Pszczoły giną masowo już na całym świecie. Ratunkiem dla nich byłoby odejście od rolnictwa przemysłowego, zatruwającego naszą żywność, glebę, wodę i przyrodę toksycznymi pestycydami i powrót do rolnictwa, które teraz nazywa się „ekologicznym”, a kiedyś ekologicznym po prostu było. Jednak część ludzi, zamiast tego rozwiązania, woli iść na skróty: po szczepionkach dla pszczół, o których pisałam TUTAJ, przyszedł czas na genetycznie modyfikowane rośliny, które nie będą tych owadów potrzebowały. Podczas gdy o wadach inżynierii genetycznej mówi się coraz głośniej, to o modyfikacji genomu, jednej z najnowszych technik biotechnologicznych, nadal niewiele słychać. A szkoda, ponieważ naukowcy widzą w niej szansę na produkcję roślin jadalnych, które nie będą wymagać zapylania.
W tygodniku naukowym „New Scientist” ukazał się artykuł o japońskich uczonych, którzy chcą uzyskać odmiany roślin bezpestkowych nie potrzebujące pracy zapylaczy. Już dziś można takie spotkać na polach i w sadach. Są to m.in. pomidory, banany, ananasy i ogórki. Ich bezpestkowość jednak jest najczęściej dziełem przypadku: odmiany bananów powstały w wyniku nieplanowanej krzyżówki podgatunków, zaś innych owoców – dzięki losowej mutacji. Natomiast w przypadku bezpestkowych pomidorów, ich stworzenie zajęło hodowcom całe lata. Pomidory bez pestek próbowano także otrzymać wykorzystując „tradycyjne” metody inżynierii genetycznej. Jednak wyniki tych prac były niezadowalające, a same badania czasochłonne.
Naukowcy z Japonii zaproponowali nowy sposób. Jak czytamy w „New Scientist”, badacze z Uniwersytetu w Tokushima chcą otrzymać pomidory bezpestkowe poprzez mutację genomu (tzw. CRISPR). Metoda ta polega na zwiększeniu poziomu hormonu auksyny w roślinie, co umożliwia wzrost owocu nawet bez uformowanych nasion. „Jeszcze nie sprawdzaliśmy jak one smakują, ale teoretycznie smak nie powinien odbiegać od tradycyjnych warzyw. Choć niektórzy ludzie lubią smak dodany przez nasiona w pomidorach, to ich bezpestkowa odmiana będzie łatwiejsza w produkcji sosów i przecierów” – mówi Keishi Osakabe, jeden z badaczy.
Zwolennicy zastosowania metody CRISPR w uprawach argumentują, że jest ona dokładniejsza niż inżynieria genetyczna, a skutki jej działania widać dużo szybciej niż w konwencjonalnej hodowli. Jej precyzja nie pozwala na mutacje pozostałych części genu, a poza brakiem pestek jedyną różnicą między odmianą konwencjonalną rośliny będą liście – o prostszej budowie z powodu działania (także i na nie) auksyny.
Niektóre owoce mimo nazwy „bezpestkowe” mają bardzo maleńkie nasiona i nadal potrzebują zapylaczy. Jednak rośliny partenokarpiczne lub te, tak jak ma to miejsce w tym przypadku, celowo pozbawione nasion w ogóle nie będą ich potrzebować. A to oznacza, że rolnik będzie mógł uniezależnić swoją działalność od malejącej populacji pszczół. „W ten sposób zwiększymy bezpieczeństwo żywnościowe naszego świata” – twierdzi Saul Cunningham z Australijskiego Uniwersytetu Państwowego.
Jednocześnie trzeba pamiętać, że nadal nie ma niezależnych badań dotyczących bezpieczeństwa i skutków długofalowych zastosowania tej technologii w rolnictwie. Poza tym, rośliny beznasienne muszą być uprawiane przez sadzonki a to oznacza więcej pracy dla rolników. Ponadto nietrudno się spodziewać, że odmiany te będą opatentowane, a to oznacza zależność od koncernów nasiennych. Kluczowym zaś argumentem przeciwników CRISPR jest to, że znów leczone będą skutki szkodliwej działalności człowieka, a nie ich przyczyna.
W przypadku mutacji genomu mogą jej dotyczyć inne regulacje niż te dla GMO. Niektórzy przekonują, że już teraz spotykamy się z nią w pokarmach przez nas spożywanych, a zatem nie potrzebuje ona tak restrykcyjnej legislacji. Z drugiej strony Niemcy już zapowiedziały, że właśnie z powodu CRISPR doprecyzują swoje prawo, by nie dopuścić do stosowania tej techniki.
Opracowanie: Xebola
Na podstawie: https://www.newscientist.com/
Źródła: Xebola.wordpress.com, WolneMedia.net
Na podstawie: https://www.newscientist.com/
Źródła: Xebola.wordpress.com, WolneMedia.net