Nie wszystkie treści z opublikowanych artykułów, odzwierciedlają poglądy admina..

STRONA TA ZOSTAŁA ZAŁOŻONA W CELU PROPAGOWANIA ZDROWEGO STYLU ŻYCIA I ODŻYWIANIA. NIECH MOJE BEZINTERESOWNE DZIAŁANIE PRZYSPORZY KORZYŚCI JAK NAJWIĘKSZEJ LICZBIE LUDZI I ZWIERZĄT. BO ZDROWIE SIĘ TYLKO TAKIE MA JAK SIĘ O NIE ZADBA.

niedziela, 30 kwietnia 2017

"Kiedy zabija się zwierzę, produkty jego przemiany materii przestają być usuwane z jego układu krwionośnego i zostają „zakonserwowane” w martwym ciele. Mięsożercy w ten sposób pochłaniają trujące substancje, które u żywego zwierzęcia opuszczają ciało wraz z moczem. Doktor Owen Parrett w książce „Dlaczego nie jem mięsa” zauważył: „Kiedy gotuje się mięso, szkodliwe substancje pojawiają się w składzie bulionu, w efekcie czego staje się on podobny do moczu”. W państwach uprzemysłowionych, w których intensywnie rozwija się hodowla bydła i świń mięso „wzbogaca się” mnóstwem szkodliwych substancji: azotoksem, arsenem (stosuje się go jako stymulator wzrostu), siarczanem sodu (stosuje się go w celu nadania mięsu „świeżego”, krwistoczerwonego odcienia), penicyliną, syntetycznymi hormonami. Produkty mięsne zawierają wiele kancerogenów."

Antydepresant czasowo wyłącza barierę krew-mózg


Lek przeciwdepresyjny amitryptylina czasowo hamuje barierę krew-mózg, pozwalając innym lekom dotrzeć do mózgu.
Podczas eksperymentów na szczurach naukowcy z amerykańskich Narodowych Instytutów Zdrowia zauważyli, że sparowanie amitryptyliny z lekami przeznaczonymi do terapii chorób ośrodkowego układu nerwowego (OUN) nasilało ich dostarczanie do mózgu, bo antydepresant hamował barierę krew-mózg.
Podkreślając, że potrzeba dalszych badań, by ustalić, czy ludzie także mogą skorzystać na tym odkryciu, specjaliści dostrzegają jednak potencjał amitryptyliny. Wspominają o zrewolucjonizowaniu leczenia całej gamy chorób, w tym padaczki, udarów, depresji czy stwardnienia zanikowego bocznego (ALS). Wyniki okazały się na tyle obiecujące, że akademicy zdecydowali się złożyć tymczasowe zgłoszenie patentowe.
Dr Ronald Cannon z Narodowego Instytutu Nauk o Zdrowiu Środowiskowym podkreśla, że największą przeszkodą dla skutecznego dostarczania leków do mózgu jest pompa białkowa – glikoproteina P (P-gp). Jest ona zlokalizowana w wewnętrznej wyściółce (śródbłonku) naczyń mózgu i kieruje toksyny oraz leki z powrotem do organizmu.
Zespół Cannona zauważył, że amitryptylina zmniejsza aktywność pompującą P-gp w naczyniach włosowatych szczurów typu dzikiego. Później naukowcy wykazali, że antydepresant działa w ten sam sposób na naczynia kapilarne szczurów stanowiących model ALS. W obu grupach gryzoni amitryptylina wyłączała glikoproteinę P w ciągu 10-15 min. Kiedy antydepresant usuwano, aktywność pompy powracała do normy. Oznacza to, że wpływ antydepresantu na P-gp jest szybki i odwracalny.
Cannon podejrzewa, że podawanie amitryptyliny z niższymi dawkami opioidów miałoby działanie przeciwbólowe i jednocześnie pozwalałoby uniknąć skutków ubocznych w postaci uzależnienia czy zaparć.
Autorstwo: Anna Błońska
Na podstawie: Niehs.nih.gov
Źródło: KopalniaWiedzy.pl

Koniec z jajkami z chowu klatkowego

By Ren West, square crop by uploader - http://flickr.com/photos/renwest/436827618, CC BY 2.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=1865345


Jajka „trójki” znikną z półek sklepowych we wszystkich polskich dyskontach. Dziś taką decyzję podjęła również Grupa Carrefour.


Jajka z chowu klatkowego marki własnej „Carrefour” będą znikać stopniowo do 2020 roku. Okazuje się, że z jajek „trójek” zrezygnowały już wszystkie polskie dyskonty: Aldi, Lidl, Netto, Kaufland i Biedronka. Pierwsza była sieć Aldi, która zabroniła im wstępu na swoje półki już w ubiegłym roku.
Tanie jajka okupione są cierpieniem zwierząt: „Kury hodowane w systemie klatkowym nigdy nie widzą słońca, nie chodzą po trawie, a ich przestrzeń życiowa odpowiada wielkości kartki papieru. Kury często są okaleczone, chore i zaniedbane, zarówno fizycznie, jak i psychicznie” – czytamy w oświadczeniu prasowym stowarzyszenia Otwarte Klatki, organizatora kampanii uświadamiających w zakresie pochodzenia jajek, m.in. zeszłorocznej „Jak one to znoszą?”.
Niestety „trójki” to 90 procent jaj trafiających na rynek. Otwarte Klatki przewidują, że klienci dyskontów tylko z początku odczują zmianę na własnych kieszeniach (jajka oznaczone symbolami od 0 do 2 są wymiernie droższe), jednak z czasem ceny będą spadać, kiedy hodowcy wypracują inne, bardziej etyczne metody chowu.
– Kiedy „trójki” zostaną wycofane, ich miejsce wypełnią jajka z mniej okrutnych form hodowli – ceny tych ostatnich będą maleć wraz ze wzrostem podaży – powiedziała działaczka Klara Siemianowska.
Decyzja dyskontów jak na razie spotyka się z bardzo pozytywnym odbiorem klientów. Świadomość konsumentów wzrasta dzięki trendom wprowadzanym przez zagraniczne sieci sklepów.
Autorstwo: WK
Zdjęcie: minree (CC0)
Źródło: Strajk.eu  Żródło:https://wolnemedia.net/koniec-z-jajkami-z-chowu-klatkowego/

Co z tą pszenicą?

By Original uploader was Gabi bart at pl.wikipedia - Transferred from pl.wikipedia, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=8001946


Po publikacji artykułu na temat diety skrobiowej doktora McDougalla odezwały się zaniepokojone głosy niektórych czytelników, a zaniepokojenie to dotyczyło głównie pszenicy (i zbóż ogólnie), wskazanej jako jedno z dopuszczalnych źródeł skrobi w tej diecie (choć dieta oparta na skrobi opracowana przez dra McDougalla nie polega bynajmniej na jedzeniu tego co indywidualnie komuś nie służy, a spośród wielu źródeł skrobi można wybierać takie, które nam odpowiadają zarówno kulturowo jak i zdrowotnie). Na antypszeniczne (czy mówiąc szerzej: antyzbożowe) nastawienie wielu ludzi mogła wpłynąć słynna książka dra W. Davisa „Dieta bez pszenicy”. Na fali tej książki pojawiła się nagle ni stąd ni zowąd szeroko rozpowszechniana  demonizacja pszenicy oraz innych zbóż (nawet tych bezglutenowych) i ich postrzeganie jako „trucizny”.

Czy mamy zatem bać się pokarmów spożywanych przez naszych przodków? Wypada może w tym miejscu zacytować filozofa ks. prof. Józefa Tischnera: „Góralska teoria poznania mówi, że są trzy prawdy: święta prowda, tyż prowda i g*wno prowda.”. Osobiście wolę jednak biblijną miarę prawdy, która nigdy nie zawodzi: poznacie ich po owocach. Owoce zaś naszego postępowania z tym darem natury jakim jest pszenica są mizerne: coraz więcej osób jedzących pszenicę czuje się podle lub nawet przewlekle choruje, a zdrowie odzyskuje dopiero gdy przestanie ją spożywać – choć nie jest celiakiem ani nie ma stwierdzonej alergii na pszenicę czy gluten. Coraz więcej osób (czasem nawet nie mając o tym pojęcia) cierpi na nieceliakalną nadwrażliwość na gluten lub nietolerancję pszenicy i związane z tym rozmaite choroby (głównie autoimmunologiczne, które stały się plagą naszych czasów).

Tak się składa, że kilka dni temu miał swoją premierę film dokumentalny „What’s With Wheat?” („Co z tą pszenicą?”) i sporo nowych rzeczy dowiedziałam się wysłuchawszy wypowiedzi wielu ekspertów: naukowców, lekarzy, dietetyków,  farmerów oraz zwykłych ludzi, propagatorów zdrowia blogujących w sieci. Dziś tą wiedzą podzielę się z czytelnikami.

