piątek, 31 sierpnia 2018

Probiotyki mogą być niebezpieczne dla mózgu

Naukowcy z University of Augusta (stan Georgia, USA) twierdzą, że probiotyki powinny być traktowane jako produkty lecznicze, a także należy wziąć pod uwagę szereg negatywnych skutków ubocznych, które mogą wystąpić po ich przyjmowaniu.

Według naukowców probiotyki — suplementy zawierające „dobre bakterie”, nie są nieszkodliwymi preparatami. W przeciwieństwie do jogurtu, kapusty kiszonej, kefiru lub ciemnej czekolady, w której stężenie bakterii jest niskie, probiotyki stały się nawet powodem tego, że ludzie, którzy je przyjmowali otrzymywali zwolnienie lekarskie z pracy z powodu skutków ubocznych.
Naukowcy obserwowali 30 ochotników, z których 22 w momencie badania miało doświadczenie w zażywaniu co najmniej jednego probiotyku. Stwierdzono, że pałeczki kwasu mlekowego i bifidobakterie, stanowiące składniki tych środków, przeżywały w kwaśnym środowisku żołądka i docierały do jelita cienkiego pacjentów, gdzie nie powinno ich być. Tam tworzyły duże kolonie. Bakteryjna fermentacja węglowodanów prowadziła do tworzenia się wodoru i metanu, a w konsekwencji, wzdęcia i gazów.
Aktywność bakterii w żołądku również była szkodliwa. Podczas enzymatycznej obróbki cukrów w tym przypadku powstawał kwas D-mlekowy. O ile kwas L-mlekowy jest wynikiem fermentacji, to obecność kwasu D-mlekowego w produkcie oznacza zarażenie przez niektóre bakterie i zepsucie produktu. Naukowcy twierdzą, że D-mleczan może być toksyczny dla mózgu. U niektórych badanych stężenie kwasu D-mlekowego w tkance mózgu była 2-3 razy powyżej normy, co zdaniem badaczy może wpływać na procesy myślenia.
Czterech badanych stwierdziło, że po zażyciu probiotyków ich mózg był tak „zamglony”, że musieli przerwać pracę. Jeden z uczestników projektu skarżył się, że ma problemy z koncentracją i myśleniem, a także wzdęcia w kilka minut po zażyciu leku. U trzech z czterech ochotników przyjmujących probiotyki, po kuracji antybiotykowej wszystkie objawy ustały.
Naukowcy doszli do wniosku, że przyjmowanie probiotyków może prowadzić do zajęcia części przewodu pokarmowego przez bakterie, których nie powinno tam być w takich ilościach. A to zwiększa ryzyko kwasicy mleczanowej i naruszenia pracy mózgu.
Naukowcy wyjaśniają, że wyniki ich badań są wstępne, ale można powiedzieć na pewno, że stosowanie probiotyków wymaga dalszych badań i może być niebezpieczne dla różnych kategorii pacjentów.

E-papierosy śmiertelnym zagrożeniem dla zdrowia


Naukowcy z Uniwersytetu Minnesoty w USA odkryli, że para e-papierosów jest w stanie uszkodzić DNA w komórkach jamy ustnej i spowodować rozwój nowotworów złośliwych.

Rezultaty pracy naukowej zaprezentowano na konferencji Amerykańskiego Towarzystwa Chemicznego — czytamy w komunikacie prasowym na stronie EurekAlert!.
Wiele badań potwierdza, że palenie e-papierosów jest bezpieczniejsze niż palenie zwykłych papierosów, podczas którego powstają rakotwórcze produkty spalania tytoniu. Istnieją jednak sprzeczne dane dotyczące ryzyka związanego z paleniem papierosów elektronicznych.
Badacze sprawdzili wpływ pary z e-papierosów na pięciu ochotnikach. Przed i po 15-minutowej sesji vape’owania uczestnikom eksperymentu pobrano próbki śliny i zbadano je pod kątem obecności substancji chemicznych niszczących DNA. Poza tym wśród badanych oceniono stopień uszkodzenia aparatu genetycznego w komórkach. Naukowcy wykryli trzy toksyczne związki, których stężenie w ślinie po zaciągnięciu się znacznie rosło: aldehyd mrówkowy, akroleiny i metyloglioksalu. Poza tym u czterech z pięciu badanych wykryto uszkodzenia związane z wpływem akroleiny.
Substancja spowodowała powstanie DNA-adduktów — kompleksów kwasów nukleinowych i postronnych molekuł, w których niemożliwy jest właściwy przebieg procesów transkrypcji i translacji. Jeśli komórka nie może naprawić uszkodzeń, możliwe są błędy w replikacji DNA prowadzące do powstania nowotworów złośliwych.
Zdjęcie: rolandmey (CC0)
Źródło: pl.SputnikNews.com

Sąd potwierdził, że przyczyną nowotworu był Roundup




Po ogłoszeniu w dniu 10 sierpnia br. wyroku z w sprawie kalifornijskiego ogrodnika chorującego na nieuleczalny nowotwór znów rozgorzała dyskusja wokół najpopularniejszego na świecie środka chwastobójczego: glifosatu. Sędziowie z San Francisco stwierdzili, że przyczyną raka (chłoniaka nieziarniczego) u Dawayne Lee Johnson’a był częsty kontakt z flagowym produktem Monsanto: Roundupem i zasądzili mu wypłatę odszkodowania w wysokości 289 miliona dolarów.

Wyrok kalifornijskiego sądu otwiera drzwi do wygranej kolejnym ponad 4 tysiącom osób z całego świata procesujących się z koncernem.
Po ogłoszeniu w dniu 10 sierpnia br. wyroku z w sprawie kalifornijskiego ogrodnika chorującego na nieuleczalny nowotwór znów rozgorzała dyskusja wokół najpopularniejszego na świecie środka chwastobójczego: glifosatu. Sędziowie z San Francisco stwierdzili, że przyczyną raka (chłoniaka nieziarniczego) u Dawayne Lee Johnson’a był częsty kontakt z flagowym produktem Monsanto: Roundupem i zasądzili mu wypłatę odszkodowania w wysokości 289 miliona dolarów.
Wyrok kalifornijskiego sądu otwiera drzwi do wygranej kolejnym ponad 4 tysiącom osób z całego świata procesujących się z koncernem.
EUROPA
Koszty związane z ewentualnymi odszkodowaniami dla tych ludzi poniesie niemiecka firma Bayer, która w tym roku kupiła Monsanto za niemałą kwotę 63 miliardów dolarów. To jednak nie jedyne kłopoty niemieckiego koncernu. Sędziowie ogłosili wyrok w San Francisco w piątek, zaś w poniedziałek wartość akcji Bayer’u na giełdzie spadła aż o 14%, co oznacza 14 miliardów dolarów straty wartości rynkowej w ciągu zaledwie trzech dni!

Koncern jednak broni glifosatu twierdząc, że jest on bezpieczny i zamierza się odwoływać: „Werdykt kalifornijskich sędziów stoi w opozycji do wyników badań naukowych, dekad doświadczeń oraz decyzji władz na całym świecie, które nie wyraziłyby zgody na stosowanie środka wywołującego raka.” – napisano w przesłanym do Agencji Reutera oświadczeniu.

W Unii Europejskiej od lat trwa dyskusja dotycząca bezpieczeństwa najpopularniejszego tu herbicydu: glifosatu. W zeszłym roku Komisja Europejska przedłużyła licencję na jego stosowanie na kolejne pięć lat, jednak wyrok z San Francisco ponownie przechylił szalę na rzecz domagających się wprowadzenia zakazu jego stosowania. „Musimy skończyć z inwazją tej substancji na nasz rynek, zagrożenia, które istnieje tylko dlatego, że podpisano umowy gwarantujące zyski wybranym podmiotom” – napisał na „Facebooku” włoski premier Luigi Di Maio.

Francuski minister środowiska, Nicolas Hulot, uważa, że dzięki werdyktowi będzie można wypowiedzieć wojnę glifosatowi w Europie. „Jeśli nadal będziemy czekać, ta trucizna będzie zabijać, a ofiar będzie przybywać.” – powiedział w wywiadzie dla stacji radiowej BFM.

