W nadziei na coraz szybsze szerzenie siȩ informacji w temacie, że schizofrenia nie jest chorobą biologiczną i nie powinna być „leczona“ psychotropami (neuroleptykami), przypomnę jedną z wielu ciekawych postaci, która – jako członek APA (American Psychiatric Association = Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychiatrycznego) – oficjalnie przeciwstawiała siȩ nie tylko zaprzedaniu siȩ psychiatrii przemysłowi farmakologicznemu, ale właśnie bezsensownemu aplikowaniu neuroleptyków osobom dotkniętym tzw. schizofrenią. W roku 1971 Loren R. Mosher zainicjował w Kalifornii pierwszy w swym rodzaju projekt alternatywnego obchodzenia siȩ ze Schizofrenią pod nazwą „Soteria“ (z greckiego: schronienie, bezpieczeństwo), który do dziś na całym świecie znajduje coraz szerszą rzeszę sympatyków tej koncepcji, zakładającej, że nie psychotropy, a po prostu intensywniejszy wkład ludzkiej energii, opieki i zrozumienia przynosi osobom dotkniętym trwałą ulgę emocjonalną.
Prof. Loren R. Mosher (1933-2004) – ekspert d/s Schizofrenii. Od 1968 1980 roku był kierownikiem amerykańskiego centrum badań naukowych nad Schizofrenią w Waszyngtonie, NIMH (Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego), ostro protestującym przeciwko używaniu psychotropów wobec ludzi z problemami natury psychicznej oraz całkowitemu uzależnieniu siȩ zrzeszeń psychiatrycznych od przemysłu farmakologicznego. W swoich licznych wystąpieniach opowiadał siȩ, że na przykład takie centra terapeutyczne, jak St. Elisabeth Hospital (USA) najchętniej widziałby „zrównane z ziemią“. Również jako redaktor naczelny Schizophrenia Bulletin Mosher przez dziesiątki lat odgrywał poważną rolę na arenie międzynarodowej. Pomimo tego, a może właśnie dzięki jego wielkiemu zaangażowaniu w badania nad Schizofrenią, stał on niezwykle krytycznie wobec wciąż stosowanych metod psychiatrii konwencjonalnej.
Prof. Mosher medycynę ukończył na uniwersytetach Stanford i Harvard. Angażował siȩ na rzecz niefarmakologicznej terapii Schizofreników twierdząc, że są to ludzie o udręczanych duszach, którym potrzebne jest wsparcie środowiska, gdzie będą mogli odbudować pewność siebie. Leki uważał za niedopuszczalne z zasady, a użycie ich akceptował jedynie w sytuacjach, kiedy występują drastyczne epizody, w których istniałoby zagrożenie używania przemocy ze strony osoby dotkniętej lub widoczna wola popełnienia samobójstwa. Był twórcą małych, bezlekowych ośrodków terapeutycznych, które były bardziej podobne do domów rodzinnych, aniżeli do szpitali. W jednym z takich ośrodków, „Dom Soteria w San Jose“, personel opiekuńczy żył razem z małą grupą pacjentów, dzieląc siȩ z nimi wszystkimi pracami dnia codziennego. Jak mówił sam prof. Mosher: „Pomysłem było, żeby poradzić sobie ze Schizofrenią nie za pomocą leków, a na bazie i przy pomocy ludzkiego związku z samymi Schizofrenikami, co bezsprzecznie daje im dużo wyższą jakość życia“. W efekcie tej pracy, której metod nie chciało i do dzisiaj nie chce zaakceptować – jak mówił Mosher – „zaprzedane farmaceutyce Amerykańskie Zrzeszenie Psychiatryczne“, ogłoszono w ostatnich zapisach z roku 2002, że 85 90% klientów jego projektów powracało do życia w społeczeństwie bez użycia konwencjonalnych metod, stosowanych w szpitalach klinicznych.
