicy, że musieli taką maksymę wprowadzić ponieważ - jak często słyszymy - zdecydowana większość PT Posłów zasłania się w czasie wywiadów, że nie czytała danej ustawy, ale głosowała, ponieważ obowiązywała dyscyplina partyjna - jak za czasów stalinizmu.

Czyli jednoznacznie widać, że nie reprezentuje żaden poseł wyborców, ale broni interesów swojej partii, czy partyjki.

Jak to już podkreślałem wielokrotnie - w celu głębszego otumaniania społeczeństwa - w szkołach nie wprowadzono żadnego przedmiotu w rodzaju propedeutyka prawa, wstęp do prawa, czy tym podobnego. Dlaczego niby głupi ludek ma rozumieć prawo? W kraju kolonialnym jest to zupełnie zbędne. Po prostu ma płacić podatki. To wszystko.

„Nasi” urzędnicy z tzw. Rządowego Centrum Legislacyjnego RCL nawet nie zadają sobie trudu, aby na stronach internetowych umieszczać  uwagi i wyjaśnienia do ustaw. Jak podaje ów Raport, aż 28% rządowych projektów ustaw z lat 2014 – 2017, nie ma wypełnionej zakładki dotyczącej konsultacji społecznych. Czyli podstawowy wymóg prawny został naruszony. Dodatkowo, aż 61% projektów ustaw dokumentów  nie zawiera żadnych odpowiedzi na opinie społeczne ani raportu z prowadzonych konsultacji. Jest to kolejny dowód fikcyjności urzędów tzw. państwowych. Prawo jest bowiem lekceważone na najwyższym szczeblu. Po prostu wypełniają polecenia z Zachodu.

Muszę także przypomnieć, że tzw. Rewolucja Bolszewicka została przeprowadzona za 10 milionów marek w złocie danych Goldmanowi zwanemu u nas Leninem przez ministra skarbu i szefa jawnej i tajnej policji Cesarstwa Pruskiego - Maxa Warburga. Dodatkowo jego brat, Otto Warburg, jako szef FED, czyli najważniejszej instytucji w USA, dał 20 milionów dolarów w złocie niejakiemu Breinsteinowi, czyli Trockiemu, plus 10 000 ochotników na przejęcie państwa carów.

Przecież Stalina także finansowali przez cały okres bankierzy z City - w zamian za koncesje dotyczące bogactw naturalnych.

Przecież jeszcze w latach 1990. wsadzili dyrektora kołchozu na stanowisko premiera tylko i wyłącznie w tym celu, aby dostać dla Oppenheimera na 99 lat połowę Jakucji - tę z kopalniami diamentów - i wziąć w posiadanie całe archiwum GRU- czyli wywiadu wojskowego i przenieść je do Nowego Jorku. Przecież nie po to opanowali Afganistan, aby zaprzestać produkcji opium. Za czasów złych Talibów Afganistan produkował  180 ton opium, a po wejściu dobrych Amerykanów produkcja wzrosła lawinowo do 8000 ton. Wiadomo, oni umieją organizować pracę taśmowo.

Tak więc widoczne jest jak na dłoni, że współczesny system, lub systemy we wszelkich odmianach, dążą do całkowitego zniszczenia lęku przed Panem Bogiem. Spowodowało to generalnie ogromny spadek strachu przed prawem i uczyniło wiele zbrodni akceptowalnymi przez społeczeństwo.

Rezultaty takiej działalności są widoczne na każdym kroku.

Przykład pierwszy z brzegu: 18 lat więzienia p. Komendy za niepopełnioną zbrodnię i oczywiście winnych nie ma. Te same sądy skazują upośledzonego człowieka na karę więzienia za kradzież batonu ze sklepu, a jednocześnie usprawiedliwiają sędziego, kradnącego 50 złotych w sklepie.

Dodatkowo, akceptowanie i promowanie dewiacji seksualnych, i jawne gloryfikowanie seksu osiągnęło poziom, w którym społeczeństwo traci prawo do nazywania się cywilizowanym.

Pomimo zawołań do równouprawnienia płci, gwałtownego wzrostu liczby kobiet w organach ustawodawczych, czy prawniczych, rezultaty ich działalności są zaskakująco nikłe. Jedyne, co jest widoczne, to permanentne krzyki o wzrost wynagrodzeń. Tymczasem problem jest o wiele poważniejszy.

Gwałty!!!

W USA jedna osoba na dwie ze zgwałconych ma poniżej 18 roku życia, a jedna na 6 ma mniej, aniżeli 12 lat. Oznacza to, że ponad 2/3 zgwałconych osób nie przekroczyło ustawowej granicy pełnoletniości. Podobne dane statystyczne występują w zdecydowanej większości krajów rozwiniętych gospodarczo, czyli tych chlubiących się „cywilizacją i demokracją.”