Włochy i Francja już poczyniły kroki do stopniowego wycofywania tej substancji z ich państw. Niemcy zamierzają wprowadzić całkowity zakaz wprowadzić w ciągu trzech lat. W kwietniu tamtejsza minister rolnictwa, Julia Kloeckner, zapowiedziała przygotowanie rozporządzenia zabraniającego stosowania glifosatu w przydomowych ogródkach, na terenach parków i tych przeznaczonych pod rekreację sportową.

INDIE
Gazeta „Times of India” napisała, że werdykt sędziów z Kalifornii powinien przyspieszyć wprowadzenie zakazu stosowania glifosatu na terenie całego kraju. „Nasza organizacja już dostarczyła petycję do ministra rolnictwa podpisaną przez tysiące ludzi domagających zakazu stosowania glifosatu. Niestety, jak dotąd nie podjęto żadnych działań w tej sprawie” – twierdzi Kathiva Kuruganti z organizacji Alliance for Sustainable and Holistic Agriculture.

W Indiach glifosat jest stosowany głównie w uprawach genetycznie modyfikowanej bawełny. Monsanto po raz pierwszy sprzedało jej nasiona w tym kraju w 1995. Dziś, ponad 90% tamtejszych upraw tej rośliny stanowią właśnie odmiany GMO.

AUSTRALIA
Po ogłoszeniu werdyktu australijski oddział Greenpeace’u ponownie zwrócił się do rządu o ograniczenie sprzedaży herbicydu Monsanto dostępnego obecnie na terenie całego kraju. „Stosowanie tego niebezpiecznego produktu powinno zostać ograniczone” – powiedziała w w wywiadzie dla Guardian Australia Jamie Hanson, kierowniczka ds. kampanii z Greenpeace’u.

Hanson dodaje: „Roundup jest tu łatwo dostępny, przez co potencjalnie niebezpieczny dla wielu naszych obywateli. Ta sprawa jest pierwszą z setek, które wytoczono w Stanach Zjednoczonych, a które dotyczą potwierdzenia związku między glifosatem a chłoniakiem nieziarnistym. Tak naprawdę nie wiemy, jak wielu ludzi dotknęła ta choroba z powodu kontaktu z tym herbicydem i ilu z nas jeszcze zachoruje.”

W odpowiedzi na te zarzuty rzecznik tamtejszego oddziału Monsanto stwierdził, że: „Amerykańska Agencja ds. Ochrony Środowiska, podobnie jak wiele innych instytucji na całym świecie, w tym w Australii, stoi na stanowisku, że glifosat nie powoduje raka”.

Autorstwo: Lorraine Chow
Tłumaczenie: Xebola
Źródło oryginalne: EcoWatch.com
Źródła polskie: Xebola.wordpress.com, WolneMedia.net

Lecznicza głodówka naturopaty, wyleczono ponad 40 tysięcy chorych




Metodę głodówką opracował austriacki naturopata Rudolf Breuss, który poświęcił całe swoje życie odkryciu najlepszych naturalnych metod leczenia raka. Znalazł przepis na sok, który zapewnia wyjątkowe rezultaty w walce z rakiem.
Dzięki swoim odkryciom wyleczył ponad 45 000 ludzi, którzy walczyli z rakiem i innymi nieuleczalnymi chorobami. Breuss zauważył, że rak można wyleczyć tylko za pomocą białek. Opracował unikalny system odżywiania, który trwa 42 dni.

Głodówka Breussa opiera się na wykorzystaniu różnych soków warzywnych i naparów ziołowych. Przebieg głodówki leczniczej prowadzony jest przez 42 dni.

Historia powstania tej metody jest dość ciekawa. Rudolf Breuss jest zwykłym człowiekiem, bez wykształcenia medycznego, który zachorował na raka. Przeszedł on wiele operacji ale guz pojawiał się ponownie. Rudolph postanowił wziąć leczenie we własne ręce. Za podstawę swojej metody wziął lecznicze działanie rozmaitych soków i ziół. Ponieważ Breuss zachorował na zewnętrzną postać raka, mógł obserwować i kontrolować wyniki mieszanek soków i ziół, które brał. W rezultacie opracował kurs głodówek Breussa, który został obliczony na sześć tygodni.
W głodówce Breussa wykorzystany jest świeży sok z buraka ćwikłowego, sok z selera i marchwi, sok z czarnej rzodkwi i ziemniaków. Konieczne jest również picie herbaty nerkowej, napar z czerwonego geranium i napar z szałwii.

Do tej pory głodówka Breussa wyleczyła ponad 40 000 pacjentów.

Aby głodówka Breussa była skuteczna, trzeba odpowiednio przygotować mieszankę leczniczą i napary ziołowe.

Sok warzywny

Weź:

300 g buraków,
100 g marchwi
100 g selera,
30 g czarnej rzodkwi
mały ziemniak.

Wszystkie składniki przyszłej mieszanki przepuszczamy przez sokowirówkę, otrzymany sok leczniczy trzeba przecedzić przez gazę lub sitko do herbaty.

Napar z szałwii:
  • Aby zrobić napar z szałwii, należy wsypać jedną lub dwie łyżeczki szałwii do 500 ml gotującej wody i doprowadzić roztwór do wrzenia.
  • Gotować napar przez jeszcze koło trzech minut i przecedzić.
  • Do naparu ziołowego zaleca się dodanie łyżeczki mięty pieprzowej, dziurawca i melisy.
  • Ziołową mieszankę należy odstawić na koło dziesięć minut.

Herbata nerkowa:

Głównymi składnikami herbaty nerkowej w głodówce Breussa są:

15 g polnego skrzypu,
10 g pokrzywy,
8 g sporyszu (piołunu),
6 g ziela dziurawca zwyczajnego.

Ilość herbaty nerkowej jest obliczana na trzy tygodnie głodówki Breussa.

Tą kolekcję ziół parzy się 10 minut w pojemniku z gorącą wodą. Następnie mieszankę należy przefiltrować, a odcedzony wywar rozcieńczyć w 500 ml gorącej wody.

Napar z czerwonego geranium można uzyskać przez dodanie niewielkiej ilości rośliny do szklanki z gorącą wodą, i parzenie jej przez dziesięć minut.

Do przygotowania herbaty zawierającej wapń konieczne jest przygotowanie ziołowej mieszanki miodunki, babki, kurdybanku, kopru włoskiego i dziewanny. Następnie całą mieszankę parzymy dziesięć minut.

Schemat głodówki Breussa

Pacjent powinien wypijać każdego dnia do 500 ml naturalnego soku z:
  • marchwi,
  • ziemniaka,
  • buraków,
  • selera,

napary ziołowe z:
  • szałwii,
  • czerwonego geranium,
  • herbaty nerkowej

Po przebudzeniu zaleca się wypicie powoli pół szklanki schłodzonej herbaty nerkowej.

Gdy minie pół godziny lub godzina, trzeba wypić 1 lub 2 szklanki ciepłego naparu z szałwii z dodatkiem dziurawca, melisy i mięty pieprzowej.

Po upływie kolejnych 30 lub 60 minut pijmy łyk naturalnego soku przepłukując nim jamę ustną, następnie połykamy sok.

Po 5 lub 7 minutach możemy wypić kolejny łyk dowolnego soku z warzyw.

Liczba łyków soku rano wynosi od 10 do 15.

W przerwach między piciem soków konieczne jest picie nieograniczonej ilości zimnego naparu z szałwii.

Wszystkie ziołowe napary i soki zaleca się gotować bez dodatku cukru.

Na obiad powinno się wypić pół filiżanki herbaty nerkowej i łyk soku z warzyw.

W sumie w ciągu doby powinno się wypić do 500 ml soku z warzyw, ale tylko razem z naparami.

Podczas głodówki Breussa wypijamy w ciągu doby małymi łyczkami szklankę ostudzonego naparu z czerwonego geranium. Czerwone geranium zawiera pożyteczny dla człowieka rad.

Ponadto można od czasu do czasu pić sok z kiszonej kapusty, cytryny, pomarańczy lub czarnej porzeczki. Możemy mieszać te soki z naparami ziołowymi.

Podczas głodówki Breussa nie wolno mieszać soków z owoców z sokami warzywnymi!

Naturalnego soku z jabłek nie zaleca się mieszać z innymi sokami.