Niestety tworzenie i prowadzenie projektów Soteria doprowadzało do ciągłych spiȩć w stosunkach Prof. Moshera z oficjałami krȩgów psychiatrycznych, a po opublikowaniu wyników prac, z których jednoznacznie wynikało, że dają one wiȩksze efekty w stosunku do metod opartych na terapiach farmakologicznych w psychiatrii, obciȩto wszelkie dotacje finansowe oraz pozbawiono go w roku 1980 wszystkich pelnionych funkcji, m.in. kierownictwa we wspomnianym Narodowym Instytucie Zdrowia Psychicznego (NIMH). Prof. Mosher pisał w tym czasie: „Wszystko to wydarzyło siȩ na skutek mojej nieustȩpliwej krytyki wobec przesadnego używania medykamentów i stanowiło pogwałcenie prawa do niefarmakologicznej interwencji psychologicznej w leczeniu zaburzeń psychicznych“.
Nastȩpnie prof. Mosher zaczął wykładać psychiatriȩ na Uniformed Service University w Betheseda (nauki medyczne) i został kierownikiem Urzȩdu d/s Zdrowia w Montgomery. Był założycielem domu kryzysowego w Rockville, zwanego „Domem McAuliffe“, który oczywiście również bazował na pomyśle Soterii. Oprócz tego intensywnie dzielił siȩ osiągniȩtą wiedzą w czasopismach naukowych i w swoich książkach, a jego liczne publikacje miały duży wpływ na rozwój psychiatrii socjalnej. Ostatnim punktem w jego karierze był Uniwersytet Kalifornia w San Diego, gdzie był klinicznym profesorem psychiatrii na fakultecie medycznym.
Mosher nawoływał psychiatriȩ do konieczności zmiany spojrzenia na Schizofreniȩ i potrzeby przejścia na płaszczyznȩ fenomenu, a nie, jak dotychczas jest to praktykowane – choroby biologicznej. Osiągając wyjątkowe sukcesy w Soterii Mosher wciąż dopominał siȩ o radykalny zwrot w leczeniu Schizofrenii i wprowadzenie metod terapeutycznych, opartych na subtelnym towarzyszeniu i współuczestniczeniu w życiu Schizofrenika, w atmosferze wzajemnego zaufania i wsparcia. Koncepcją jego „otwartych domów“ były nastȩpujące pryncypia: „Być z nim“ (dotkniȩtym), „Wysłuchiwać“, „Wspierać zdolność samoleczenia“, „Przede wszystkiim – nie szkodzić“, czy też „Small is beautufull“ (skromność jest piȩkna). W późniejszym czasie, jako kierownik regionalnej służby psychiatrycznej w Montgomery Country i San Diego, tworzył podobne ośrodki dla ludzi z innymi diagnozami psychiatrycznymi. Jednocześnie nawiązywał kontakty na całym świecie z psychiatrami, domagającymi siȩ natychmiastowych reform tego kierunku medycyny, czego efektem była imponująca książka, napisana w roku 1989 przy współpracy Lorenzo Burti z Verony, Community Mental Health, zawierająca zbiór innowacyjnych doświadczeń psychiatrii socjalnej.
W roku 1998 w spektakularnym proteście przeciwko „nieświȩtej koalicji przemysłu farmakologicznego i Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychiatrycznego“ Mosher wystąpił z tej organizacji i już do końca życia zagorzale walczył przeciwko dewartościowaniu jego koncepcji leczenia Schizofrenii.
Poniżej treść tego listu w tłumaczeniu na jȩzyk polski, złożonego wraz z wystąpieniem Moshera z APA na rȩce ówczesnego Prezydenta Stowarzyszenia, Rodrigo Munoz:
,,Drogi Rod,
…po niemalże trzech dekadach i z mieszanymi uczuciami radości i zawodu składam (na twoje rȩce – A.S.) ten list, który zawiera również moje oświadczenie o rezygnacji. Głównym powodem tej akcji jest moje przekonanie, że w rzeczywistości wystȩpujȩ z Amerykańskiego Towarzystwa Farmakologii. Szczȩśliwym przypadkiem prawdziwa identyfikacja tej organizacji nie wymaga zmiany akronimu (obydwie organizacje posługują siȩ skrótem APA – American Psychiatric Association oraz APA – American Pharmacology Association – przyp. A.S.). Nieszczȩśliwym natomiast jest, że APA odzwierciedla w tym, co mówi i robi nasze uzależnione od narkotyków społeczeństwo i jeszcze to wzmacnia. Nawet wspiera wojnȩ narkotykową!
