Nie wszystkie treści z opublikowanych artykułów, odzwierciedlają poglądy admina..

STRONA TA ZOSTAŁA ZAŁOŻONA W CELU PROPAGOWANIA ZDROWEGO STYLU ŻYCIA I ODŻYWIANIA. NIECH MOJE BEZINTERESOWNE DZIAŁANIE PRZYSPORZY KORZYŚCI JAK NAJWIĘKSZEJ LICZBIE LUDZI I ZWIERZĄT. BO ZDROWIE SIĘ TYLKO TAKIE MA JAK SIĘ O NIE ZADBA.

piątek, 23 lutego 2018

Jakie jedzenie? Zwykłe oszustwo

Juicy Hamburger


O tym, że jedzenie jest bardzo ważne, nie trzeba nikogo chyba przekonywać. W okresie ostatnich 100 lat nauka w całej pełni potwierdziła teorię Bechamp. Ten francuski lekarz sprzed 6 pokoleń twierdził, że o naszym zdrowiu, czy chorobie, decyduje skład bakterii znajdujących się w naszym przewodzie pokarmowych. Pierwsza i najważniejsza sprawa. Pomimo wymazania tej teorii z podręczników, to nie Pasteur – chemik piwowarski, powinien być gloryfikowany, ale lekarz Beschamp. Udowodnił on jakieś 150 lat temu, że zdecydowana większość chorób wynika z powodu zaburzeń flory bakteryjnej w naszych jelitach.
Przyczyną takiego stanu rzeczy jest przede wszystkim zmiana składu chemicznego pokarmów. Od 3 pokoleń rolnicy sypią tylko 3 składniki jako nawozy sztuczne: N, P, K, czasami dodają Mg. Ale przecież znamy ponad 100 pierwiastków! Każdy dobry rolnik wie, że czasami pojawiają się na polu golizny i wystarczy wylać beczkę gnojówki i golizna znika a ziarno rośnie normalnie.
Niestety, to monotonne żywienie przekłada się bezpośrednio na skutki zdrowotne. Mądrzy inaczej natomiastwycofali tematy żywienia z programów Akademii Medycznych, zwanych obecnie Uniwersytetami, ale to jest typowe oszustwo, ponieważ Uniwersytet powinien mieć 4 wydziały: dwa humanistyczne i dwa matematyczno-przyrodnicze. A tak nie jest. Typowa nowomowa wprowadzona przez komunistów. Nie należy zapominać, że pierwszy Uniwersytet Medyczny powstał w mieście Łodzi, z powodów problemów na WAM-ie. Innymi słowy, zdecydowana większość lekarzy nie zna tematu żywienia. Stworzono natomiast specjalizację „dietetyka” dla osób nie posiadających wykształcenia medycznego i praktycznie nie mających związku z chorym, czyli produkuje się kaleki medyczne.
Jak można sprawdzić, nikomu to nie przeszkadza, ani Ministerstwu Zdrowia, ani Izbom Lekarskim, odpowiedzialnym za doskonalenie zawodowe. Mało tego, generalnie Izby nie przedstawiają danych dotyczących tego, ile i jaka firma farmaceutyczna przekazała na rzecz IZBY. Podobnie nikt z członków Zarządów Izb nie ujawnia swoich powiązań z przemysłem. A do tego Zarządy Izb wypłacają sobie dodatki do pensji w wysokości 150% średniej krajowej. Za pracę honorową, ponieważ nadal pracują zawodowo!
Zdecydowana większość obecnych lekarzy nie ma także wiedzy dotyczącej Codex Alimentarus. I już przed 20 laty skreślono nauczanie lekarzy fitoterapii.
Poza tym, na medycynie brak przedmiotu omawiającego tzw. dodatki do żywności, czyli konserwanty, utrwalacze, czy emulgatory. Powoduje to, że lekarz rozpoznaje na przykład idiopatyczne zapalenie jelit, a nie wie, że podstawową przyczyną jest stan zapalny, spowodowany chemikaliami zawartymi w jedzeniu. I leczy tego biednego pacjenta, i leczy, i leczy, a stan jego zdrowia się w ogóle nie poprawia.
Praktycznie nauka przez ostatnie sto lat udowodniła bezspornie, że to właśnie te dobre bakterie decydują, czy chorujemy, czy też nie. To nie jest tak jak twierdził chemik Pasteur, że to jakaś jedna bakteria wnikając do naszego organizmu powoduje chorobę. I opierając się na tej teorii opracowano pasteryzację i szczepionki oraz antybiotyki. Jest to zupełnie błędne postępowanie.