W procesie głodówki należy wsłuchać się w swój organizm i określić, kiedy najlepiej używać soków warzywnych, rankiem czy w porze obiadowej, i pić go właśnie w tym czasie.

Jeśli będzie ciężko z głodówką na sokach i naparach, to raz na dobę zjedzmy talerz specjalnej zupy cebulowej, którą przygotowuje się według recepty Breussa.

Zupa cebulowa według receptury Breussa

1. Weźcie niedużą cebulę i drobno posiekajmy jej z zewnętrzną brązową skórkę.
2.Podsmażmy pokrojoną cebulę na oleju roślinnym do złotego koloru.
3. Dodajmy do cebuli 500 ml zimnej wody i gotujmy do rozgotowywania.
4. Dolejmy do zupy dowolny warzywny wywar i wszystko dokładnie zmieszajmy.
5. Zupę cebulową trzeba koniecznie przecedzić.

Po zakończeniu głodówki jedzmy tylko półpłynne pożywienia bez soli. Stopniowo wprowadzajmy do menu zwykłe pożywienie.

Pamiętajmy, że po operacji, chemioterapii lub napromieniowaniu nie można zaczynać procesu głodówki. Można tylko przyjmować napary z ziół i soki jarzynowe.

Leczenie głodówką Breussa zaleca się rozpocząć 2 do 6 miesięcy po przeprowadzeniu operacji lub chemioterapii.
Za: https://www.kramola.info/

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Nieszczepienie – nowa moda, która przyszła z Zachodu?


Ostatnimi czasy, w dobie medialnych epidemii, niejeden Polak słyszał z ust prezenterów telewizyjnych stwierdzenie, że rosnąca liczba osób nieszczepiących dzieci jest wynikiem nowej mody, która przyszła z Zachodu. Czy tak jest w istocie? Kiedy człowiek zaczyna wgłębiać się w temat, okazuje się, że opinia ta nie ma zbyt wiele wspólnego z prawdą.

Nieszczepienie to nie żadna nowa moda, tylko zjawisko, które występowało od początku nowożytnej ery szczepień.
Ludzie zabiegający o zniesienie przymusu szczepień sprzeciwiali się dyktaturze urzędników państwowych w tym zakresie. Po długich latach walki o wolność wyboru, wobec ogromnej liczby powikłań oraz rozbudowanego aparatu represji (włącznie z grzywnami i zamykaniem w więzieniach osób odmawiających szczepień) szczepienia w Anglii przestały być obowiązkowe – i tak jest do dziś. Tymczasem Polska nadal czerpie w tej materii z tradycji ustroju totalitarnego odziedziczonego po wpływach ZSRR. Z tą różnicą, że w prawie Federacji Rosyjskiej istnieje już od czasów Jelcyna zapis o możliwości odmowy szczepień. A w naszym, niby demokratycznym, kraju – nie.
Czy tak powinno być w wolnym kraju?

NIESZCZEPIENIE W POCZĄTKACH ERY SZCZEPIEŃ

Kiedy Edward Jenner, protoplasta współczesnych wakcynologów, ogłosił wszem i wobec, że opracował metodę poradzenia sobie z epidemiami ospy prawdziwej, wcale nie znalazł na początku wielu zwolenników. Wszystko dlatego, że rozpoczął działalność w epoce inokulatorów. Osoby te, do których należał m.in. lord Satton, zaszczepiały ludzi ospą prawdziwą, by wywołać łagodniejszą odmianę tej choroby, dającą podobno odporność na epidemiczne jej postaci, łącznie z tzw. czarną ospą.
Historia Jennera i pierwszych lat wakcynologii została szczegółowo opisana w rozdziale „O ospie prawdziwej i nie tylko, czyli od czego wszystko się zaczęło” książki Aleksandra Kotoka „Bezlitosna immunizacja. Prawda o szczepionkach”, której poświęcona jest niniejsza strona internetowa.
Edward Jenner podchwycił natomiast wynikającą z wiejskiego przesądu ideę, że zaszczepienie infekcją krowianki (nazywanej również ospą krowią) będzie chronić przed ospą prawdziwą. Pomysł został uznany z początku za niedorzeczny zarówno przez lekarzy, jak i przez weterynarzy epoki (obie choroby nie miały ze sobą nic wspólnego oprócz nazwy). Jednak na skutek przemyślanych działań Jennera i czegoś, co nazwalibyśmy dzisiaj lobbingiem, procedura szczepienia limfą krowią powoli zaczęła się przyjmować. Lecz ponieważ nie obyło się bez problemów, początki wcale nie należały do łatwych.
Warto nadmienić, że pierwsi „pacjenci” Jennera skończyli tragicznie (zarówno jego syn, jak i syn jego ogrodnika Phipps zmarli w młodym wieku), co nie przeszkodziło mu sławić wszem i wobec dobrodziejstw wakcynacji. Medialne zabiegi Jennera i wizja wzbogacenia się lekarzy doprowadziły do tego, że 19 lipca 1800 roku 36 wiodących lekarzy i chirurgów Londynu opublikowało oświadczenie, w którym uroczyście ogłaszali, że raz przebyta ospa krowia wywołuje świetną ochronę przed ospą prawdziwą. Na nic zdały się głosy znających obie choroby lekarzy i weterynarzy. Szczepionkowa machina została uruchomiona.
Ponieważ natychmiast po szczepieniach pojawiły się liczne problemy, powikłania, a nawet epidemie, również natychmiast rozwinął się ruch, który można by nazwać ruchem antyszczepionkowym. Nie były to tylko zachowania pospólstwa. Do głosów sprzeciwu wobec szczepień przyłączali się, a może nawet go rozpoczynali, wybitni lekarze i naukowcy epoki.
Poniższe cytaty z epoki stanowią jasne odzwierciedlenie, że przeciwnicy szczepień masowych to nie skutek jakiejś nowomody, lecz stały element towarzyszący ich przymusowi.
Oto oświadczenie niemieckiego lekarza z tamtej epoki, Zygmunta Wernera: „Pamiętam czasy, w których żywiąc ślepą wiarę w słowa nauczycieli, byłem natchniony ufnością w zbawienną siłę szczepień, znając je jedynie ze słyszenia. Jednak moje własne obserwacje doprowadziły mnie do przeciwnego poglądu. Po tym, jak kilka razy widziałem krosty poszczepienne pojawiające się równocześnie z ospą lub niedługo przed nią samą; po tym, jak na moich oczach umierali na ospę ludzie, którzy byli zaszczepieni nie tylko dwukrotnie, lecz również wielokrotnie; po tym, jak przekonałem się, że szczepienie nie ma najmniejszego lub jedynie wyimaginowane znaczenie ochronne zarówno przeciw wietrznej, jak i przeciw prawdziwej ospie; po tym, jak często obserwowałem poważne choroby i szkodliwe skutki po szczepieniach oraz po ponownych szczepieniach; i w końcu po tym, jak zbyt często byłem świadkiem tego, że dzieci całkowicie zdrowych rodziców zaczynały chorować, a potem dosłownie więdnąć po szczepieniu lub stawały się w najwyższym stopniu chorowite – po takich oczywistych faktach musiałem ze zwolennika przeistoczyć się w gorliwego przeciwnika szczepień. Teraz, po dokonaniu szczepienia krowią limfą u 3555 osób, mając wystarczająco wiele podstaw, by dojść do samodzielnych wniosków co do zalet obowiązkowych szczepień, zmuszony jestem zgodzić się z opinią profesora Josefa Hermana, że „szczepienia należą do największych pomyłek i oszustw nauki medycznej”.”
A to słowa profesora Hermana, wiodącego lekarza Wiedeńskiego Szpitala Miejskiego: „Szczepienia przeciw ospie wraz z ich podstawami teoretycznymi postrzegam jako najbardziej wulgarną i szkodliwą szarlatanerię i uważam za obrazę nauki przypisywanie szczepieniom przeciw ospie jakichkolwiek naukowych przesłanek.”
Dr Stawell w roku 1870 wyraził następujące zdanie (po 25 latach prowadzenia szczepień masowych): „Szczepionki to nie tylko iluzja, lecz przekleństwo dla ludzkości. Irracjonalne jest nawet twierdzenie, że materiał ropny pobrany z pęcherzy pochodzenia organicznego może w jakiś inny sposób wpływać na ludzki organizm oprócz tego, że będzie wyrządzać mu szkodę. Najpierw mówiono, że szczepionki chronią przez całe życie. Kiedy okazało się, że tak nie jest, zaproponowano ponowne szczepienia co siedem lat. To też się nie powiod­ło. Wówczas zaczęto poszukiwać odpowiedniej krowiej ospy. Krowom robiono zastrzyki z ospy ludzkiej, a ropne wydzieliny po tej operacji nazywano limfą ospową. Tę straszną truciznę wprowadzają do ludzkiego organizmu, niezależnie od tego, na co chorowało zwierzę lub człowiek. Obecnie nazywa się to „prawdziwą szczepionką”. Ta czysta limfa przenosi choroby od dziecka do dziecka. Szpitali i aptek zrobiło się więcej o 80 procent, i tendencja wzrostowa trwa nadal. O jakich 450 lekarzach z licencją mowa, skoro w samym Londynie działa 3000 lekarzy?”
Gdyby sytuacja wyglądała tak, że jedni lekarze propagowaliby szczepienia, a inni stanowczo ich odradzali, zapewne nie byłoby o czym pisać. Jednak w 1840 roku ustawodawcy w Anglii uchwalili rozporządzenie, które sprawiało, że państwo finansowało bezpłatne szczepienia niemowląt, co de facto doprowadziło do tego, że stały się one obowiązkowym elementem tzw. profilaktyki zdrowotnej.
W 1867 roku w Anglii uchwalono prawo, na mocy którego każdy noworodek w wieku do 3 miesięcy i każde wcześniej nieszczepione dziecko w wieku do 14 lat musiało otrzymać szczepionkę pod groźbą nałożenia grzywny lub kary więzienia na jego rodziców. Ta represyjna ustawa dopowadziła do powstania licznych ruchów i organizacji sprzeciwiających się przymusowi szczepień.
Na przykład zaraz po wspomnianej ustawie, w 1867 roku, homeopata Richard Gibbs utworzył Ligę przeciwko Obowiązkowym Szczepieniom (Anti-Compulsory Vaccination League), która powoływała do życia wiele swych filii w różnych miastach Anglii.
Podobną organizację, Narodową Ligę przeciwko Obowiązkowym Szczepieniom, stworzył brytyjski duchowny William Hume-Rotery wraz z żoną.
W 1879 roku angielski przedsiębiorca William Tebb utworzył Londyńskie Stowarzyszenie na rzecz Likwidacji Obowiązkowych Szczepień (London Society for the Abolition of Compulsory Vaccination).
W 1896 roku z kolei utworzono w Anglii Narodową Ligę Antyszczepieniową (National Anti-Vaccination League).
Podobne organizacje tworzone były we wszystkich krajach europejskich. Powstawały liczne prace, które sprzeciwiały się dyktaturze zwolenników szczepień, z których część zwietrzyła ogromny zarobek, a reszta dała się ogłupić i przekonać, że zbawiają świat, podczas gdy zamykali oczy na epidemie wybuchające w miejscach, gdzie rozpoczynano szczepienia, a także liczne przypadki powikłań.

