Prof. Andrzej Horban, który od wielu miesięcy jest głównym doradcą premiera Mateusza Morawieckiego do spraw walki z pandemią, to postać nieco dziwaczna. Niedawno przyznał, że rząd celowo zarażał „covidem” młodych Polaków w okresie wakacyjnym, aby znaczna część populacji nabrała odporności.
Kłopot w tym, że rząd w wakacje mówił, że wygraliśmy z pandemią, że nic już nam nie grozi, więc możemy jeździć nad morze, żeby zjeść frytki i gofry oraz zrobić sobie stylowe zdjęcie w kąpielówkach obok plażowego parawanu.
Teraz dochodzi wiadomość, że ówczesny doktor habilitowany Andrzej Horban już w 2009 roku podpisał dokument o stosowaniu leków antywirusowych, w leczeniu przyczynowym grypy. Zaleca w nim, by u pacjentów z cięższym przebiegiem grypy stosować osławioną, zakazaną w walce z COVID-19, amantadynę.
Dokument został podpisany przez Głównego Inspektora Sanitarnego Andrzeja Wojtyłę oraz Krajowego Specjalistę w dziedzinie chorób zakaźnych, którym wtedy był Andrzej Horban.
„Pacjentom o ciężkim lub postępującym przebiegu, należy rozważyć podawanie ponadto dodatkowo jednego z dwóch inhibitorów M2 (amantadyna lub rimantadyna) - zalecono wraz z przypomnieniem, że „przy stosowaniu wyżej wymienionych leków należy pamiętać
o właściwym nawodnieniu pacjenta i utrzymywaniu prawidłowej gospodarki wodno-elektrolitowej”.
12 lat później Horban uważa, że amantadyna ma dużo objawów ubocznych i nie jest możliwe dopuszczenie tego leku do obrotu i zastosowania na ludziach.
Tymczasem skuteczność amantadyny potwierdzili nie tylko polscy badacze, ale także m.in. brytyjscy.
Zatem można ją w końcu stosować czy nie?