W naszym przewodzie pokarmowym znajduje się około 1,5 kg bakterii. 75% układu odpornościowego znajduje się w przewodzie pokarmowym. We krwi tylko około 5%. Tak więc wstrzykując szczepionki bezpośrednio do krwi omijamy cały praktycznie układ odpornościowy.
Sumaryczny genom bakterii jest 10 razy większy od genomu człowieka. Pasteur pracował dla producentów wina, czyli na wodzie. Nie wiadomo kto, ponieważ nigdzie nie można znaleźć tego „cudotwórcy”, wyniki swoich doświadczeń, przeprowadzonych na wodnych roztworach, zastosował do roztworów białkowych. I skutki tego są opłakane. Już w latach 40. ubiegłego wieku przeprowadzono badania, polegające na karmieniu cieląt mlekiem od krowy i tzw. pasteryzowanym. Po 5 miesiącach takiego eksperymentu cielaki karmione mlekiem pasteryzowanym ważyły 100 kg, a te na mleku krowim 180 kg. Cielaki „pasteryzowane”: sierść łamliwa, golizny na skórze, narządy wewnętrzne zniszczone, jądra o 30 % mniejsze, w żołądku strasznie cuchnąca maź. Tego wszystkiego nie obserwowano u cielaków karmionych mlekiem prosto od krowy.
Cielaki pasteryzowane chodziły z trudnością, przewracały się. Cielaki normalnie karmione biegały po pastwisku.
A TY MATKO, JAKIM MLEKIEM KARMISZ SWOJE DZIECKO? A przede wszystkim, jak się zachowuje i jak wygląda,jak pasteryzowane, czy jak świeże?
Oczywiście polskojęzyczne media masowej dezinformacji, niemieckich właścicieli, pod amerykańskim zarządem, wyników takich eksperymentów nie nagłaśniają. Wymazano je także z podręczników, zarówno rolniczych, jak i medycznych. Efektem bowiem było najpierw wprowadzenie mleka pasteryzowanego, tylko i wyłącznie z uwagi na dochód mleczarni, a po 1990 roku mleka UHT, czyli prawdziwego trucia ludzi. Mleko to bowiem jest przyrządzane w ten sposób, że najpierw mechaniczne dojarki niszczą strzyki krowie, muszą więc być czymś smarowane, ponieważ inaczej mleko cały czas kapie. Potem to mleko rurami płynie do kadzi, w których jest schładzane. Otóż te rury trzeba myć, najczęściej robi się to za pomocą ługu. Stąd mleko takie nie kwaśnieje. Nie zawsze gospodarzowi chce się przepłukiwać przez 20 minut te rury ciepłą wodą z ługiem [koszty]. W mleczarni sprawdzają tylko ilość bakterii, a nie składniki chemiczne. Czym mniej bakterii, tym lepsze mleko, według inżynierów od żywności. Oczywiście jest to pomieszanie z poplątaniem.
Potem wozi się to do mleczarni, gdzie się proszkuje i składa w magazynie. I jak potrzeba, to miesza z wodą w stosunku 1 do 10 i sprzedaje w sklepach. Oczywiście ten sinawy płyn nie ma nic wspólnego z mlekiem od krowy i powinien nosić nazwę wyrobu mlekozastępczego, czy wyrobu mleko podobnego. Nie podaje się także żadnych badań, czy ten płyn w ogóle powinny pić dzieci.
Jeszcze gorsze jest to, że tzw. medycyna rockefellerowska, czyli medycyna nastawiona na dochód – zysk, wprowadzana w Polsce od czasów genseka Gierka, agenta Kominternu, a nasilona po rzekomym przewrocie w 1990 roku, sieje spustoszenie w naszym zdrowiu. To samo dotyczy innych produktów zwanych nabiałowymi, ponieważ są one robione w podobny sposób. Czy kupujesz kefir takiej, czy innej firmy, o takim, czy innym smaku, to pozostaje w ustach ten sam chemiczny posmak. Zdecydowana większość tych produktów jest bowiem nie tylko barwiona chemiczne, ale i smak ma doprawiany chemicznie i zawiera całą masę konserwantów.