Kategorycznie przeciwko szczepionkom wypowiadali się nie tylko zwykli obywatele, lecz uczeni należący do najbardziej światłych umysłów epoki.

CHARLES CREIGHTON

Znany uczony, profesor anatomii na Uniwersytecie Cambridge Charles Creighton, autor monumentalnej pozycji „Historia epidemii w Wielkiej Brytanii” („History of Epidemics in Britain”). Uważany za jeden z największych umysłów medycznych XIX wieku. Napisał on krytyczne w stosunku do szczepień prace „Jenner i szczepienia. Dziwny rozdział w historii medycyny” („Jenner and vaccination. The strange chapter of Medical History”) a także „Prawdziwa historia krowiej ospy i poszczepiennego syfilisu” („The natural history of cow-pox and vaccinal syphilis”, London, 1887). Książka szczegółowo rozprawiała się z licznymi przypadkami zarażania ludzi kiłą poprzez przekazywanie z rąk do rąk skażonej limfy szczepionkowej.
Był również autorem artykułu krytycznie wypowiadającego się o szczepionkach, opublikowanego w wydaniu dziewiątym „Encyclopaedia Britannica” z 1888 roku.
Sprawa artykułu w „Encyclopaedia Britannica” jest o tyle ciekawa, że najwidoczniej Creighton, dostawszy nań zlecenie od wydawcy encyklopedii, o temacie szczepień wiedział to, co ma wpojone obecnie przeciętny człowiek – szczepić trzeba.
Zbieranie materiału o Jennerze i pierwszych latach szczepień otrzeźwiło tego wybitnego uczonego.
Ponieważ jego artykuł do „Encyclopaedia Britannica”, wykazujący porażkę szczepień z punktu widzenia danych epidemiologicznych, wywołał wiele kontrowersji, w swym oświadczeniu dla prasy opublikowanym w 1895 roku Creighton pisze: „Pisując regularnie od roku 1880 artykuły medyczne dla „Encyclopedia Britannica”, zaangażowany zostałem w zwykłym trybie pracy do napisania czegoś o szczepieniach, jak również o kilku innych kwestiach, będących w zakresie moich studiów i wykształcenia, co stanowiło część mojej pracy. Ostro wziąłem się za temat szczepień w roku 1886, kiedy pochłonęło mnie śledztwo nad prawdziwą naturą i okolicznościami związanymi z ospą krowią i Jennerem. Śledztwo to wydobyło na światło dzienne tak wiele nieoczekiwanych rzeczy, że opublikowałem jego rezultaty z myślą o czytelnikach obeznanych ze sprawami medycznymi w małym, liczącym 60 stron tomiku. Stało się to jesienią 1887 roku (pozycja wydana została nakładem Cassell & Co.). Jednym ze skutków moich historycznych i patologicznych badań naukowych było pojawienie się wątpliwości w zakresie ochrony przed ospą prawdziwą, którą miała zapewniać ospa krowia. W momencie, kiedy doszedłem do tego punktu, podjąłem pewne środki ostrożności i napisałem do redaktora naczelnego Encyclopaedia Britannica, pytając, czy życzy sobie otrzymać niepoprawny politycznie artykuł w stylu przyznającym się do błędów, tak jak jeden z ósmej edycji encyklopedii. Jego odpowiedź, napisana na pocztówce, zawierała się w kilku słowach: „Nie chcemy artykułu przyznającego się do błędów” („We don’t want an apologetic article”). Postawa taka, co jest zrozumiałe, przyświecała również opracowywaniu haseł związanych z innymi tematami nauki i historii. Artykuł odesłałem do redakcji wkrótce. Napisany był w stosownym stylu. Zapewne obdarzono go większym niż zwykle nadzorem edytorskim, a nawet został przesłany do recenzji do kilku autorytetów medycznych na stanowiskach (nie znam ich nazwisk). Przeczytawszy go, dali odczuć swego rodzaju nieprecyzyjnie wyrażone niezadowolenie, lecz będąc zapytani, w których dokładnie punktach artykuł jest błędny, nie wskazali ich, unikając osobistej odpowiedzialności. Na skutek tego redaktor zadecydował, jak mi później powiedział, że artykuł powinien być włączony do encyklopedii. Mając wątpliwości odnośnie do jego losu, wykorzystałem okazję, by spytać go o to, spotkawszy go przypadkowo w Londynie. Nikt się ze mną nie konsultował w żaden sposób w tej materii, wszystko pozostawało w rękach redaktora. Redaktor wiedział bardzo dobrze, o czym jest artykuł, miał również wystarczający czas, by uzyskać od kogoś innego inny artykuł, jeśli by tego zapragnął. Mogło się to stać nawet w ostatniej chwili, jako że „«Wakcynacja” nie ukazała się w XXIII tomie, do którego była przygotowywana, i musiała czekać około ośmiu miesięcy, by znaleźć się w składzie ostatniego tomu. Przemyślana decyzja redaktora naczelnego nie wymagała mojego zaangażowania w jego obronę, lecz zaryzykuję twierdzenie, że kolejny artykuł, który miałby być zastępnikiem mojego, jeśli napisany by został zgodnie z tą samą zasadą, by podsumować temat, uwzględniając jak najwięcej danych patologicznych i statystycznych z autentycznych źródeł naukowych, nie różniłby się od mojego w żaden istotny sposób. Rzeczywistą alternatywą byłoby zajęcie przeznaczonego w encyklopedii miejsca na przeprosiny za porażkę szczepień, jak się to stało w przypadku poprzedniego wydania, lecz nie było to zgodne ze standardami edytorskimi ani z jasnymi instrukcjami, jakie otrzymałem.”
W ten oto sposób krytyczny w stosunku do szczepień artykuł Creightona wszedł w skład kolejnego tomu „Encyklopedii Brytyjskiej”. Lecz żeby było śmieszniej, w następnych reprintach encyklopedii przeznaczonych na rynek amerykański został z niej usunięty!!!
Nie wywołuje chyba zdziwienia fakt, że prace Creightona, który nazywał ideę szczepień „karygodnym przesądem” („gross superstition”) znalazły się szybko na swego rodzaju „indeksie ksiąg zakazanych”, a on sam spotkał się z ostracyzmem wśród kolegów. Mimo wszystko ten wybitny uczony i epidemiolog przebywał w Londynie aż do 1919 roku (zmarł 18 lipca 1927 roku).