Ogólny przekaz tego filmu jest taki: wina za to, że dużo trudniej niż kiedyś jest nam dzisiaj trawić pokarmy zbożowe leży głównie niestety po naszej stronie. Nie tylko to cenne ziarno zniszczyliśmy, sztucznie tworząc plenne, wysokoglutenowe krzyżówki (i to z odmian zebranych z różnych miejsc świata – takie krzyżowanie w naturze nie miałoby przecież miejsca), ale jeszcze oprócz tego zaczęliśmy je kompletnie inaczej niż czynili to nasi przodkowie uprawiać i przetwarzać (zaprawianie ziarniaków przed siewem, traktowanie ich sztucznymi nawozami podczas wzrostu, desykacja przed zbiorem, fumigacja po zbiorze, rafinacja i bielenie mąki, potem szybka produkcja pieczywa na drożdżach zamiast powolnej, opartej na naturalnej fermentacji). Trzeci czynnik będący gwoździem do trumny to nasze nieumiarkowanie: ponieważ mamy teraz wbród pszenicy, to nadużywamy jej, obżerając się nią dzień w dzień przez 365 dni w roku jak nienormalni.



Trudno się z opiniami ekspertów nie zgodzić: pszenicy nie tylko jemy stanowczo zbyt dużo (co nie jest zresztą trudne zważywszy, iż zawiera ona glutenomorfiny, substancje o działaniu uzależniającym), ale też jest ona dzisiaj skandalicznie uprawiana i przetwarzana, chlubnym wyjątkiem tutaj są jedynie jej stare odmiany organicznie czyli „po bożemu” uprawiane  i równie po bożemu przetwarzane (fermentacja!) i spożywane.

Skąd się wzięło tyle taniej pszenicy?

W latach 60-tych FAO (agencja ONZ zajmująca się rolnictwem) opracowało program rozwoju rolnictwa w celu zlikwidowania zjawiska głodu na świecie. Program znany jest pod nazwą „Zielona Rewolucja”. Zadanie to wykonane zostało przy współudziale agronoma o nazwisku Norman Borlaug, to jemu zawdzięczamy nowoczesną hybrydową pszenicę, którą postanowiono nakarmić głodnych ludzi. Realizacja programu wymagała m.in. opracowania nowych krzyżówek pszenicy: bardziej plennych i łatwiejszych do uprawy za pomocą zabiegów agrotechnicznych z użyciem nowoczesnych środków chemicznych, o łodydze krótszej, lecz za to większej ilości ziarniaków na każdej z nich. Za swoje zasługi w ratowaniu ludzkości przed widmem głodu Norman Borlaug w 1970 r. otrzymał  Nagrodę Nobla.

Norman-BorlaugOdtrąbiono sukces, ale tylko na chwilę: trzy lata później okazało się bowiem, że do opanowania klęski głodu będą nam z pewnością dodatkowo potrzebne jeszcze bardziej wyrafinowane technologie (na których rzecz jasna można zarobić więcej) i zaczęto prace nad transgeniczną żywnością GMO (organizmy zmodyfikowane genetycznie – nie mylić z krzyżowaniem czyli hybrydyzacją), zaś zaledwie rok później (1974 r.) koncern Monsanto wprowadził na rynek specjalnie z tą myślą opracowany magiczny preparat chwastobójczy Roundup, którego głównym składnikiem jest kontrowersyjna substancja o nazwie glifosat. W  tym czasie wycofywano już w cywilizowanych krajach świata poprzedni „genialny” produkt Monsanto czyli DDT (Azotox, dichlorodifenylotrichloroetan), ponieważ zdołano już udowodnić czarno na białym, iż jest toksyczny. DDT rozkłada się bardzo wolno, a produkty jego rozkładu jeszcze wolniej, toteż nawet dzisiaj DDT znajduje się wciąż w środowisku i jako substancja rozpuszczalna w tłuszczach odkłada się w tkance tłuszczowej zwierząt oraz zjadających je ludzi, którzy znajdują się na szczycie łańcucha pokarmowego (jednak wtedy ludzkość była tak zachwycona wielce nowoczesnym i absolutnie magicznym DDT, iż jego wynalazcę, chemika Paula Müllera, w 1948 roku nagrodziła Nagrodą Nobla za to epokowe odkrycie).

Jego zaś kolega Norman Borlaug do końca życia (w 2009 r.) był gorliwym obrońcą zarówno stworzonej przez siebie „nowoczesnej” hybrydowej pszenicy jak i później stosowania DDT, a w ostatnich latach również upraw genetycznie modyfikowanych (soja, kukurydza, bawełna, rzepak i burak cukrowy to obecnie główne uprawy transgeniczne), które jego zdaniem tym razem już z pewnością uratują ludzkość przed głodem. Tak oto pod hasłem „powszechnie dostępnej żywności dla każdego” sprawiono, że za zakup dawnej, dobrej żywności  (nie obarczonej nowoczesnymi agrotoksynami i uprawianej na prawdziwym nawozie zamiast na sztucznym) przeciętny obywatel musi dzisiaj zapłacić więcej, fatygując się ponadto do specjalnego sklepu o nazwie „Zdrowa żywność”. Jaką żywność sprzedaje się w innych sklepach „spożywczych” można się jedynie domyślać.  Wielkie sieci handlowe też wyczuły pismo nosem i porobiły u siebie alejki typu „zdrowa żywność”.

zdrowa żywność

Glifosat: herbicyd, antybiotyk, biocyd czyli 3 w 1

Oczywiście samo ratowanie ludzi przed widmem głodu jako takie jest chwalebne, poza tym wszyscy rzecz jasna bardzo lubimy ułatwiającą życie nowoczesną technologię, pytanie tylko czy normalne jest ją jeść? Glifosat wynaleziony specjalnie dla celów upraw genetycznie modyfikowanych szybko został jak się okazało ukochanym herbicydem dla każdego kto coś uprawia, od drobnych działkowców aż po grube ryby agrobiznesu – fenomenalnie zwalcza chwasty blokując u nich pewne szlaki metaboliczne. Całkiem prawdopodobne, iż wielu z czytających te słowa ma jakiś preparat zawierający glifosat w swoim garażu właśnie w tej chwili (na rynku oprócz preparatu Roundup jest jeszcze kilkadziesiąt innych zawierających glifosat).

Ten flagowy produkt koncernu Monsanto (czasem złośliwie nazywanego Monsatan) wykorzystywany jest niezwykle chętnie nie tylko do niszczenia chwastów, ale również do desykacji zbiorów rzepaku, zbóż (pszenicy, owsa, jęczmienia), często też roślin strączkowych, gorczycy czy kukurydzy. Wielcy producenci nie mogą pozwolić sobie na straty w produkcji – zbiór musi mieć na skupie odpowiednią wilgotność. Jeśli ktoś ma w tej chwili w kuchni zakupione w zwykłym sklepie spożywczym wyroby produkowane z udziałem tych roślin (pieczywo, makaron, ciasteczka, pizzę, płatki, kaszę, musztardę czy piwo) albo szeroko reklamowany olej rzepakowy (taki zwykły, bez certyfikatu bio) lub też cokolwiek co go w sobie zawiera (np. majonez), to warto mieć świadomość, iż mogą takie produkty zawierać glifosat użyty w celach desykacji. Jednak nie tylko polscy rolnicy kochają glifosat. Kilka miesięcy temu opublikowano informacje na temat badań piwa na rynku niemieckim z których wynikało, iż spośród badanych w Niemczech piw nie było ani jednego piwa wolnego od glifosatu [5]. Nie sądzę, aby polskie piwo było w tym względzie dużo lepsze. Pizza i piwo to fajne połączenie, ale nie dla zdrowia.

piwo niemcyGdy zajrzymy do patentu tej substancji [6] to zobaczymy, iż glifosat został najpierw opatentowany w 1964 r. przez firmę Stauffer Chemical jako czynnik chelatujący minerały, dopiero parę lat później Monsanto odkupiło od nich ten patent i reklamowano go jako herbicyd, a w latach późniejszych glifosat pozyskał patent również jako antybiotyk (co nie dziwi, biorąc pod uwagę jego działanie na drobnoustroje, o czym za chwilę), środek bakteriobójczy i biocyd.

Tym właśnie jest glifosat: chelatorem minerałów, antybiotykiem i biocydem.

O czym mało kto wie, uważając go jedynie za miły w użyciu herbicyd, w dodatku dużo bezpieczniejszy od herbicydów starszej generacji (typu atrazyna) stosowanych wcześniej. Ta niewiedza i beztroska ma jednak swój koszt: jest nim zdrowie współczesnych społeczeństw.