Co to są konserwanty? Taka enigmatyczna nazwa nic nie mówi przeciętnemu śmiertelnikowi. Najczęściej ludzie odpowiadają, że to chemia. Zgoda, ale jakie związki chemiczne? I tutaj następuje zdecydowana cisza.
Otóż te wszelkiej maści konserwanty to po prostu związki bakterio/grzybobójcze. Czyli niszczące bakterie i nie pozwalające na ich rozwój. Możesz to sam sprawdzić, Drogi Czytelniku. Taki serek, masło, położone na talerzyku nie psuje się i nawet nie jełczeje. I w tym prostym doświadczeniu możesz ocenić wypowiedzi gazetowych ekspertów na temat tego, co powinniśmy jeść, masło, czy margarynę
Serwis Kardiologia 15 listopada 2015 roku przedstawił wywiad z p. prof. Elżbietą Bartnikowską i p. prof. W. Szostakiem, z Instytutu Żywności i Żywienia z Warszawy, na temat tego, co powinny jeść dzieci, a co dorośli. Wnioski z wypowiedzi są następujące: dzieci ostatecznie mogą jeść masło, ale zawałowcy tylko margarynę. Większej głupoty dawno handlarze nie podawali do publicznej wiadomości. Twierdzenie, że spożywanie masła prowadzi do otyłości jest niestety bardzo infantylne.
Proszę sprawdzić samemu. Zjada się kilka kromek chleba dziennie. Powiedzmy, że na każdą kromkę używamy 5 gramów masła. To znaczy, że w sumie używamy 20 -30 gramów masła dziennie. W sumie daje to 270 kcal. Przepraszam, ale to jedna lub najwyżej dwie „szneki z glancem”. Nie wspomnę tutaj, że spora ilość tej energii idzie na spalenie tego masła. Czyli tak naprawdę my przyswajamy sobie tylko około 30% tej wielkości. Przypomnę, że normalny człowiek musi dziennie przyswajać co najmniej 2500 kcal. Czyli ta odrobina masła, to do 10% przyswojonej energii. Najnowsze dane nauki o żywieniu mówią, że powinniśmy przyswajać około 50% energii z tłuszczy.
Parafrazując, to te trochę masła można spalić leżąc przed telewizorem około 3 godzin. Twierdzenie, że tłuszcze powodują wzrost masy ciała człowieka, jest teoryjką sprzed 40 lat. Przypomnę, że nie kto inny, tylko Instytut Żywienia i Żywności ma tą niechlubną palmę wprowadzania w Polsce najpierw w latach 50. rakotwórczego ceresu. Kto to dzisiaj jeszcze pamięta?
Potem Palma im odbiła, i te zielone, na pół przegniłe liście, zmieniali w białawy pokarm. Po cichu, jak państwo wiecie, palmę także wycofano. A to, co obecnie kryje się pod pojęciem masła, chyba nawet koło masła nie leżało. Normalne masło od „baby” pozostawione na stole już następnego dnia jełczeje, czyli zmienia kolor. A to kupowane w sklepie może kilka dni leżeć i nic się nie zmienia.
Podstawowy błąd rozumowania ww. Profesorów polega na tym, że od ćwierć wieku w Polsce nie ma masła. Ten produkt sprzedawany w sklepach jest tylko i wyłącznie wyrobem masłopodobnym. Podobnie, jak z tym sinawym płynem, sprzedawanym jako mleko. Proszę spróbować zakwasić to to. Podobnie sery: są to utwardzane tłuszcze roślinne, a nie produkt otrzymywany z podpuszczki.
Innymi słowy, już na samym początku wywiadu następuje przekłamanie. Od ponad 20 lat zdecydowana większość mieszkańców tego Wesołego Baraku nad Wisłą [Janek Pietrzak] nie jada masła, ponieważ go nie ma. Czyli praktycznie wszyscy jadają rozmaitego rodzaju margaryny. W różnej cenie i o różnej nazwie. Innymi słowy, jadają chemicznie przetworzone tłuszcze. Stąd masowe choroby.
Te konserwanty, czyli środki chemiczne bakterio i grzybobójcze, podobne jak zabijają bakterie na zewnątrz, robią to w naszym przewodzie pokarmowym. Każdy jako tako oczytany osobnik wie, że chwasty zawsze lepiej się rozwijają, aniżeli rośliny uprawne. Jak coś posiejemy, a nie będziemy usuwać chwastów, to nam wszystko zarośnie.