DR E. M. CROOKSHANK

Dr E. M. Crookshank był profesorem patologii porównawczej w King’s College w Londynie. Kiedy prowadził śledztwo w sprawie epidemii ospy krowiej w Wiltshire na zlecenie Departamentu Agrokultury Tajnej Rady Królewskiej (Agricultural Department of the Privy Council), o książce „Ospa krowia i poszczepionkowa kiła” (Cowpox and Vaccinal Syphilis) doktora Creightona wspomniał mu najprawdopodobniej Sir James Paget. Sir James bez wątpienia oczekiwał, że jako fachowiec profesor Crookshank obali „antyszczepionkowe” twierdzenia doktora Creightona. Stało się jednak inaczej.
Jak się okazało, badania profesora Crookshanka nad tematem doprowadziły go do odrzucenia szczepień, i w 1889 roku opublikował dwutomowe opracowanie krytyczne zatytułowane „Historia i patologia szczepień” (History and Pathology of Vaccination, London: H. K. Lewis, 36S.). Pierwszy tom zawierał twierdzenia wynikłe z badań profesora Crookshanka, a tom drugi – reprint pracy Jennera „Wprowadzenie do przypadków i efektów szczepienia limfą krowią” („An Inquiry Into the Causes and Effects of the Variolæ Vaccinæ, Or Cow-Pox”, 1798) oraz kilka innych pamfletów na ten temat.
W przedmowie do swojego dzieła profesor Crookshank napisał: „Pochłonęły mnie swego czasu badania tematu patologii w związku z zakaźnymi chorobami człowieka i zwierząt niższych, kiedy odkrycie faktu zaistnienia epidemii ospy krowiej w roku 1888 doprowadziło mnie do ponownego przeprowadzenia śledztwa i zbadania historii i patologii tego zdarzenia. W czasie owym akceptowałem i sam nauczałem doktryn obowiązujących w zakresie tej choroby, których powszechnie trzyma się nasza profesja i które opisane są w podręcznikach medycznych. Wysiłki, jakie podejmowałem w celu wyjaśnienia przyczyn epidemii ospy krowiej, udowodniły bezsprzecznie, że krowy nie zostały zainfekowane przez mleczarzy cierpiących na ospę prawdziwą. Kiedy uczestniczyłem w Narodowej Izbie ds. Szczepień przy Lokalnej Komisji Rządowej (National Vaccine Establishment of the Local Government Board) nie byłem w stanie uzyskać jakichkolwiek szczegółów – klinicznych ani patologicznych – w sprawie źródła limfy szczepieniowej, która została tam opracowana. Na bazie tego doświadczenia oraz obserwacji innych podmiotów zajmujących się szczepieniami zaobserwowałem, że zarówno oficjalnie, jak i nieoficjalnie pracujące podmioty szczepieniowe były w całości zasiedlone przez techników wakcynacji, z całkowitym wykluczeniem jakiejkolwiek precyzyjnej wiedzy o historii i patologii chorób, z których ich zapasy limfy szczepieniowej były pozyskiwane. Byłem tak głęboko wstrząśnięty faktem posiadania tak znikomej wiedzy przez praktyków szczepień w odniesieniu do ospy krowiej i innych źródeł limfy używanej do szczepień, a także sprzecznymi opiniami wiodących autorytetów, zarówno lekarzy, jak i weterynarzy, że zdecydowałem się na samodzielne zbadanie sprawy.”
Po zbadaniu sprawy profesor Crookshank wyraził konkluzję, że ortodoksyjne nauki zwolenników szczepień w tym temacie były całkowicie błądne. Na stronach 465 i 466 w pierwszym tomie swojej książki napisał: „Niestety, wiara w skuteczność szczepień została w taki sposób na siłę wprowadzona do edukacji praktyków medycyny, że jest wysoce prawdopodobne, iż bezsens tej praktyki stanie się powszechnie uznany już za naszego pokolenia, choć nic nie będzie miało większego wpływu na uznanie dla profesji medycznej i nie da dowodów postępu poczynionego przez patologię i rozwój technik sanitarnych. Jest bardziej prawdopodobne, że kiedy na skutek odnotowywania przypadków ospy prawdziwej i ich izolacji, choroba ta zostanie opanowana, szczepienia znikną z praktyki i pozostaną jedynie ciekawostką historyczną.”
Niestety, nie zniknęły.

ALFRED RUSSEL WALLACE

Przyrodnik Alfred Russel Wallace, współpracownik Karola Darwina w zakresie teorii doboru naturalnego.
Spod pióra Wallace’a wyszły znane antyszczepieniowe pamflety „Szczepionki okazały się nieskuteczne i groźne” (1885), „Szczepionki to oszustwo, a zmuszanie do nich to przestępstwo” („Vaccination a Delusion; Its Penal Enforcement a Crime”, 1898) i „Krótki wybór dowodów, że szczepionki nie zapobiegają ospie, lecz w rzeczywistości zwiększają zachorowalność na nią” (1904), swego czasu wywołujące niemałe zamieszanie i znacząco osłabiające pozycję zwolenników szczepień.
Wallace został zaproszony do Królewskiej Komisji, lecz odmówił członkostwa, występując wyłącznie w charakterze świadka. Jego słowa, jako uczonego światowej sławy, wypowiedziane podczas zeznań, zasługują na uczynienie ich mottem każdej książki medycznej: „Wolność jest ważniejsza niż nauka”.

LEW BRAZOL

Znany rosyjski lekarz homeopata Lew Brazol, autor opublikowanej w 1884 roku broszury „Rzekoma korzyść i faktyczna szkoda szczepień przeciw ospie”.
Znany był z ciętego języka w stosunku do rosyjskich propagatorów szczepień. Napisał na przykład: „Nie mogę pominąć milczeniem kolejnych kwestii samorządowych «o najlepszej organizacji szczepienia przeciw ospie za podatki obywateli». Spośród wszystkich rodzajów rozrzutności i niegospodarności, ta jest najbardziej obrzydliwa i bezmyślna: wydawanie codziennie milionów oblanych krwią i potem pieniędzy ruskiego narodu na pozbawianie go zdrowia, życia, i jeszcze zastanawianie się, jak najlepiej pozbawić go tych świętych i nietykalnych praw do własnych drogich pieniędzy”.
Jest również autorem tego cytatu: „Państwo nie ma prawa poświęcać ani jednego człowieka nawet w celu ratowania milionów, gdyż każda jednostka jest niezwykle cenna i warta równie wiele co milion innych. Narażanie człowieka na operację, która w najlepszym wypadku nie przynosi żadnej korzyści, zaś w wielu innych zagraża zdrowiu i życiu, to akt nieuprawnionego zamachu na wolność jednostki, zamachu nieusprawiedliwionego nawet z punktu widzenia bezpieczeństwa poszczególnych osób”.