A może jednak jest faktycznie bezpieczny, a kiepskie zdrowie to geny, jak nam chcą wmówić mass media? Nie sądzę. Glifosat to substancja wymyślona przez człowieka, niewystępująca normalnie w przyrodzie, stworzona w laboratorium i nieprzetestowana przez pokolenia naszych przodków (to my tak naprawdę  jesteśmy królikami doświadczalnymi, podobnie jak nasze matki i ojcowie byli nimi kilkadziesiąt lat wcześniej w przypadku DDT). Reklamowanie glifosatu jako bezpiecznego nie czyni go bezpiecznym, dokładnie tak jak to było wcześniej z DDT: pewien naukowiec aby pokazać gawiedzi jak bardzo to DDT jest bezpieczne dla ludzi, jadł rzeczoną substancję na wizji łyżką w pewnym programie TV, a zapobiegliwy przemysł nawet wyprodukował dla troskliwych matek zachwycająco nowoczesne oraz oczywiście „całkowicie bezpieczne” specjalne tapety do dziecięcego pokoju nasączone DDT, zabezpieczające ich pociechy przed tymi okropnymi robalami roznoszącymi straszliwe choróbska. Patrząc z dzisiejszej perspektywy to jakiś horror, ale tak naprawdę było, to są fakty historyczne.

tapeta z ddtNatura nie lubi przy tym próżni. Mamy dzisiaj drobnoustroje odporne już na stosowane (a raczej szeroko nadużywane) przez nas antybiotyki, po szaleństwie z DDT pojawiły się odporne na tę substancję superinsekty, zaś w odpowiedzi na glifosat powstaje coraz więcej odpornych nań superchwastów, o czym z przerażeniem donoszą agronomowie. [3] Uczymy się zawsze na błędach, to prawda, ale dlaczego jedna lekcja (choćby ta z „bezpiecznym” DDT) nam nie wystarcza? I dlaczego kolejne lekcje kosztować muszą kolejne lata ludzkiego cierpienia, chorób czy niepotrzebnie przyspieszonych  śmierci?

Pojawiły się jednak w sprawie stosowania glifosatu pierwsze jaskółki nadziei: w zeszłym roku Międzynarodowa Agencja Badania Raka (oddział WHO) zakwalifikowała glifosat do grupy 2A czyli do substancji prawdopodobnie rakotwórczej dla ludzi. Koncern Monsanto jednak nie poddaje się (np. w zeszłym roku zaskarżając do sądu stan Kalifornia, który ośmielił się zaklasyfikować glifosat jako rakotwórczy). Batalia o glifosat trwa nadal: w tym roku ma zostać opublikowana ponowna ocena glifosatu (szykuje ją amerykańska Agencja Ochrony Środowiska). Za dwa dni czyli pierwszego lipca wygasa licencja na używanie tego środka – branża rolnicza trzyma kciuki aby się nic w tej kwestii nie zmieniło, bo – jak określił jeden z urzędników  – „Jak na razie nie ma jednoznacznych wyników badań potwierdzających kancerogenne działanie glifosatu. Jest za to niepokój branży rolniczej, która bez tego herbicydu nie wyobraża sobie prowadzenia produkcji na dużą skalę.” [7] Osobiście wychodzę z założenia, że zanim najwyżsi oficjele dogadają się w kwestii bezpieczeństwa glifosatu, to użyję w międzyczasie zarówno całej dostępnej mi wiedzy na temat tej substancji  jak i zwykłego zdrowego rozsądku, który podpowiada mi, aby unikać ekspozycji na glifosat jak ognia.

Co nam może zrobić glifosat?

Wypowiadający się w filmie eksperci wyjaśniali pewne procesy zachodzące w ludzkim ciele po ekspozycji na glifosat, a wynikają one z właściwości chemicznych i budowy molekularnej tej substancji. Aby zrozumieć w jak wyrafinowany sposób ten popularny herbicyd może uszkadzać nam zdrowie trzeba wiedzieć, że glifosat nie tylko działa bezpośrednio toksycznie na nas (aczkolwiek oficjalnie został zakwalifikowany do grupy IV wśród herbicydów, czyli substancji o małej toksyczności, nie zapominajmy jednak o tamtym panu jedzącym swego czasu „nieszkodliwe” DDT łyżką w telewizji na oczach milionów widzów).

Glifosat jest jeszcze groźniejszą agrotoksyną niż DDT ponieważ działa w sposób jeszcze bardziej wyrafinowany: on niszczy nas niczym koń trojański, a mianowicie zaburza nasz mikrobiom jelitowy. Problem polega na tym, że glifosat zakłóca szlak kwasu szikimowego [3] – ważny szlak metaboliczny mający miejsce u roślin, grzybów i bakterii. W procesie tym zjadane przez nasz cukry (np. fruktoza, którą zjemy razem z pszenicą czy jakimś owocem) zmieniane są przez nasze bakterie jelitowe kolejno na PEP (fosfoenolopirogronian), który następnie poprzez kolejne przemiany (kwas choryzmowy i antranilinowy) powoduje powstanie aminokwasów aromatycznych jak tyrozyna, fenylalanina czy tryptofan.

szlak kwasu szikimowego a glifosfat

Te z kolei są następnie wykorzystywane do produkcji naszych neuroprzekaźników, hormonów czy witamin (tryptofan na przykład jest niezbędny do produkcji niacyny w ustroju). Ocenia się, że nawet 90% naszych neuroprzekaźników może być produkowane w jelitach z udziałem bakterii. Nasze jelita są ściśle związane z naszym mózgiem i stan tego narządu jest zależny od stanu jelit oraz małych pracowitych przyjaciół zamieniających je w fabryczkę produkującą dla nas każdego dnia kluczowe dla prawidłowego funkcjonowania substancje.

Zakłócenie szlaku kwasu szikimowego u naszych bakterii jelitowych może więc spowodować szereg zdrowotnych komplikacji. Bakterie żyjące w naszych jelitach produkują we wspomnianym cyklu kwasu szikimowego szereg substancji o kluczowym znaczeniu dla zdrowia i dobrego samopoczucia: serotonina, dopamina, melatonina, epinefryna, ubichinon (koenzym Q10), witamina K2, foliany i wiele innych. Gdy więc szlak przemiany kwasu szikimowego zostanie u naszych bakterii jelitowych zaburzony, to możemy liczyć się z tym, że przykładowo:

– możemy popaść w depresję (a także lęki, niepokój) lub co najmniej zmniejszy się nasza jasność myślenia z powodu niedoboru neuroprzekaźników,

– możemy cierpieć na bezsenność z powodu niedoboru melatoniny,

– nasze kości będą bardziej narażone na osteoporozę, a zęby na próchnicę (niedobór witaminy K2, niewłaściwy metabolizm witaminy D),

– możemy mieć dolegliwości związane z zaburzoną przemianą fruktozy jak również pewnych innych węglowodanów (np. rafinozy zawartej w fasoli, laktozy z mleka, fruktanów z pszenicy, jęczmienia, warzyw cebulowych, karczocha, szparagów, bananów). W normalnych warunkach gdy zjemy pokarm zawierający cząsteczki tych cukrów, to nasze bakterie jelitowe używając szlaku kwasu szikimowego rozkładają bezproblemowo owe cukry na potrzebne dla naszego zdrowia związki, jednak gdy w paradę wejdzie im glifosat (jak pokazano na rycinie powyżej) – dalsze przemiany cząsteczek PEP zostają zablokowane, zatem zaczynają się one gromadzić, a nadmiar PEP zaburza jeszcze bardziej funkcjonowanie naszych bakterii – w tej sytuacji nie ma mowy o poprawnym rozkładaniu fruktozy czy innych węglowodanów, które wędrują dalej do jelita grubego, gdzie zaczynają fermentować, powodując wzdęcia, biegunki, gazy itp.,

– pojawią się pogorszone parametry fizjologiczne np. zwiększony poziom LDL cholesterolu („złego”), ponadto nierozłożony w takiej sytuacji poprawnie nadmiar cukrów powędruje do wątroby i zostanie przerobiony na tłuszcz, co sprzyja powstawaniu kolejnej zmory naszych czasów: niealkoholowego stłuszczenia wątroby (co ciekawe u cierpiących na niealkoholowe stłuszczenie wątroby lub zespół metaboliczny lekarze niemal zawsze odnotowują jednocześnie takie symptomy jak osłabienie, uczucie zmęczenia, bezsenność czy depresja [4]),

– pojawią się problemy związane ze zwiększoną przepuszczalnością barier jelitowych (tzw. przeciekające jelita) z całą gamą możliwych następstw (choroby autoimmunologiczne na pierwszym miejscu, podwyższenie wskaźników stanu zapalnego),

– pojawić się mogą problemy związane z niedoborami pewnych minerałów, które glifosat wiąże do postaci nieprzyswajalnej dla naszego ustroju np. mangan, bor, cynk, żelazo (jego własności chelatujące wynikają z pierwszego patentu).

– zaburzenia pracy mikrobiomu mogą wpłynąć na zablokowanie enzymów detoksykacyjnych (glutation, CYP450), przez co zwiększa się ryzyko rozmaitych chorób, w tym nowotworów.

Złe owoce, zła pszenica?