To samo dzieje się w naszym przewodzie pokarmowym. Jak jemy coś z kartoników, kubeczków, folii, czy plastiku, to zawarte konserwanty zniszczą nasze dobre bakterie, pozostawiając miejsce na rozwój pasożytów.
Jak to sprawdzić? Bardzo prosto, jeżeli kupka jest śmierdząca, luźna, pływająca, a nie topiąca się, to zawdzięczamy naukowcom z Instytutu Żywności i Żywienie z Warszawy, ponieważ dopuścili taki toksyczny produkt do sprzedaży, lub Sanepidowi, że nie sprawdził, co tak naprawdę znajduje się w kartoniku. To była jedna sprawa.
Zupełną natomiast jest historią medycyny jest opowiadanie p. prof. Wiktora Szostka na temat cholesterolu i jego roli w zawale. Tak, to jest prawda, że w 1847 roku anatomopatolog znalazł blaszkę w naczyniu krwionośnym i uznał ją za przyczynę zawału. Ale, dla Boga, to było prawie 8 pokoleń wstecz! Już w 1930 roku Warburg otrzymał Nobla za odkrycie, że przyczyną zmian jest nadmiar dwutlenku węgla. A w latach 1979-1980 Manfred von Arden udowodnił bezspornie, że blaszka nie jest przyczyną zawału. Poza tym chwali się p. Profesor niewiedzą, ponieważ cholesterol posiada konsystencję kauczuku, a blaszka jest twarda, czyli zwapniała.
Zawał powstaje z powodu zmiany ładunku powierzchniowego błon komórkowych, spowodowanych zmianą ph pod wpływem dwutlenku węgla. Jeżeli lokalnie zwiększy się koncentracja CO2 to następuje zmiana ph. A zmiana nawet o jedną dziesiątą powoduje krystalizację fosforanów, co prowadzi do zaburzeń w kurczliwości i w rezultacie do zawału.
Są to fakty podstawowe, znane od ponad ćwierćwiecza. Stąd moje twierdzenia o polskiej medycynie 100 lat za przysłowiowymi murzynami, z całym szacunkiem dla czarnoskórych.
Dlatego od ćwierćwiecza umiemy leczyć zawały za pomocą podawania Ouabainy zmieniającej ładunek powierzchniowy błon komórkowych, bez niepotrzebnych operacji, z ich powikłaniami.
Pan profesor Szostek zapomniał także, że ten cholesterol z „masła” nie ma żadnego znaczenia w naszym organizmie, czy zjemy 100 jajek, czy 1, to i tak wchłoną się tylko maksymalnie 4 gramy. Po drugie ten, który u nas w organizmie powstaje, to powstaje głównie z konsumpcji cukru i to w dodatku tego naturalnego, czyli fruktozy. Znajdująca się w sprzedaży fruktoza we wszelkiej maści produktach słodzonych, to tak naprawdę chlorowcopochodna fruktozy, 600 razy słodsza, anieli sama fruktoza, czyli zdecydowanie tańsza. Fruktoza po spożyciu nie przechodzi przez krążenie wątrobowe.
Znam przypadki, gdy chory na cukrzycę po zjedzeniu kilograma winogron zapadał w śpiączkę cukrzycową.
Pan prof. W. Szostak powołuje się na murzynów szczepu Bantu jedzących masło, a zapomniał podać, kto im to masło „podrzucał”. Od znajomych misjonarzy znam zupełnie podobne obrazy. Podrzucono kobietom mleko w proszku, tylko zapomniano zbudować studnie. I te biedne nieprzeszkolone kobiety przygotowywały mleko w proszku na tej wodzie, która była w pobliżu. Biegunki wzrosły o kilka tysięcy procent. Ale UNICEF spełnił rolę św. Mikołaja, za kilkadziesiąt tysięcy dolarów przekazał pomoc. Zawsze nieuki w białych kołnierzykach byli przyczyną wszelkiego zła.
Bizancjum także upadło z powodu administracji. Przecież kto takiego brudnego ludwisarza dopuści do cesarza. A że ludwisarz właśnie wymyślił armaty? To już inna historia.
Moja rada. Jeżeli chcesz być zdrowy, to musisz kupować masło na rynku, najlepiej bezpośrednio od gospodarza. Pomijać ten cały b… sklepów wielkopowierzchniowych.
Autorstwo: dr Jerzy Jaśkowski
Źródło:http://wolnemedia.net/zdrowie/jakie-jedzenie-zwykle-oszustwo/