Ponieważ zawsze akcja rodzi reakcję, osoby zmuszane siłą do szczepień, a potem stykające się z powikłaniami, zaczęły w sposób bardziej zorganizowany bronić się przed terrorem państwa, co jest jak najbardziej zrozumiałe. Ich racje potwierdza fakt, że mimo niemal powszechnej wyszczepialności społeczeństwa brytyjskiego, ospa prawdziwa wcale nie znikła, lecz pojawiały się kolejne epidemie, jak na przykład ta z lat 70. XIX wieku, w której na ospę prawdziwą zmarło ponad 42 000 ludzi.
Jednocześnie ludzie kierujący się własną logiką i odmawiający szczepień członków swych rodzin byli wyszydzani i karani. Przykładem niech będzie historia Charlesa Washingtona Nye, właściciela sklepu w Chathan. Jego dwójka dzieci zmarła wkrótce po zaszczepieniu przeciw ospie prawdziwej, w związku z czym odmówił szczepienia trzeciego dziecka. Właśnie za to sześciokrotnie zapłacił grzywnę, a także raz odbył karę więzienia. Kiedy Charles Smallman z Rochester został wezwany przed sąd hrabstwa Kent w 1882 roku za odmowę szczepienia dzieci, wyjaśnił sędziemu, że jego najmłodsze dziecko zmarło po szczepieniu. Sędzia John Nite odpowiedział mu: „Nawet jeśli tak jest, to w ustawie nie ma nic na ten temat”. Z kolei robotnik Thomas Kay został ukarany grzywną i skazany na więzienie przez sąd w 1872 roku, nie zdążywszy nawet otworzyć ust i wytłumaczyć, że dziecko, którego zdrowie rzekomo „lekceważył”, już od trzech lat leży na cmentarzu. Jaki stosunek do szczepień wywoływały w społeczeństwie historie podobnego typu?
Ruch antyszczepionkowy przybierał w związku z tym na sile, a szczególną jego ostoją stało się angielskie miasto Leicester. Lecz żeby było śmieszniej, właśnie w niezaszczepionym Leicester ofiar ospy prawdziwej było najmniej w porównaniu do reszty totalnie zaszczepionych miast angielskich.
Fascynująca historia pierwszych lat szczepień, opisana w książce Aleksandra Kotoka, udowadnia jedno – ruchy zwolenników wyboru i przeciwników penalizacji czy karania osób nieszczepiących (nazywanych przez zwolenników szczepień masowych zarówno wtedy, jak i obecnie ruchami antyszczepionkowymi) to nie domena naszych czasów. ONE BYŁY OBECNE ZAWSZE.
Bo tak długo, jak państwo wkracza w obszar osobistych decyzji obywatela, zarządzając każdym jego ruchem, nawet jeśli dotyczy on ochrony jego zdrowia osobistego, wybranych metod profilaktyki, czy zdrowia jego rodziny, mamy do czynienia z elementami totalitaryzmu.
Po długich latach walki o wolność wyboru szczepienia w Anglii przestały być obowiązkowe i tak jest do dziś. Tymczasem Polska nadal czerpie w tej materii z tradycji ustroju totalitarnego odziedziczonego po wpływach ZSRR (łącznie z anachroniczną szczepionką BCG podawaną w pierwszych dniach życia dziecka). Z tą różnicą, że w prawie Federacji Rosyjskiej istnieje już od czasów Jelcyna zapis o możliwości odmowy szczepień. A w naszym niby demokratycznym kraju – nie.
Zastanówmy się więc raz jeszcze:
Czy tak powinno być w wolnym kraju, jakim jest Polska?

niedziela, 26 sierpnia 2018

Wit D: wyższy poziom REDUKUJE o połowę ryzyko raka wątroby

Ilustracja mężczyzny i kobiety Homo sapiens sapiens z zasobów misji Pioneer 10 oraz Pioneer 11

Spośród wszystkich form raka, rak wątroby – który jest przyczyną 24.000 zgonów rocznie w samej Ameryce – jest jednym z najbardziej przerażających. Ale prawdziwą tragedią jest sposób w jaki zachodnia medycyna dalej ignoruje leczącą (i ochronną) siłę odżywiania – szczególnie znaczenie zachowania wyższych poziomów wit. D.
Amerykańskie CDC informuje, że wskaźniki raka wzrastają w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci (zwłaszcza raka wątroby) – stąd takie poczucie pilności (ze strony badaczy) odnalezienia skutecznych i bezpiecznych sposobów profilaktyki. Nowe badanie wiążące wyższe poziomy wit. D z niższymi wskaźnikami raka – szczególnie raka wątroby – daje naukowcom nadzieję, że ta naturalna substancja może powstrzymać falę choroby i przedwczesnych zgonów.
Wspaniała INFO: wyższe poziomy wit. D mają potencjał redukcji o połowę raka wątroby
W badaniu opublikowanym w The BMJ Today, naukowcy zanalizowali dane z badań Japońskiego Centrum Zdrowia Publicznego przeprowadzonych na 33.736 dorosłych Japończykach w wieku 40-69 lat.
Uczestnicy byli obserwowani przez średnio 16 lat – w tym czasie odnotowano 3.301 nowych przypadków raka – a próbki krwi pobierano regularnie w celu pomiaru poziomu wit. D.
Naukowcy odkryli, że wyższy poziom wit. D wiązał się z 20%  niższym ryzykiem zachorowania na raka u mężczyzn i kobiet. Jednak związek ten został szczególnie podkreślony w przypadku raka wątroby – z wyższymi poziomami wit. D wiązanymi z redukcją do 50% ryzyka względnego.
Oczywiście naukowcy wezwali do dalszych badań w celu wyjaśnienia optymalnych stężeń wit. D w profilaktyce raka.
Wyższe poziomy wit. D chronią też przed rakiem piersi
Dobrą wiadomość o zdolności wit. D w ochronie przed rakiem wątroby powtarzają inne badania pokazujące mniejsze ryzyko raka dla tych o wyższym jej poziomie.
W siostrzanym badaniu – przełomowym oceniającym ryzyko raka piersi u kobiet mających siostry zdiagnozowane na tego raka – naukowcy zbadali poziomy wit. D w osoczu, i odkryli, że poziom przynajmniej 38 nanogramów (ng) na mililitr wiązał się z 21% niższym ryzykiem raka piersi – w porównaniu a poziomem wit. D – 24.6 ng/ml albo mniej.
Naukowcy odkryli, że przyjmowanie suplementów wit. D co najmniej 4 x w tygodniu również zmniejszało ryzyko raka piersi. Dodatkowe badania wykazały, że uzyskanie wystarczającego światła słonecznego wiąże się ze zdumiewającą 70%  redukcją ryzyka raka piersi.
W przypadku rozwoju raka piersi wydaje się, że „słoneczna witamina” może potencjalnie ratować życie. W badaniu opublikowanym w JAMA Oncology, pacjentki z rakiem piersi o najwyższych poziomach wit. D w surowicy krwi miały największe prawdopodobieństwo przeżycia choroby.
Sprzeczne rady o poziomach wit. D prowadzą do konfuzji
Jeśli chodzi o zalecenia rządowe zachowywania zdrowych poziomów wit. D, niektóre agencje wydają się nie wywiązywać z obowiązku.
Na przykład Instytuty Medyczne (IOM) zalecają poziomy  20 ng/ml wit. D.
Ale wielu zintegrowanych lekarzy zauważa, że ten poziom ledwie wystarcza by odeprzeć wprost niedobór wit. D – który jest określany jako każdy poziom poniżej 20 ng/ml.
A niedobór wit. D może wywołać różne problemy zdrowotne.
Ostatnie badania wykazały, że osoby z poziomem wit. D poniżej 20 ng/ml są narażone na zwiększone ryzyko urazów mięśni, takich jak naprężenia, skręcenia i przepukliny. Badania wykazały, że osoby z mniej niż 10 ng/ml wit. D mają o 122% wyższe ryzyko zachorowania na chorobę Alzheimera.
Oprócz wiązanej ze zwiększonym ryzykiem zachorowania na raka, niski poziom wit. D wiąże się z chorobą Parkinsona, stwardnieniem rozsianym, depresją i zapaleniem płuc.
Więc jakie jest idealne stężenie wit. D?
Jeśli chodzi o korzyści zdrowotne i profilaktykę raka, większość lekarzy integracyjnych zaleca co najmniej 40 ng/ml. Badania wykazały, że to stężenie wiąże się z o 67% mniejszym ryzykiem zachorowania na raka ogólnie.
(Uwaga: choć 40 ng/ml jest lepsze do osiągnięcia niż 20 ng/ml, ale przedział 50 ng/ml – 80 ng/ml wydaje się zapewniać maksymalne korzyści zdrowotne.)
Najlepszy ze wszystkich: proste badanie krwi może pomóc w ustaleniu, czy – podobnie jak u 40%  Amerykanów – istnieje ryzyko niedoboru wit. D.
Jaką dawkę wit. D powinnam przyjmować?
Wit. D wytwarza się w skórze w odpowiedzi na światło słoneczne, oraz występuje w pewnych produktach spożywczych np. pieczarki, zimnowodne tłuste ryby, jaja i soja. Ta niezastąpiona substancja odżywcza reguluje poziom wapnia w organizmie, zachowuje zdrowe zęby i kości, i jest kluczowa dla funkcjonowania serca i układu odpornościowego.
Naturalni eksperci od zdrowia rekomendują 20 minut światła słonecznego kilka razy tygodniowo żeby zachować poziom wit. D. Ale zależnie od wagi ciała, stylu życia a nawet położenia geograficznego (co przesądza o skuteczności narażania na słońce), może być konieczna suplementacja dla zachowania optymalnych poziomów.
Niestety, przedarcie się przez labirynt sprzecznych zaleceń może być dość frustrujące.
The Institute of Medicine zaleca 600 IU wit. D dziennie dla dorosłych – z 4.000 IU dziennie jako „znośnym górnym poziomem”. Ale naturalni eksperci nalegają iż ta dawka jest zbyt mała.
The Vitamin D Council uważa, że dorośli powinni przyjmować co najmniej 5.000 IU dziennie, choć nierzadko lekarze integracyjni radzą dawkę 8.000 IU dziennie – podwójna dawka zalecana przez IOM. Jednocześnie Stowarzyszenie Endokrynologów / Endocrine Society mówi o 10.000 IU dziennie.
W niedawnym badaniu 3.882 uczestniczących i opublikowanym w Dermato-endocrinology,
Naukowcy odkryli, że osoby o normalnej  masie ciała potrzebowały 6.000 IU wit, D dziennie by dojść do stężenia 40 ng/ml, osoby z nadwagą – 7.000 IU, a otyłe 8.000 IU.
Zespół odkrył, że nie ma żadnych dowodów na toksyczność wit. D, pomimo przyjmowania jej w dawkach daleko przekraczających zalecenia IOM.
Ponadto eksperci zalecają przyjmowanie wit. D w postaci cholekalcyferolu albo wit. D3 – która jest dużo skuteczniejsza od wit. D (alternatywna forma) w zwiększeniu stężenia wit. D w organizmie.
(Uwaga: wit. D współdziała z wit. K2 w modulowaniu wapnia w organizmie i pomaga zapobiec tworzeniu się zwapniałych płytek w tętnicach. Na każde 5.000-10.000 IU wit. D eksperci zalecają dodanie 100 mcg wit. K2. Oczywiście najpierw powinieneś skonsultować lekarza integracyjnego.)
Mnożą się dowody na temat ogromnego wpływu wit. D na zdrowie i dobre samopoczucie – i jej znaczenia w zapobieganiu śmiertelnym chorobom takim jak rak. Zapewnienie, że masz wystarczająco dużo „słonecznej witaminy” jest naprawdę mądrym posunięciem.
Tłum. Ola Gordon/http://chomikuj.pl/OlaGordon