Klienci z wieloma diagnozami na przykład stanowią dla psychiatrii bardzo poważny problem. Przyczyną tego nie mogą być oczywiście te dobre leki, czytaj: na receptȩ, które przypisuje psychiatria. Te ‘złe’ medykamenty to oczywiście tylko te, które można nabyć bez recepty! Marksista zauważyłby w tym przypadku, że APA, jako organizacja kapitalistyczna, lubi tylko te narkotyki, z których może czerpać profit w sposób bezpośredni lub pośredni.
Nie chcȩ przynależeć do tej grupy. W tym momencie historii psychiatria, według mnie, została już prawie doszczȩtnie kupiona przez przemysł farmaceutyczny. APA nie mogła dalej funkcjonować bez wsparcia firm farmaceutycznych w formie mityngów, sympozjów, warsztatów, ogłoszeń prasowych, wspaniałych konferencji, właściwie bezgranicznego dostȩpu do dokształcania i tak dalej, i tym podobne. Psychiatrzy stali siȩ faworytami kampani prasowych przemysłu farmakologicznego. APA oczywiście broni poglądu, że – przy tak uwodzicielskich warunkach – niezależność i autonomia nie stoją do dyspozycji.
Każdy, kto posiada jeszcze resztkȩ zdrowego rozsądku, a bierze udział w naszych corocznych spotkaniach, bȩdzie mógł dostrzec, jak mocno przemysł farmaceutyczny przykłada siȩ swoimi róznorodnymi, ponȩtnymi ofertami i jak wielkie masy słuchaczy przyciągają sponsorowane przez nią sympozja w czasie, kiedy poważne posiedzenia naukowe odwiedzane są bardzo znikomo. Wpływ przemysłu farmaceutycznego odzwierciedla siȩ również w edukacji psychiatrów. Głównym tematem jednego z tutejszych curriculum była np. owa pół-nauka sprytnego i efektywnego handlowania medykamentami, chodziło przede wszystkim o polecanie recept lekarskich.
Takie psycho-farmakologiczne ograniczanie naszej wiedzy medycznej, bo żąda się, abyśmy byli wykształconymi lekarzami, ogranicza też nasze horyzonty intelektualne. Nie staramy siȩ już o zrozumienie człowieka w jego całościowym kontekście socjalnym, ale jesteśmy po to, aby regulować neuroprzekażniki naszych pacjentów. Problemem jest jednak, że niezmiernie trudnym jest (rozpoznać – przyp. A.S.), jak miałaby wyglądać ich konfiguracja.
Przez takie tunelowe spojrzenie, oparte prynzypialnie na podstawach neurologicznych, definiujemy pacjenta, aby trzymać nas na dystans do konglomeratów molekularnych, których siȩ podjȩliśmy. Nie tylko nie zauważamy nadużycia i szerokiego stosowania chemikalii w nadmiernych ilościach, ale napȩdzamy to wrecz wszȩdzie tam, gdzie dokładnie wiemy, że bȩdzie to miało trwałe nastȩpstwa: dyskineza późna, demencja oraz poważne symptomy odwykowe (dyskineza = zespół objawów chorób nerwowych /neurologicznych/, związany ze stosowaniem leków psychotropowych; dymensja = otępienie, spowodowane uszkodzeniem mózgu, znaczne obniżenie się sprawności umysłowej – przyp. A.S.). Tak wiȩc, czy chcȩ być chemikiem przemysłu farmaceutycznego, który traktuje swoje molekuły jego książką formułek? Nie, wielkie dziȩki. Napawa mnie raczej smutkiem, że po 35 latach odłączam siȩ od takiej organizacji, która w żaden sposób nie potrafi reprezentować moich interesów. Nie leży w moich możliwościach wkupowanie siȩ w przyjȩty, zredukowany, biomedyczny model, który grupy kierownicze organizacji wpisały sobie na swoje sztandary psychiatryczne, aby żenić siȩ z somatyczną (cielesną – przyp. A.S.) medycyną. Tutaj rozchodzi siȩ o jakiś nurt mody, o politykȩ, o pieniądze – jak w przypadku wewnȩtrznej fuzji z przemysłem farmaceutycznym.