Natura nie stworzyła złej pszenicy. Ani szkodliwych dla nas owoców jadalnych. Jak widać to nie sama w sobie fruktoza zawarta w owocach (całych owocach, bo natura tworzy całe) jest „zła” ani też nie sama w sobie pszenica. Organizm człowieka zdrowego bez przeszkód radził sobie z trawieniem i przyswajaniem tych pokarmów, z korzyścią dla własnego zdrowia. Nasi przodkowie jadali owoce (nie owocowe soki czy izolaty fruktozowe, lecz całe owoce, wraz ze skórką) oraz pszenicę bez szwanku, a nawet z korzyścią dla zdrowia. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy: tradycyjny chleb na zakwasie naszych przodków był nie tylko ze starych odmian pszenicy uprawianych organicznie (bo kiedyś niczego przecież nie uprawiało się inaczej jak ekologicznie), on był też przaśny, czarny i ciężki, a jeden bochenek musiał starczyć na tydzień, nie było dzisiejszego rozbestwienia w postaci bieluśkich, puszystych i chrupiących pszennych bułeczek upieczonych na drożdżach, po które ochoczo skacze się codziennie bladym świtem do pobliskiego spożywczaka. To były te same pokarmy, ale nie takie same: brakowało w nich też cząsteczek glifosatu – kolejnego cichego złodzieja zdrowia współczesnych czasów.

Co nam pomaga w trawieniu węglowodanów?

Jak się wydaje to bifidobakterie pomagają nam w trawieniu węglowodanów. W przypadku zbóż współuczestniczą w rozłożeniu glutenu (będącego białkiem) na poszczególne aminokwasy, które następnie ciało może wykorzystać. Paradoksalnie właśnie spożywanie pszenicy (ponieważ zawiera ona dokarmiające bifidobakterie fruktany) może powodować zwiększanie się populacji bifidobakterii w jelitach człowieka, podobne działanie ma surowe mleko matki (czy to matki ludzkiej w przypadku niemowląt, czy też zwierzęcej matki, której mleko potem podkradają dla siebie ludzie dorośli) zawierające tzw. czynnik bifidogenny czyli pewne oligosacharydy pobudzające rozwój bifidobakterii w naszych jelitach. Ale nie trzeba pić koniecznie w dorosłym życiu mleka! Chlorofil zawarty w zieleninie oraz „zielonej żywności” (chlorella, spirulina, sok z młodego jęczmienia i młodej pszenicy) działa podobnie jak czynnik bifidogenny zawarty w mleku matki.

Jeśli popatrzymy na mieszkańców strefy długowieczności na Sardynii to stwierdzimy, że oprócz olbrzymiej ilości warzyw, zieleniny, roślin strączkowych i owoców spożywają oni również coś, co według przekonań niektórych osób powinno ich zabić: pszenicę oraz mleko (kozie, od kóz łażących po górach i skubiących zielsko). Na pszenicę gromy ciskać będą zwolennicy diet paleo, a na mleko weganie, każdy podpierając się swoimi argumentami. Sardyńscy stulatkowie tymczasem mają to głęboko w nosie: ich taka dieta nie tylko nie zabija, lecz wręcz przeciwnie! Nie ważmy się jednak wiernie naśladować sardyńską dietę stulatków w naszych warunkach, używając do tego celu konwencjonalnie uprawianej pszenicy oraz mleka z kartonu. Miliony polskich rodzin codziennie jedzą olbrzymie ilości takiej pszenicy popijając to mleczną konserwą, dzięki czemu przychodnie i szpitale pękają w szwach, ale na stanie się kolejną Niebieską Strefą nie mamy póki co liczyć – zbyt daleko odeszliśmy od natury. Ekologicznej pszenicy dobrych starych odmian (płaskurka, samopsza, orkisz) trzeba się u nas naszukać (dostępne są w sklepach ze zdrową żywnością), zaś surowego mleka w szklanych butelkach (czy nawet woreczkach) w polskich sklepach nie ma już odkąd weszliśmy do Unii Europejskiej i teraz mamy pasteryzowane. Wraz z pasteryzacją zniknął z niego też czynnik bifidogenny, a pozostał nic nie warty mlekopodobny biały płyn, po prostu mleczna konserwa. Całe szczęście mamy jeszcze organiczną „zieloną żywność”.



Z powyższych rozważań wniosek nasuwa się taki: ani pszenica ani owoce nie są dla zdrowych ludzi zabójcze same w sobie. Tyle tylko, że aby mogłyby być korzystnym pokarmem człowiek musi dysponować nieuszkodzonymi jelitami, wypełnionymi mnóstwem dobrych bakterii, szczególnie bifidobakterii. W przeciwnym razie jeśli nasza populacja bifidobakterii jest uszkodzona, to pokarm ten przestaniemy poprawnie trawić – stanie się on dla nas trucizną. Nietolerancja pszenicy czy nietolerancja glutenu lub mleka nie jest winą tych pokarmów samych w sobie. Gluten (a konkretnie gliadyna) powoduje co prawda rozluźnianie się pewnych białek pełniących funkcję „uszczelek” pomiędzy komórkami nabłonka jelitowego, lecz u ludzi zdrowych jest to zjawisko mające miejsce jedynie przejściowo – nie dochodzi do „przeciekania” molekuł pokarmowych.

Zobaczmy przy okazji ile grzechów przeciwko naszym bifidobakteriom popełniamy, począwszy od wczesnego dzieciństwa (sztuczne mieszanki dla niemowląt zamiast mleka matki), kolejne kuracje antybiotykowe (antybiotyki przetrzebiają bifidobakterie bardzo mocno), stosowanie pewnych leków (np. pigułek antykoncepcyjnych, antydepresantów), syntetycznych substancji słodzących oraz picie alkoholu i chlorowanej wody. Z czynników nie związanych z pokarmami i napojami niekorzystnie wpływa na bifidobakterie przewlekły stres (pośpiech, niedosypianie, ciągła presja psychiczna) oraz nadmierna higienizacja. Lekarz wypowiadający się w filmie „What’s With Wheat” powiedział wprost, że przychodzą do niego pacjenci cierpiący na przewlekłe choroby i po badaniach stolca stwierdza on niejednokrotnie u tych pacjentów zerową ilość bifidobakterii. Zerową!

Jeść zboża czy nie, a jeśli tak to jakie?

Decyzja jeść czy nie jeść należy do każdego z nas z osobna. Niestety przyszło nam żyć w zatrutym, plastikowym świecie, przez co wiele osób może mieć objawy NNNG czyli nieceliakalnej nadwrażliwość na gluten (najczęściej pszenicy, czasem wszystkich rodzajów glutenu, ze wszystkich zbóż), niebędącej ani celiakią, ani alergią pokarmową na gluten (ta różni się tym, że objawy pojawiają się natychmiast, podczas gdy przy NNNG objawy typu wysypka, ból głowy, uczucie rozbicia itp. są opóźnione w czasie o wiele godzin).

Ocenia się, że obecnie  nawet 7 osób na 10 może być dotkniętych tą przypadłością. Jedynym sposobem aby przekonać się czy cierpimy w danym momencie na NNNG jest dieta eliminacyjna, czyli odstawienie wszelkich zbóż na miesiąc (ale bez zastępowania ich przemysłowo przetworzonymi bezglutenowymi gotowcami, najlepiej oprzeć dietę na całościowych produktach, optymalnie jeśli będą one ekologiczne). Jeśli po tym czasie nie odczujemy żadnej poprawy w naszym funkcjonowaniu, a po ponownym wprowadzeniu zbóż do menu żadnego pogorszenia – to możemy sobie tylko pogratulować. Możliwość trawienia glutenu (pszenicy szczególnie) jest zawsze dobrym probierzem stanu naszych jelit i populacji naszych bifidobakterii. Kto ma z tym problem – może być narażony na nietolerancje.

pszenicaOto 10 zasad jakimi ja osobiście kieruję się jeśli chodzi o zmniejszenie ekspozycji na wszędobylski glifosat – antybiotyk, herbicyd i biocyd w jednym.

1. Głosuję portfelem na tych co nie używają glifosatu. Wybieram zboża ekologicznie uprawiane, jeśli pszenica to odmiany stare (płaskurka czyli farro, orkisz, samopsza).

2. Unikam współczesnej pszenicy hybrydowej uprawianej konwencjonalnie: nie wszyscy rolnicy może i desykują ziarna glifosatem jak i nie od razu rzecz jasna padnę trupem po spożyciu kawałka chleba upieczonego z zanieczyszczonej cząsteczkami glifosatu pszenicy, ale… strzeżonego pan Bóg strzeże. ;)

3. Nie przesadzam z ilością – zboża są dodatkiem w mojej diecie, a nie jej podstawą (podstawę u mnie stanowią produkty jeszcze gęstsze odżywczo czyli warzywa i owoce).

4. Dbam o urozmaicenie: nie trzymam się kurczowo jednego rodzaju ziarna, przeplatam je. Każde ziarno ma swoje specyficzne zdrowotne oddziaływanie – inne ma pszenica (i różne jej stare odmiany), inne jęczmień, inne żyto, gryka, quinoa, amarantus, proso czy różne kolory ryżu.