W USA  w 1999 roku na 320 milionów ludzi było, aż 89 100 gwałtów zgłoszonych.

W Kanadzie   w 2000 roku na 20 milionów ludzi było 24.049 gwałtów.

W Australii w 2000 roku było 15 630 gwałtów.

We Francji   w 2000 roku było 8457 gwałtów,

W Niemczech 2000 roku było 7499 gwałtów,

W Hiszpanii w 2000 roku były 5 664 gwałty,

W Polsce w 2000 roku zgłoszono 2399 gwałty

Ale za to w Turcji w tym samym okresie było 1260 gwałtów.

W Bułgarii miały miejsce 593 gwałty.

Węgry 589 gwałtów .

Szwajcaria 404 gwałty.

Grecja 114 gwałtów.

Łotwa  104 gwałty.

Oczywiście bezwzględna liczba gwałtów nie świadczy jeszcze o problemie. O wiele lepiej oddaje ten problem liczba gwałtów na 100 000 mieszkańców. Na czoło znowu wysuwają się kraje bogate.

Taka Australia notuje współczynnik gwałtów na poziomie 77.799

Kanada współczynnik gwałtów na poziomie 73.3989

USA współczynnik gwałtów równy 30.768

Francja  współczynnik gwałtów 13.9442

Finlandia  współczynnik gwałtów 11.8277

Niemcy   = 9.0973

Polska = 6.2218

Węgry = 5.88588

Rumunia = 4.4997080

Rosja = 4.86543

Turcja =1.80876

Szacuje się, że zgłoszonych zostaje ok. 40 % wszystkich gwałtów.

Spośród 50 krajów, USA, Francja, Niemcy, Australia należą do czołówki. Jak wiemy, z tych krajów pochodzi największa swoboda seksualna w mass mediach. Są to, jak widać, kraje o rzekomo rozwiniętej demokracji, miłujące pokój itd. itp.

I teraz wypada to porównać z karami, jakie przysługują za gwałt. Otóż w tych krajach tylko 6 % sprawców otrzymuje jakąkolwiek karę. Oznacza to wprost, że tylko jeden na szesnastu gwałcicieli spędza chociaż jeden dzień w więzieniu.

Ponad połowę spraw zamiata pod dywan policja. W/g  Bureau of  Justice  Statistics  [Deaprtament Sprawiedliwości USA], w 1994roku w nieco mniej aniżeli 1/3 przypadków, sprawca użył jakiejś broni. W nieco mniej, aniżeli w połowie przypadków ofiara doznała jakiegoś innego urazu, aniżeli obrażeń narządów płciowych.

No i mamy poważny problem. Mamy tyle walczących feministek w urzędach państwowych i samorządowych, mamy tyle posłanek i radnych, tyle kobiet pracujących w wymiarze „sprawiedliwości”. Obserwujemy tyle uczestniczek pochodów, wprowadzonych w imię aborcji, czyli mordowania dzieci, ale ani razu nie słyszałem o dyskusji sejmowej o zabraniu się za gwałcicieli, handlarzy kobietami do burdeli itd. Żaden z rządów warszawskich nigdy nie zaakcentował sprawy logicznego, prawnego podejścia do tego procederu.

Innymi słowy, kobitki, gadajcie sobie co chcecie w Sejmie, czy mass mediach, ale od poważnych spraw to buźki z daleka.

Na tym prostym przykładzie udowodniłem (tak przynajmniej mnie się wydaje) całą fikcję tzw. ruchów feministycznych. One nie walczą o poprawę losu kobiet, tylko o swoje wyższe wynagrodzenie, aby te pieniądze służyły na zakupy ciuchów, czy kosmetyków. I dlatego są cały czas popierane przez media głównego nurtu dezinformacji zachodnich właścicieli. Jak to podałem, obecnie cały rynek wydawniczy należy do jednego, no może dwu koncernów. Stąd bardzo łatwo ogłupiać te istoty reklamami, poczynając od kosmetyków, poprzez odzież, a kończąc na lekach, które rzekomo pozwolą dłużej cieszyć się urodą.

Znana lekarka już w 1909 roku napisała:

„Wrodzona próżność i chęć przypodobania się czyni więcej szkody na zdrowiu kobiet, aniżeli inne czynniki razem wzięte”.

Do tego należy dodać chęć zysków City of London Corporations. Przecież kto płaci, ten wymaga, a kto wspiera te drogi do kariery celebrytek?



kontakt: jerzy.jaskowski@o2.pl

Żródło:http://alexjones.pl/aj/aj-polska/aj-publicystyka/item/128920-jak-oglupia-sie-polakow-na-przykladzie-ekspertyz-sejmowych