Na domiar złego APA wkroczyła jeszcze na drogȩ nieświȩtego związku z NAMI (National Alliance for the Mentally Ill = Narodowa Aliancja na rzecz Chorób Psychicznych). (Nie mogȩ sobie przypomnieć, żeby członkowie naszej organizacji byli zapytani o zgodȩ na popieranie koalicji z taką organizacją.) Prowadzi to wiȩc do tego, że publicznie rozpowszechniane przez obydwie te organizacje dogmaty, jeżeli chodzi o określanie przyczyn ‘wariactwa’, są do siebie w fatalny sposób podobne. W czasie, kiedy ona sama określa siȩ, jako obrońca interesów klientów, APA wspiera równocześnie nie-członków, np. Rodziców, w ich życzeniu przejȩcia kontroli nad ich złym lub zwariowanym potomstwem na drodze legalnie podtrzymywanego uzależniania. NAMI, za aprobatą APA, powołała do życia agendȩ (dokument programowy – przyp. A.S.), który popiera neuroleptyki i umożliwia ich używanie, pomimo przyspieszania uzależnienia do tego stopnia, że pogwałcone zostają prawa obywatelskie ich potomstwa. Zazwyczaj stoimy po prostu z boku i pozwalamy na to, aby takie faszystowskie agendy mogły siȩ rozprzestrzeniać. Ich psychiatryczny Bóg, dr E. Fuller Torrey, może wypowiadać diagnozy i proponować leczenie psychiatryczne wszystkim tym, z którymi siȩ nie dogadał w organizacji NAMI. Stanowi to jasne pogwałcenie etyki medycznej. Czy APA protestuje z tego powodu? Oczywiście nie, gdyż dr Torrey wypowiada to, z czym APA zgadza siȩ, a czego jednak nie może wyrażnie określić, jako sprawy własnej. Jest on szpikulcem dzidy, ale nie jest już członkiem APA (sprytna działalność, APA!).
Krótkowzroczność tego małżeństwa z rozsądku, pomiȩdzy APA, NAMI oraz przedsiȩbiorstwami farmaceutycznymi, które z radością wspierają obydwie te grupy w związku z ich wspólnym stanowiskiem wobec leczenia pro-medykamentacja, jest obrzydliwością. Nie chcȩ być czȩścią psychiatrii ucisku i kontroli socjalnej.
Choroby umysłowe, które niby mają mieć podłoże biologiczne, pasują w takim samym stopniu zarówno rodzinom, jak i lekarzom praktycznym. Ale to nie jest ubezpieczeniem od odpowiedzialności osobistej. Jesteśmy po prostu bezsilnie uwiȩzieni w wirze patologii mózgu, za co odpowiedzialne jest nic innego, jak tylko DNA. Tak wiȩc niech wszyscy, którzy mają patologiȩ mózgu, staną siȩ zadaniem dla neurologów. (Syfilis bȩdzie tutaj świetnym przykładem.) Żeby osiągnąć zgodność co do „chorób umysłowych“, wszystkie rodzaje zaburzeń psychiatrycznych bȩdą neurologicznym terytorium tych kolegów. My zepchniemy to na nich, a oni bȩdą unikać przejȩcia odpowiedzialności i opiniowania problematycznych indywiduów, bez oglȩdzin. Bȩdzie to wymagało oparcia siȩ na pryncypium konsystencji, że przekażemy im nasze ‘biologicznie spowodowane choroby umysłowe’. Fakt, że nie ma niepodważalnej zgodności, która by potwierdzała taką klasyfikacjȩ ‘chorób psychicznych’, jest w tym miejscu małoznaczącym szczegółem. Moda, polityka i pieniądze – to o to w tym wszystkim chodzi. Rozmiary tej intelektualnej i naukowej nieprawości stały siȩ dla mnie zbyt bezczelne, żebym popierał je swoim członkostwem.