5. Unikam wyrobów robionych na drożdżach czy sodzie – tradycyjny chleb nasi przodkowie piekli na zakwasie rozumiejąc, iż naturalna fermentacja pozwala na przemianę niekorzystnych dla nas związków antyodżywczych w te korzystne.

6. Część warzyw i owoców mam już z własnego ogródka, ale część muszę dokupić. W miarę możności staram się jednak pozyskiwać ekologiczne dary natury. Jeśli mi się to nie uda to kupuję konwencjonalne. Konwencjonalne warzywa i owoce zawsze myję tym sposobem: [klik]. Jeśli chodzi o pozostałości środków ochrony roślin na dostępnych w handlu warzywach i owocach to polski rynek nie przedstawia się zresztą wcale najgorzej (pisałam o tym tutaj). Czytelnicy tej witryny wiedzą, że zdrowie odzyskałam jedząc „normalne” warzywa bo do produktów eko nie miałam w tamtym czasie dostępu. Jednak i tak zawsze myję „normalne” warzywa i owoce wspomnianym sposobem (strzeżonego…). Glifosat jako substancja fosforoorganiczna rozpuszcza się w zasadowym pH. Niestety nie sądzę by był sposób aby usunąć go z mięsa czy nabiału.

7. Nie używam w kuchni oleju rzepakowego ani niczego z rzepaku.

8. Nie używam w kuchni sojowych ani kukurydzianych produktów, które nie mają certyfikatu, iż pochodzą z rolnictwa ekologicznego.

9. Jeśli mam wybór pomiędzy zwykłą bawełną, a bawełną organiczną – wybieram organiczną

10. Nie jem zwierząt rzeźnych, a to one są głównym „konsumentem” glifosatu. Drób i świnie tuczone są na paszach sojowych pozyskanych z roślin modyfikowanych genetycznie, ponieważ na takich paszach następuje najszybszy przyrost masy ciała oraz najtańszym kosztem (np. 3 kg taniego białka sojowego wystarczy by „wyprodukować” 0,5 kg białka drobiowego). Chcieliśmy mieć nie tylko tani chleb dla wszystkich ale i tanie mięso dla wszystkich. No to mamy.

Dużymi producentami soi paszowej modyfikowanej genetycznie są Brazylia i Argentyna. Polskie Ministerstwo Rolnictwa oficjalnie stwierdza, iż 90-95% śruty sojowej na krajowym rynku to śruta z soi genetycznie modyfikowanej. [8] To oznacza, iż przy uprawie był obficie używany glifosat. Obecny import pasz tego typu z Argentyny szacuje się na 2 mln ton rocznie i do roku 2017 ciągle będziemy importować tanią transgeniczną soję z Argentyny zgodnie z zawartymi wcześniej umowami handlowymi. Potem jedzą to zwierzęta, które z kolei jemy my – ludzie (a bioakumulacji jak wiadomo nie sposób uniknąć, jest to kolejne prawo przyrody niemożliwe do przeskoczenia).



Polacy obecnie są w czołówce jeśli chodzi o obecność glifosatu w moczu – wykryto go u 70% badanych. Glifosat jest we krwi, w moczu, przechodzi też do mleka matki (ludzkiej lub zwierzęcej). Pomyśl o tym gdy następnym razem wrzucisz na grilla kuszącą karkóweczkę zakupioną w sklepie albo podasz dziecku reklamowane w TV paróweczki drobiowe bo przecież mają 90% mięsa. Jeśli już koniecznie MUSISZ jeść zwierzęta, to znajdź kogoś, kto je hoduje „dla siebie” karmiąc prawdziwą paszą naturalną, może się z Tobą podzieli.

Osobiście wybieram warzywa, owoce, nasiona, orzechy i strączki (i to z certyfikatem ekologicznym wtedy gdy tylko mam taką możliwość). Każda złotówka wydana na produkt pochodzący z uprawy ekologicznej wspiera takich producentów, pokazując jednocześnie „konwencjonalnym” gdzie mogą sobie wsadzić swoją „żywność”.

Oczywiście dużym uproszczeniem byłoby sądzić, że tylko sam glifosat jest winien wszelkim naszym nieszczęściom zdrowotnym, bo tak rzecz jasna nie jest – nasze zdrowie jest przecież wypadkową wielu różnych czynników. Jednak z pewnością powszechne stosowanie tego środka chemicznego przy dużych konwencjonalnych uprawach jak i w przydomowych ogródkach może być kolejnym klockiem w układance naszego zdrowia.

Mówienie, iż  glifosat jest jakoby bezpieczny ponieważ nie ma jeszcze badań jednoznacznie wskazujących na jego szkodliwość przypomina głoszenie tezy, iż bicie człowieka kijem po głowie jest bezpieczne, ponieważ nie ma jak do tej pory wystarczających dowodów naukowych wskazujących na to, iż jest inaczej. Do wielu ludzkich umysłów nie jest w stanie dotrzeć ta prosta prawda, że nie jesteśmy w stanie wygrać z naturą, przekupić jej ani jej oszukać (a już na pewno nie na dłuższą metę).

Wypada na koniec dodać, iż przyroda na planecie Ziemia miliardy lat doskonale sobie radziła bez człowieka i nadal sobie w razie czego bez człowieka znakomicie poradzi, ale człowiek bez przyrody i bez planety Ziemia już niekoniecznie.

Film „What’s With Wheat?” jest do obejrzenia za darmo do końca czerwca (wersja językowa angielska) na witrynie https://whatswithwheat.com



Pomocne linki:

1. Kiedy w zbożach potrzebna jest desykacja: http://www.raportrolny.pl/zboza/item/1478-kiedy-w-zbo%C5%BCach-potrzebna-jest-desykacja

2. Glifosat do desykacji (porady dla rolników): http://www.farmer.pl/produkcja-roslinna/zboza/glifosat-do-desykacji,51782.html

3. Doniesienie Śródziemnomorskiego Instytutu Agronomicznego o znalezieniu na Krecie kolejnego zielska, które uodporniło się na glifosat oraz wyjaśnienie w którym momencie glifosat przerywa szlak kwasu szikimowego: http://www.maich.gr/en/research/sustainable_agriculture

4. Niealkoholowe stłuszczenie wątroby – wypowiedź lekarza, prof. dr. hab. med. Janusza Cianciary, ordynatora Kliniki Chorób Wątroby Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.: http://www.medonet.pl/zdrowie/zdrowie-dla-kazdego,stluszczenie-watroby—choroba-nie-tylko-pijacych,artykul,1665035.html

5. Niemieckie piwo skażone glifosatem: http://www.portalspozywczy.pl/alkohole-uzywki/wiadomosci/niemieckie-piwa-skazone-glifosatem,125914.html

6. Patent na glifosat – jego zastosowanie w kolejnych latach (plik pdf do pobrania): http://www.gmofreepartners.com/wp-content/uploads/2015/04/glyphosate-patents.pdf.

7. Rolnicy nie wyobrażają sobie życia bez glifosatu: https://www.agrofakt.pl/co-z-rejestracja-glifosatu/

8. Hodowcy w Polsce karmią zwierzęta paszą z roślin modyfikowanych genetycznie (a więc uprawianych z niezbędnym użyciem glifosatu): http://marek-kryda.blog.ekologia.pl/importowana-do-polski-transgeniczna-soja-to-lzy,738

Autor Marlena  Żródło:http://www.akademiawitalnosci.pl/co-z-ta-pszenica/#more-7254

sobota, 29 kwietnia 2017

Zwierzęta są świadome Wiemy już, że zwierzęta wykorzystywane przez ludzi na fermach hodowlanych ( i w małych gospodarstwach) też to wrażliwe, a przede wszystkim świadome istoty. Współczesna nauka, w oparciu o badania etologiczne, zoologię i neurologię stwierdza jednoznacznie – ludzie nie są jedynym świadomym gatunkiem zwierząt na świecie. Możemy o tym przeczytać między innymi w deklaracji z Cambridge z 2012 roku. „ (…) waga dowodów wskazuje, że ludzie nie są unikalni pod względem posiadania ośrodków neurologicznych, które budują świadomość. Zwierzęta inne niż ludzie, w tym ssaki i ptaki, a także wiele innych stworzeń, np. ośmiornice, także posiadają odpowiednie podłoża neurologiczne.” Wiele osób postrzega zwierzęta przetrzymywane w hodowlach w kategoriach „biologicznych maszyn”. Dzisiaj wiemy, że jest inaczej. Wiemy, że zwierzęta, które lądują na naszych talerzach były wcześniej wrażliwymi, świadomymi i pełnymi emocji stworzeniami.

Zdjęcie użytkownika Wyzwolenie Zwierząt.