sobota, 25 sierpnia 2018

Włożeni „w nagrodę” do mikrofalówki…

Do widzenia, Columbus, Ohio. Teraz, gdy jesteś „inteligentnym miastem”, każdy i każda żyjąca istota jest narażona na znacznie bardziej szkodliwe promieniowanie i elektrosmog. Zgodnie z niedawnym artykułem o Columbus, Ohio staje się tzw. „inteligentnym miastem”, czyli „Smart City”.

Czy opinia publiczna jest świadoma, że przekształcenie się w „inteligentne miasto” wymaga, aby byli narażeni 24 godziny na dobę, przez 7 dni w tygodniu, na promieniowanie 4G i 5G ze szkodliwych wież o małych rozmiarach oraz powiązanej infrastruktury bezprzewodowej i produktów, takich jak czujniki, „inteligentne” liczniki, pojazdy elektryczne i autonomiczne, etc.?
Miasto Columbus zdobyło nagrodę za swój plan przerobienia swoich systemów transportowych za pomocą inteligentnych czujników oraz pojazdów elektrycznych i autonomicznych, a także rozbudowało swoją infrastrukturę, aby dotrzeć do mieszkańców często zaniedbanych społeczności o niskich dochodach z korytarzami handlowymi i usługami zdrowotnymi.
Wszystkie źródła bezprzewodowego promieniowania WiFi są formą zanieczyszczenia elektrycznego, inaczej zwanego „elektrosmogiem”.
Dekady badań potwierdziły, że ekspozycja jest nieprzyjemna na wiele różnych sposobów w dodatku do zwieszenia ryzyka zachorowań na RAKA. Objawy ekspozycji na 5G są szczególnie złe. W czerwcu 2018 r. dr Naomi Wolf zaczęła publikować w mediach społecznościowych informacje o wpływie 5G na nowojorczyków i ich zwierzęta domowe. To bardzo smutne. To dlatego ludzie w USA i na świecie próbują powstrzymać to szaleństwo.
CAŁODOBOWY NADZÓR nad GROMADZENIEM DANYCH OSOBOWYCH mieszkańców miasta Columbus jest również częścią umowy „Smart City”. Miasta na całym świecie instalują technologie, aby gromadzić dane w nadziei na zaoszczędzenie pieniędzy, stając się czystsze, redukując ruch uliczny i poprawiając miejskie życie.
Mieszkańcy są również zmuszeni do przyjęcia strasznego narzędzia zwanego „inteligentnym licznikiem”. „Inteligentne liczniki” narażają mieszkańców i ich zwierzęta na szkodliwe promieniowanie i pola elektromagnetyczne. „Inteligentne” liczniki są również podatne na pożary, eksplozje i błędy pomiarowe. Mogą powodować nieprawidłowe działanie urządzeń i ich pękanie. Naruszają również prawo do prywatności. Ludzie na całym świecie nienawidzą te „inteligentne liczniki‚ i starają się trzymać je z dala od swoich domów i społeczności, z tych wszystkich powodów.
Tłumaczenie: Renata
Źródło oryginalne: MostHolyFamilyMonastery.com
Źródło: Wolna-Polska.pl