Nie jest dla mnie zaskakujące, że opuszczający uczelnie psychiatrzy są nastȩpnie słusznie potȩpiani przez inne szkoły amerykańskie. Powinno być to powodem do niepokoju, kiedy spogląda siȩ na dzisiejszy stan psychiatrii. Może to oznaczać, że psychiatriȩ uważają, bynajmniej po czȩści, jako coś ograniczonego i bez wyzwań. Dla mnie wydaje siȩ być jasne, że zbliżamy siȩ do sytuacji, w której, może wykluczając akademików, wiȩkszość psychiatrów nie ma żadnego rzeczywistego związku z osobami z zaburzeniami i tymi ‘zaburzającymi’, które leczą – a co ma przecież tak poważny wpływ na proces zdrowienia. Ich jedyną rolą bȩdzie już tylko wypisywanie recept i są nic nie mówiącymi postaciami w przebraniu ludzi pomagających.
I w końcu dlaczego APA musi udawać, że wie wiȩcej niż wie rzeczywiście? DSM IV Diagnostic and Statistic Manual for Mental Health (podrȩcznik z definicjami diagnoz dla lekarzy rodzinnych, psychiatrów, psychologów i psychoterapeutów – przyp. A.S.) jest wymysłem, na bazie którego psychiatria generalnie szuka uznania wśród innych ludzi medycyny. Wtajemniczeni wiedzą, że jest to dokument bardziej polityczny, niż naukowy. /…/ DSM IV stał siȩ biblią, bestselerem, na którym można robić pieniądze, pomimo jego ciȩżkich, merytorycznych słabości. Ta instrukcja obsługi ogranicza i definiuje praktykȩ, niektórzy traktują ją, jak poważne zalecenia do działania, inni są w jej przypadku bardziej realistyczni. Że w ten sposób można być dobrze opłacanym. W ten sposób można też łatwo osiągnąć usprawiedliwienie dla diagnostycznej niezawodności projektów badawczych.
Zasadniczym punktem jest jednak (pytanie – przyp. A.S.): o czym opowiadają nam te kategorie? Reprezentują one faktycznie osobȩ z jakimś problemem? Nie robią tego i nie mogą tego czynić, gdyż – nie mając zewnȩtrznych kryteriów wartościowania – nie są w stanie dać diagnoz psychologicznych. Nie ma ani żadnych wyników testów krwi, ani specyficznych, anatomicznych zmian chorobowych, które pozwalałyby wykryć jakąś wiȩkszą chorobȩ umysłową. No, a gdzie my jesteśmy? Organizacja APA wkupiła siȩ w domyślny lub wyjaśniający teoretyczny manewr oszustwa. Czy psychiatria, w jej dzisiejszej formie praktykowania, jest manewrem oszustwa?
Co polecam organizacji, którą opuszczam po tym, jak przez trzy dekady przeżywałem jej historiȩ?
1.Najważniejsze na początek: dopuście, abyśmy znowu byli sobą. Pozwólcie nam na skończenie tych nieświȩtych aliancji, które powstały bez pytania o pozwolenie ich członków.
2.Pozwólcie nam na rozgraniczenie nauki, polityki i pieniȩdzy. Pozwólcie nam wszystko porządnie poetykietować, to znaczy: pozwólcie nam być samymi sobą.
3.Pozwólcie nam na opuszczenie wspólnego łóżka, które dzielimy z NAMI i towarzystwami farmakologicznymi. APA powinna – jeżeli w ogole chce być wiarygodna – służyć docelowo właściwym grupom ludzi, czyli byłym pacjentom, tym którzy przeżyli psychiatriȩ etc.
4.Pozwólcie nam na rozmowy z innymi członkami. Nie może po prostu być tak, żebym stał bezradnie sam ze swoimi poglądami.
Wydaje siȩ, że zapomnieliśmy o podstawowych pryncypiach: że koniecznością jest zaspokajanie potrzeb pacjentów, klientów i konsumentów. Nigdy nie zapomnȩ tej mądrej wypowiedzi Manfreda Bleuler, która brzmiała: ‘Loren, nigdy nie możesz zapomnieć, że jesteś osobą zatrudnioną u pacjentów’. W końcu to pacjenci bȩdą tymi, którzy zadecydują, czy psychiatria przeżyje na rynku usług, czy też nie. /Podpis/”
List opublikowano m.in. w niemieckim piśmie „Soziale Psychiatrie” nr 3/2000
Materiał nadesł do „Wolnych Mediów”: aaSkulski
Materiał nadesł do „Wolnych Mediów”: aaSkulski