Co kryją Monsanto Papers? – 2




Jak już wcześniej wspominałam, w roku 2012 producenci pestycydów opartych na glifosacie zwrócili się do UE o przedłużenie zezwolenia na ich stosowanie. Jednak w porównaniu do prawodawstwa sprzed 10 lat, kiedy to wydano pierwszą decyzję, unijne regulacje nie były już dla nich tak łaskawe. Zgodnie z nimi na terenie UE nie można stosować pestycydów, jeśli zawarta w nich substancja czynna może: powodować raka, niszczyć DNA lub negatywnie wpływać na rozrodczość. W nowych regulacjach pojawił się także wymóg, by w dokumentacji dostarczanej przez producentów środków ochrony roślin znalazły się nie tylko wyniki sfinansowanych przez nich badań (jak to było dotychczas), lecz również badań z publikacji recenzowanych.

Dla Monsanto obie te zmiany były niekorzystne: w przypadku glifosatu liczba niezależnych naukowców potwierdzających jego szkodliwość, a nawet rakotwórczość cały czas rosła.
W maju 2015 na koncerny spadł kolejny cios. Działająca przy Światowej Organizacji Zdrowia Międzynarodowa Agencja ds. Badań nad Rakiem IARC przedstawiła oficjalne stanowisko ws. bezpieczeństwa stosowania glifosatu. Według niej glifosat jest prawdopodobnie rakotwórczy dla ludzi.
W oświadczeniu IARC czytamy, że istnieje „wystarczająca ilość dowodów na kancerogenny wpływ glifosatu na zwierzęta” oraz „ograniczona ilość dowodów na kancerogenny wpływ na ludzi”. Należy pamiętać, że w terminologii IARC słowo: „ograniczony” jest tylko o jeden stopień niżej od „wystarczający”.
Ocena agencji została sporządzona w oparciu o obszerny materiał badawczy opublikowany w recenzowanych czasopismach. Przykładowo, IARC przejrzała 32 publikacje pod kątem związku glifosatu ze stresem oksydacyjnym i wszystkie 32 potwierdziły jego istnienie. Stres oksydacyjny może prowadzić do raka, podobnie jak genotoksyczność, której przyczyną według IARC również może być glifosat.
W przeciwieństwie do instytucji wydających zgody na stosowanie glifosatu głównie w oparciu o utajnione wyniki badań sfinansowanych przez przemysł, IARC przeanalizowała tylko publikacje powszechnie dostępne. Należy również podkreślić, że agencja ta ma surową politykę dotyczącą konfliktu interesów i wyklucza wszystkich ekspertów, co do których istnieje choćby podejrzenie o takie powiązania: „Członkowie Grupy Roboczej są wybierani w oparciu o posiadaną wiedzę, doświadczenie oraz brak rzeczywistego lub pozornego konfliktu interesów” – czytamy na stronie IARC.
W obliczu nowych regulacji unijnych oraz oceny IARC, Monsanto wraz z innymi producentami glifosatu mieli ciężki orzech do zgryzienia. Znaleźli jednak rozwiązanie na wyjście z tej sytuacji: skoro wyniki badań naukowych były dla nich niekorzystne to być może potrzebne były wyniki innych nowych badań. Wraz z stworzoną przez siebie w 2012 koalicją Glyphosate Task Force (GTF) korporacje rozpoczęły pracę nad oczyszczeniem glifosatu z ciążących na nim zarzutów.
Branża sfinansowała szereg prac naukowych potwierdzających brak szkodliwego wpływu glifosatu na ludzkie zdrowie. Ich autorzy zostali powołani przez firmę konsultingową Intertek, a za pracę płaciło Monsanto. Co ciekawe, wszystkie artykuły ukazały się w jednym i tym samym czasopiśmie recenzowanym.
Jak można się domyślać w publikacjach tych pojawiły się liczne błędy i przekłamania. Ich autorzy twierdzili, że stosują podejście oparte na wadze dowodów, lecz w rzeczywistości było wręcz przeciwnie. Takie podejście bierze pod uwagę całościowy obraz sytuacji, tj.: eksperymenty na zwierzętach, dane epidemiologiczne oraz mechanizmy rakotwórcze. Dowody na szkodliwość glifosatu istnieją we wszystkich trzech tych rodzajach badań, co jednoznacznie wskazuje na jego kancerogenność. Jednak autorzy opłacani przez Monsanto każdy z tych aspektów rozważali oddzielnie i oddzielnie podważali wnioski z nich płynące. Ale jak dokładnie to robili? Do jakich sposobów się uciekali, skoro jednak instytucje unijne decydowały się ich cytować?
9 SPOSOBÓW NA MANIPULACJĘ FAKTAMI, CZYLI JAK PRZEINACZAĆ WYNIKI BADAŃ NAUKOWYCH TAK, BY CZARNE OKAZAŁO SIĘ… BIAŁE!
Głównym punktem strategii autorów finansowanych przez przemysł była publikacja nie wyników własnych badań, lecz publikacja oceny wyników badań przeprowadzonych przez innych niezależnych naukowców. Oceniano zarówno jakość wyników tych badań jak i jakość wynikających z nich wniosków. Przemysł rękoma świata nauki chciał w ten sposób wskazać, które z tych nich mają solidne podstawy naukowe, a które są ich pozbawione.
Jednak jakość oceny przeprowadzonej przez „naukowców” opłacanych przez korporacje również pozostawia wiele do życzenia. Jej celem było potwierdzenie wszelkimi możliwymi sposobami tezy, że glifosat nie jest rakotwórczy. Część z nich opisano poniżej.
1. ZARZUCANIE CZYTELNIKA INFORMACJAMI NIEZWIĄZANYMI Z TEMATEM, POMIJAJĄC TE NAPRAWDĘ ISTOTNE
Zespół Greima w swojej ocenie, dotyczącej ewentualnej rakotwórczości glifosatu, przemilczał istnienie szeregu niewygodnych dla nich wyników badań, wśród nich także tych sfinansowanych przez producentów środków ochrony roślin:
– Badanie na myszach z 1993 (zlecenie: Cheminova), w którym odnotowano statystycznie istotny wzrost zachorowań na nowotwory naczyń krwionośnych u myszy, którym podawano glifosat.
– Badanie na myszach z 1997 (zlecenie: Arysta LifeScience), w którym odnotowano statystycznie istotny wzrost zachorowań na nowotwory naczyń krwionośnych i nerek u myszy, którym podawano glifosat.
– Badanie na myszach z 2001 (zlecenie: Feinchemie Schwebda), w którym odnotowano statystycznie istotny wzrost zachorowań na nowotwory nerek u myszy, którym podawano glifosat.
– Badanie na myszach z 2009 (zlecenie: Nufarm). Greim przytoczył dane dotyczące zachorowań na chłoniaka złośliwego u samców, ale nie wspomniał o zależności wzrostu ilości tych zachorowań od dawki glifosatu. Zamiast tego stwierdził „brak związku ze spożywaniem glifosatu”.
Odnosząc się do wyników badania Monsanto, w którym wraz ze wzrostem ilości podawanego glifosatu rosła zachorowalność u szczurów na raka trzustki, Greim po prostu przemilczał ten fakt. Przytoczył natomiast bardzo dokładnie odnotowane w tym badaniu zachorowania na raka przysadki, choć ich wzrost nie był znaczący.
2. ODRZUCANIE NIEWYGODNYCH DOWODÓW PRZYTACZAJĄC FAKTY BEZ ICH KONTEKSTU
W swoim artykule były konsultant firmy Monsanto, Gary Murray Williams, stwierdził, że „opinia IARC oparta jest jedynie na wybranych publikacjach naukowych. Pozostałe zostały przez agencję pominięte bez podania jasnych powodów.” Na potwierdzenie swojej opinii Williams przytacza ww. „publikację Greima i innych z 2015, którzy przeanalizowali pod kątem rakotwórczości wyniki 14 badań: 9 na szczurach, w tym jedną publikację recenzowaną, oraz 5 na myszach.” Dla porówniania IARC odniósł się jedynie do 6 badań na szczurach i 2 na myszach.
To, o czym Williams nie pisze, to fakt, że IARC analizuje jedynie dane opublikowane lub przyjęte w powszechnie dostępnej literaturze naukowej. Wyniki badań finansowanych przez przemysł są zwykle objęte tajemnicą handlową. W tym konkretnym przypadku IARC miał nawet dostęp do artykułu Greima i jego odnośników, lecz zdecydował ich nie analizować „ze względu na występujące w nich braki w danych dotyczące np. informacji odnośnie metod statystycznych, wyboru dawek, wzrostu wagi ciała, wskaźników przetrwalności oraz danych z badań histopatologicznych.”
3. PODWAŻANIE WYNIKÓW BADAŃ TAK DŁUGO, AŻ PRZESTANĄ STANOWIĆ ZAGROŻENIE
Jak już wspominałam w pierwszej części tego cyklu, w 1985 amerykańska Agencja Ochrony Środowiska EPA zaliczyła glifosat do kategorii C, tj. substancji mogących wywołać raka u ludzi. Po przeprowadzeniu ponownej sekcji zwłok badanych myszy, naukowcy związani z przemysłem dopatrzyli się jednego zachorowania na raka w grupie kontrolnej, tj. nie spożywającej glifosatu. Po wieloletnich dyskusjach w tej sprawie w 1991 EPA zmieniła kategorię glifosatu na E, tj. „dowiedziono, że nie jest rakotwórczy.” Williams wskazuje, że zmiana decyzji agencji nie mogła być oparta na błahych przesłankach, lecz na solidnych dowodach naukowych i nie wspomina o kontrowersyjnej historii, która miała wtedy miejsce.
4. FORMUŁOWANIE NIEPRAWDZIWYCH TWIERDZEŃ W NADZIEI, ŻE NIKT NIE ZWRÓCI UWAGI NA SZCZEGÓŁY
Według Williamsa wyniki czterech badań na myszach dotyczących toksyczności i rakotwórczości glifosatu opisanych w pkt. 1 powyżej wskazują na to, że nie powoduje on nowotworu nerki. Jednak jego wnioski są nieprawdziwe! Jak widać z zamieszczonej poniżej tabeli w dwóch na cztery z wymienionych badań, przy podaniu średnich i wysokich dawek glifosatu, zachorowalność na raka wzrosła:
Grupa kontrolna
Niska dawka
Średnia dawka
Wysoka dawka
Monsanto 1983
1*
0
1
3
Arysta 1997
0
0
0
2
Feinchemie 2001
0
0
1
2

