Czy naprawdę można pytać, co było powodem, że Pitagoras nie jadł mięsa? Jeśli chodzi o mnie, to ja raczej zastanawiam się jaki wypadek spowodował to i w jakim stanie duszy czy umysłu, po raz pierwszy człowiek dopuścił się tego, żeby dotknąć wargami krzepnącej krwi i zbliżyć usta do ciała martwej istoty, ten, który zapoczątkował stoły pełne martwych rozkładających się ciał i postanowił nazwać jedzeniem i pokarmem szczątki które kilka chwil wcześniej żałośnie ryczały i płakały, ruszały się i żyły. Jak jego oczy mogły znieść zabijanie, kiedy podrzyna się im gardło i obdziera się je ze skóry i odrywa kończynę od kończyny? Jak jego nos mógł znieść ten odór? Jakim sposobem brud nie pozbawił go apetytu, kontakt z ranami innych, wyciskając płyn i serum ze śmiertelnych ran? Z pewnością to nie są lwy czy wilki, które zabijamy w samoobronie. Mordujemy nieszkodliwe, oswojone stworzenia, bez pazurów czy kłów, które mogłyby nas zranić, zabić, Stworzenia które przyroda stworzyła chyba jedynie dla ich samego piękna i wdzięku. Ale nas nic nie ruszy, ani koloru kwiatów odcień ciała, ani przekonywujący harmonijny głos, ani zwyczaj utrzymywania czystości, ani niezwykła inteligencja tych nieszczęsnych istot. Nie, za odrobinę mięsa pozbawiamy ich światła słonecznego, życia, do którego mają prawo, rodząc się i istniejąc.