piątek, 24 sierpnia 2018

Pracują nad roślinami GMO nie potrzebującym zapylania

Pszczoły giną masowo już na całym świecie. Ratunkiem dla nich byłoby odejście od rolnictwa przemysłowego, zatruwającego naszą żywność, glebę, wodę i przyrodę toksycznymi pestycydami i powrót do rolnictwa, które teraz nazywa się „ekologicznym”, a kiedyś ekologicznym po prostu było. Jednak część ludzi, zamiast tego rozwiązania, woli iść na skróty: po szczepionkach dla pszczół, o których pisałam TUTAJ, przyszedł czas na genetycznie modyfikowane rośliny, które nie będą tych owadów potrzebowały. Podczas gdy o wadach inżynierii genetycznej mówi się coraz głośniej, to o modyfikacji genomu, jednej z najnowszych technik biotechnologicznych, nadal niewiele słychać. A szkoda, ponieważ naukowcy widzą w niej szansę na produkcję roślin jadalnych, które nie będą wymagać zapylania.
W tygodniku naukowym „New Scientist” ukazał się artykuł o japońskich uczonych, którzy chcą uzyskać odmiany roślin bezpestkowych nie potrzebujące pracy zapylaczy. Już dziś można takie spotkać na polach i w sadach. Są to m.in. pomidory, banany, ananasy i ogórki. Ich bezpestkowość jednak jest najczęściej dziełem przypadku: odmiany bananów powstały w wyniku nieplanowanej krzyżówki podgatunków, zaś innych owoców – dzięki losowej mutacji. Natomiast w przypadku bezpestkowych pomidorów, ich stworzenie zajęło hodowcom całe lata. Pomidory bez pestek próbowano także otrzymać wykorzystując „tradycyjne” metody inżynierii genetycznej. Jednak wyniki tych prac były niezadowalające, a same badania czasochłonne.
Naukowcy z Japonii zaproponowali nowy sposób. Jak czytamy w „New Scientist”, badacze z Uniwersytetu w Tokushima chcą otrzymać pomidory bezpestkowe poprzez mutację genomu (tzw. CRISPR). Metoda ta polega na zwiększeniu poziomu hormonu auksyny w roślinie, co umożliwia wzrost owocu nawet bez uformowanych nasion. „Jeszcze nie sprawdzaliśmy jak one smakują, ale teoretycznie smak nie powinien odbiegać od tradycyjnych warzyw. Choć niektórzy ludzie lubią smak dodany przez nasiona w pomidorach, to ich bezpestkowa odmiana będzie łatwiejsza w produkcji sosów i przecierów” – mówi Keishi Osakabe, jeden z badaczy.
Zwolennicy zastosowania metody CRISPR w uprawach argumentują, że jest ona dokładniejsza niż inżynieria genetyczna, a skutki jej działania widać dużo szybciej niż w konwencjonalnej hodowli. Jej precyzja nie pozwala na mutacje pozostałych części genu, a poza brakiem pestek jedyną różnicą między odmianą konwencjonalną rośliny będą liście – o prostszej budowie z powodu działania (także i na nie) auksyny.
Niektóre owoce mimo nazwy „bezpestkowe” mają bardzo maleńkie nasiona i nadal potrzebują zapylaczy. Jednak rośliny partenokarpiczne lub te, tak jak ma to miejsce w tym przypadku, celowo pozbawione nasion w ogóle nie będą ich potrzebować. A to oznacza, że rolnik będzie mógł uniezależnić swoją działalność od malejącej populacji pszczół. „W ten sposób zwiększymy bezpieczeństwo żywnościowe naszego świata” – twierdzi Saul Cunningham z Australijskiego  Uniwersytetu Państwowego.
Jednocześnie trzeba pamiętać, że nadal nie ma niezależnych badań dotyczących bezpieczeństwa i skutków długofalowych zastosowania tej technologii w rolnictwie. Poza tym, rośliny beznasienne muszą być uprawiane przez sadzonki a to oznacza więcej pracy dla rolników. Ponadto nietrudno się spodziewać, że odmiany te będą opatentowane, a to oznacza zależność od koncernów nasiennych. Kluczowym zaś argumentem przeciwników CRISPR jest to, że znów leczone będą skutki szkodliwej działalności człowieka, a nie ich przyczyna.
W przypadku mutacji genomu mogą jej dotyczyć inne regulacje niż te dla GMO. Niektórzy przekonują, że już teraz spotykamy się z nią w pokarmach przez nas spożywanych, a zatem nie potrzebuje ona tak restrykcyjnej legislacji. Z drugiej strony Niemcy już zapowiedziały, że właśnie z powodu CRISPR doprecyzują swoje prawo, by nie dopuścić do stosowania tej techniki.
Opracowanie: Xebola
Na podstawie: https://www.newscientist.com/
Źródła: Xebola.wordpress.com, WolneMedia.net

czwartek, 23 sierpnia 2018

ALUMINIUM ZE SZCZEPIONEK W MÓZGACH OSÓB CHORYCH NA AUTYZM – SZOKUJĄCE ODKRYCIE NAUKOWCÓW



Od dawna podejrzewa się, że aluminium obecne w szczepionkach odpowiada za zatrucie organizmu i powstawanie autyzmu. Najnowsze badanie naukowców z Keele University w Anglii, które opublikowano w czasopiśmie naukowym Journal of Trace Elements in Medicine and Biology, dostarcza solidnych podstaw do tego, aby twierdzić, że to właśnie glin (aluminium) jest czynnikiem etiologicznym w zaburzeniach ze spektrum autyzmu (ASD).


Autyzm – zmora dzisiejszych czasów

Autyzm jest jednym z najczęstszych, całościowych i rozległych zaburzeń rozwojowych o podłożu neurobiologicznym.
Wpływa ono na przebieg różnych procesów i znacznie ogranicza możliwości samodzielnego, niezależnego od opieki innych życia.
Autyzm występuje we wszystkich częściach świata, dotyka ludzi należących do różnych narodowości i różnych grup społecznych.
Dodatkowo okazuje się, że liczba osób dotkniętych tym zaburzeniem wciąż rośnie.
Według Amerykańskich Centrów Kontroli i Zapobiegania Chorób autyzm diagnozuje się u 1 na 68 urodzonych dzieci.
Stosunek liczby chłopców do dziewcząt wynosi w autyzmie 3, a nawet 4 do 1.
Przewaga liczebna chłopców jest szczególnie wyraźna wśród osób, których rozwój intelektualny mieści się w granicach normy.

Jasne dowody

Zespół naukowców z Keele University w Anglii na czele z doktorem Christopherem Exleyem, profesorem chemii bionieorganicznej przebadał tkankę mózgową zmarłych osób, u których zdiagnozowano zaburzenia ze spektrum autyzmu.
W poprzednich badaniach dotyczących związku między autyzmem a aluminium zawartym w szczepionkach badacze przebadali głównie próbki włosów, moczu i krwi chorych pod kątem zawartości glinu.
W najnowszym badaniu po raz pierwszy mierzyli zawartość glinu w tkankach mózgowych.
Przetestowano tkanki osób w wieku od 15 do 50 lat.
Wyniki u wszystkich wykazały jeden z najwyższych poziomów aluminium, jaki kiedykolwiek udało się określić w tkankach ludzkiego mózgu.

Większość glinu zidentyfikowano wewnątrz komórek nieneuronowych, włącznie z mikroglejem i astrocytami.
Glin został również odnaleziony w limfocytach w oponach mózgowych i w podobnych komórkach zapalnych w naczyniach mózgu.
Według badaczy było to wyraźnym dowodem na to, że komórki zapalne otrzymały pokaźną dawkę aluminium, które dostało się do mózgu poprzez błony oponowe i barierę krew-mózg.

Aluminium i szczepionkowe normy

Od wielu lat trwa batalia przeciwko stosowaniu w szczepionkach aluminium jako adiuwantu.
Adiuwanty stosowane są powszechnie w szczepionkach w celu zwiększenia odpowiedzi immunologicznej, która indukowana jest przez antygeny.
Obecność adiuwantów w szczepionce pozwala na zmniejszenie ilości zastosowanego antygenu na pojedynczą dawkę szczepionki, a także zmniejszenie liczby dawek w stosowanym schemacie szczepienia w celu wywołania skutecznego efektu uodpornienia.
Adiuwanty glinowe są pierwszymi substancjami pomocniczymi, które zostały zatwierdzone jako bezpieczny składnik szczepionek stosowanych u ludzi i są najczęściej stosowanymi adiutantami w szczepionkach od ponad sześciu dekad – tak przynajmniej twierdzi Światowa Organizacja Zdrowia i jej organ doradczy Światowy Komitet Doradczy ds. Bezpieczeństwa Szczepień (ang. GACVS).
Tak zwana „bezpieczna ilość” dotarczanego aluminium dla osób dorosłych wynosi 25 mcg i zaledwie 10 mcg dla niemowląt.
Tymczasem szacuje się, że dzieci, które otrzymują zalecany schemat szczepień w Stanach Zjednoczonych, otrzymują w ciągu pierwszych kilku lat życia prawie 5000 mcg aluminium do organizmu!
Bez wątpienia substancje toksyczne są wstrzykiwane najmłodszym z nas i to całkowicie legalnie.
Sama szczepionka przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B, podawana w pierwszym dniu życia, naraża niemowlęta na około 250 μg glinu.
A to dopiero początek pozornie niekończącego się harmonogramu szczepionek, które dzieci powinny otrzymać w pierwszych kilku latach życia.
Koncerny farmaceutyczne doskonale wiedzą, że aluminium jest toksyczne dla ludzkiego organizmu, a i tak nic z tym nie robią.
Zamiast tego stosują brutalną i niehumanitarną profilaktykę, która naraża społeczność całego świata na choroby i cierpienie.