Williams stwierdził, że: „nie zaobserwowano statystycznie istotnych wzrostów w częstotliwości zachorowań na jakikolwiek rodzaj nowotworu ani związku tych zachorowań z wielkością dawek glifosatu.” Pomijając nowotwory nerki, dostępna Williamsowi ocena agencji BfR zwracała uwagę, że w dwóch na pięć badań wykazano statystycznie istotny wzrost zachorowań na nowotwór naczyń krwionośnych u samców myszy.
5. FAWORYZOWANIE PUBLIKACJI POTWIERDZAJĄCYCH ZAŁOŻONĄ TEZĘ, NAWET GDY SĄ SŁABE, JEDNOCZEŚNIE POMIJAJĄC ARTYKUŁY, KTÓRE JEJ PRZECZĄ, CHOĆ ICH JAKOŚĆ JEST WYSOKA
Zespół Acquavella doszedł do wniosku, że według przeprowadzonej przez niego „oceny wagi dowodów tylko jedno badanie dotyczące gifosatu zasługuje na najwyższą wagę, podczas gdy do pozostałych można wnieść tak wiele zastrzeżeń, że nie mogą być brane pod uwagę.” Acquavella argumentował: „Nasze wnioski odnośnie chłoniaka nieziarniczego różnią się od wniosków IARC, ponieważ uznaliśmy, że brak zachorowań na ten rodzaj nowotworu w badaniu Agricultural Health Study (AHS) jest bardziej przekonujący niż zebrane wyniki z badań kliniczno-kontrolnych z charakterystycznymi dla nich ograniczeniami.”
AHS jest badaniem kohortowym, w którym jego uczestników obserwuje się przez wiele lat pod kątem ewentualnego zachorowania na raka. Zaś badania kliniczno-kontrolne sprawdzają na podstawie wywiadów i ankiet, czy chorzy na raka mogli mieć styczność z daną substancją przed ujawnieniem się choroby.
Badanie AHS, co przyznaje nawet zespół Acquavella, miało kilka poważnych ograniczeń, tj.: „zbyt krótki czas obserwacji wynoszący średnio 6,7 lat (który mógł być niewystarczający by rak wyszedł z fazy uśpienia), niewielka ilość zachorowań na chłoniaka nieziarniczego oraz wysokie prawdopodobieństwo błędnej klasyfikacji czynnika rakotwórczego.” Z drugiej strony Acquavella odrzucił wszystkie badania kliniczne ze względu na ograniczenia, które zwykle je charakteryzują. Trzeba wiedzieć, że trzy z nich otrzymały wysoką i średnią ocenę od amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska. Wszystkie one wskazywały na znacząco wyższe prawdopodobieństwo zachorowania na chłoniaka nieziarnistego po ekspozycji na glifosat. Dla dwóch z nich dowiedziono istnienie związku przyczynowo-skutkowego.
Co więcej, w opublikowanej ostatnio metaanalizie sfinansowanej przez Monsanto, potwierdzono istnienie związku między glifosatem a chłoniakiem nieziarnistym w pięciu na sześć analizowanych badań. Jednak Acquavella i te wyniki odrzucił, trzymając się kurczowo AHS.
6. TWIERDZENIE, ŻE PRZEANALIZOWANO WSZYSTKIE FAKTY, LECZ NIE UJAWNIAJĄC TYCH NIEWYGODNYCH
Zespół Williamsa twierdzi, że „przeanalizował wszystkie dostępne dane naukowe, w tym wyniki z niepublikowanych raportów, z których część dostarczono do instytucji wydających zgody na stosowanie glifosatu.” Czyli, że był dokładniejszy od IARC. Czy aby na pewno?
Williams zlekceważył zaobserwowany wzrost zachorowalności na chłoniaka złośliwego u samców myszy, którym podawano glifosat. Potwierdzono istnienie związku między zachorowalnością na raka a glifosatem we wszystkich pięciu przeprowadzonych pod tym kątem badań na zwierzętach laboratoryjnych, przy czym w trzech wzrost zachorowań był znaczący. Williams przemilczał również związek tej informacji z badaniami kliniczno-kontrolnymi, w których stwierdzono zachorowania na ten sam rodzaj nowotworu (chłoniaka nieziarnistego) u ludzi narażonych na kontakt z glifosatem. Tak więc, choć to Williams zarzucał IARC wybiórcze podejście do analizowanych artykułów, co jak pisałam wcześniej miało swoje uzasadnienie, sam również takiego podejścia nie unikał.
7. SPRAWIANIE WRAŻENIA, ŻE ARGUMENT WYGLĄDA JAK NAUKOWY POPRZEZ ODNIESIENIE SIĘ DO LITERATURY RECENZOWANEJ, ABY WYWRÓCIĆ DOWODY DO GÓRY NOGAMI
W tej publikacji zespół Williamsa podjął się przeprowadzenia „krytycznej analizy” wpływu glifosatu na rozwój i rozrodczość u zwierząt i ludzi. Jednym z badań skrytykowanych przez Williamsa było doświadczenie przeprowadzone przez zespół Beureta, który zaobserwował po podaniu glifosatu wzrost peroksydacji lipidów (czyli utlenianie tłuszczów prowadzące do zniszczenia komórki) w wątrobie szczurów ciężarnych i ich płodów. Ponieważ szczury spożywające glifosat jadły mniej niż te z grupy kontrolnej, Williams podważył zasadność tej obserwacji powołując się na literaturę naukową: „Ograniczenia w diecie mogą wpływać na peroksydację lipidów i poziom aktywności peroksydazy glutationowej”. Zapomniał on jednak wspomnieć, że przy mniejszej ilości spożywanego pokarmu proces peroksydazy lipidów spowalnia. Innymi słowy, jeśli grupa kontrolna spożywałaby tak samo niewiele jedzenia co gryzonie, którym podawano glifosat, to różnica w stopniu peroksydazy lipidów byłaby jeszcze większa.
8. PRZEKRĘCANIE WNIOSKÓW Z WYNIKÓW BADAŃ PORÓWNUJĄC JABŁKA DO POMARAŃCZY
Na podstawie przeanalizowanych wyników 8 badań Williams sformułował wniosek, że: „częstotliwość zachorowań na nowotwory nie wskazała istnienia jasnej i spójnej zależności, ani patrząc przez pryzmat danej wielkości dawki ani danego pojedynczego badania. Można więc z całą pewnością stwierdzić, że zachorowalność na nowotwory w tych badaniach była przypadkowa.”
Tym razem Williams przemilcza fakt, że w tych 8 różnych badaniach wykorzystano szczury o dużym zróżnicowaniu genetycznym, stąd mogły one różnie zareagować na podawany im glifosat. Chodzi o to, że porównywanie ilości zachorowań pomiędzy różnymi szczepami szczurów jest jak porównywanie wyników treningu koni pociągowych i wyścigowych i wyciągnięcie wniosku odnośnie jego skuteczności. W rzeczywistości istnieją nawet różnice w reakcji między podszczepami gryzoni urodzonymi w różnych laboratoriach. Stąd, porównywanie z różnych eksperymentów szczurów o różnym pochodzeniu genetycznym powoduje tylko bałagan w danych, a w przypadku glifosatu – pozwala ukryć jego szkodliwe działanie. Różna częstotliwość zachorowań na raka w badaniach analizowanych przez Williamsa nie jest zatem dowodem na brak zależności między glifosatem a nowotworem, lecz dowodem na genetyczną różnorodność zwierząt wykorzystanych w tych badaniach. Nie może też być podstawą uznania zachorowań na raka za przypadkowe i niezależne od kontaktu z tą substancją.
9. UNIKANIE PRAWDZIWEJ NAUKOWEJ DEBATY POPRZEZ NIEPODAWANIE ŹRÓDEŁ
Podczas gdy wiadomym jest, że stres oksydacyjny sam z siebie może być genotoksyczny, to pojawia się on także w wewnątrzkomórkowych i molekularnych procesach, które mogą być rakotwórcze, ale nie są genotoksyczne. IARC uznała zarówno stres oksydacyjny jak i genotoksyczność za mechanizmy mogące prowadzić do raka. Według agencji istnieją silne dowody na to, że glifosat wywołuje oba te stany. Jednak zespół Brusicka ma odmienne na ten temat zdanie wskazując, że „dowody na stres oksydacyjny jako mechanizmu rakotwórczego są nieprzekonywujące.” Tym właśnie ogólnym stwierdzeniem Bruisick pozbył się problemu związku glifosatu ze stresem oksydacyjnym. Jednocześnie nie przytoczył on żadnych argumentów potwierdzających jego opinię.
Zaprzeczenie Brusicka, że stres oksydacyjny jest mechanizmem kancerogennym stoi w opozycji do stanowiska wielu naukowców, którzy badali tą kwestię w ostatnich latach.
Z powyższego wyłania się obraz świata nauki, który manipuluje i fałszuje dane tylko po to, by wykonać opłacone przez przemysł zadanie. Autorzy publikacji finansowanych przez producentów pestycydów zarzucali IARC błędną ocenę, której przyczyna miała leżeć głównie w wybiórczym podejściu do danych, choć agencja ta ma jasne i czytelne zasady dotyczące tej kwestii. Jednocześnie oni sami wybierali tylko te wyniki badań, które potwierdzały bezpieczeństwo stosowania glifosatu. Nietrudno sobie wyobrazić kim są ludzie, którzy tak łatwo sprzedają swój tytuł naukowy – w kolejnym artykule dowiemy się, że są tam i obrońcy azbestu i teorii o nieszkodliwości palenia tytoniu. Ale to, co powinno zwrócić nasza szczególną uwagę to fakt, że instytucjom wydającym zezwolenia na stosowanie glifosatu – ani powiązania tych ludzi z przemysłem, ani jakość publikowanych przez nich artykułów nie przeszkadza. Ba, to właśnie na nich się powołując instytucje te wydają kolejne zezwolenia na stosowanie tej zabójczej dla nas i dla środowiska substancji.
Opracowanie: Xebola
Źrósła: ChceWiedziec.pl, WolneMedia.net

SEZONOWE ALERGIE


By Oryginalnym przesyłającym był Blar z niemieckiej Wikipedii - Na Commons przeniesiono z de.wikipedia.(Tekst oryginalny: „Eigenes Bild”), CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=2242430


Niezwykle uciążliwe bywają wiosenne alergie: katar, kichanie, swędzące oczy... a jeszcze 100 lat temu występowały u ludzi sporadycznie, pod nazwą katar sienny, obecnie cierpią również na tą przypadłość coraz częściej zwierzęta. Doprowadziła do tego nasza współczesna kombinacja życia. Począwszy od środków czystości w naszym gospodarstwie domowym, do różnych środków stosowanych na drzewa, rośliny, także nasza żywność, która jest coraz bardziej zanieczyszczana środkami osłabiającymi nasz układ immunologiczny, lekarstwa na recepty, skażona woda, powietrze… a nawet sztuczne ubrania. Sezonowe alergie są niczym innym jak tylko reakcją naszego osłabionego układu immunologicznego.

Dodatkowo, każdego roku na wiosnę i w okresie letnim drzewa, rośliny uwalniają drobne pyłki, które osiadają na naszych ciałach, wdychamy je i spożywamy w naturalnych substancjach, np. owocach. Kto ma zbyt mocno wyczerpany układ immunologiczny od razu zareaguje.

Pod wpływem pyłków z różnych drzew i roślin, które obecnie dodatkowo bywają zanieczyszczone substancjami chemicznymi niszczona jest błona komórek tucznych, które magazynują histaminę. Dzieje się to również pod wpływem zmiany pH w organizmie, czy wskutek zimna, gdzie dochodzi do uwolnienia histaminy i aktywacji stanów zapalnych. Histamina przenika do układu krwionośnego i pobudza receptory H1, H2, H3, H4 co zwiększa przepuszczalność naczyń krwionośnych w wyniku czego dochodzi do zmian skórnych, skurczy mięśni gładkich oskrzeli, skurczy mięśni w przewodzie pokarmowym, spadku ciśnienia krwi. Histamina drażni zakończenia nerwowe, przyspiesza tętno, działa na mózg, a dokładnie na podwzgórze, gdzie znajdują się ośrodki termoregulacji co wpływa na zmianę temperatury ciała, komunikację między układem nerwowym i immunologicznym, zmienia się zachowanie układu pokarmowego, a nawet zmienia się koncentracja i psychika. Człowiek staje się bardziej ospały, ponieważ dochodzi do stanów zapalnych, a nawet depresji, w zależności od czynnika wywołującego ten stan i jest to uzależnione tym czy jest to zapalenie miejscowe czy ogólne. 

Takie symptomy towarzyszą wielu chorobom, w tym alergiom, tzw. "zachowania chorobowe", które wyraźnie mówią nam, że nasz układ nerwowy jest ściśle powiązany z układem immunologicznym, a kiedy między tymi układami brak komunikacji nasz organizm wyraźnie zaczyna szwankować. Wszystkie symptomy chorobowe są wynikiem wyczerpania organizmu, czyli strat energetycznych, w których brak energii doprowadza nas do choroby. Może to być alergia, czy osłabienie innych organów tak fizycznych jak i psychicznych.

W przypadku alergii do naszych ciał wnika dużo substancji, które uwalniają histaminę, która przedostaje się do krwiobiegu, a kiedy układ immunologiczny jest słaby zwiększona jest bardziej przepuszczalność naczyń krwionośnych zwanych kapilarami do krwinek białych i niektórych białek.

Oczywiście w miarę naszego zanieczyszczenia środowiska rosną również alergie i stają się coraz cięższe, toteż w kuracji ważną rzeczą jest nasze zdrowe pożywienie, w którym to obecnie nie brak nam czynników wywołujących coraz to nowszych odmian alergii. Większość ludzi - alergików sięga po lekarstwa anty-histaminowe na recepty jako ten "najlepszy" środek na alergie... niestety, te pogłębiają problem, wpływają na mózg, co objawia się sennością i brakiem koncentracji. A szkoda, że nie używają ziół w celu usunięcia alergii, które w miarę czasu poprawiają nasz układ immunologiczny w odróżnieniu od lekarstw na receptę, które go dodatkowo osłabiają. 

Ważną substancją w celu usunięcia alergii jest kwercetyna, która znajduje się w cebuli, owocach cytrusowych, zielonych ziołach, w ciemnych winogronach i innych. Kwercetyna pomaga nawet zwalczać alergię na orzeszki ziemne, która może być zagrożeniem dla życia. Alergicy powinni zawsze dbać o to, aby spożywać naturalne pożywienie z kwercetyną nie tylko w okresie, kiedy alergie bywają wzmożone.

Większość ludzi alergików sięga po lekarstwa, zioła w chwili, kiedy już alergia daje mocno znać o sobie, a jednak ważne jest, aby taką kurację rozpocząć wcześniej niż alergia może się pojawić. Zioła, które stosujemy na alergie powinny być używane już przed “alergicznym” sezonem, co pozwoli zwiększyć w organizmie poziom anty-histaminowych substancji we krwi, które zablokują pojawienie się alergicznych symptomów, choćby nawet wyeliminują je częściowo co również poprawi stan alergika.



Najbardziej znanym ziołem anty-alergicznym jest pokrzywa, która działa anty-histaminowo, szczególnie u osób cierpiących na katar sienny. Wskazane jest pić herbatkę z pokrzywy co najmniej dwie filiżanki dziennie.

Pokrzywę można stosować z miętą pieprzową.

Przepis: 1 łyżeczka suszonych liści pokrzywy, 1 łyżeczka suszonej mięty pieprzowej - zalać szklanką gorącej wody, parzyć około 10 minut. Można dodać do smaku miód i sok z cytryny.

Woda z czerwonej cebuli.



Działa anty-histaminowo, hamuje zapalenia, rozszerza oskrzela, co pomaga w lepszym oddychaniu (można stosować w przypadku astmy).

Przepis: 1 czerwona cebula, 4 szklanki wody (najlepiej destylowanej). Pokroić cienko cebulę, wlać do niej przegotowaną wystudzoną wodę, pozostawić na 8-12 godzin, dodać miodu do smaku. Przechowywać w lodówce, pić kilka łyżek 3x dziennie.



Innym naturalnym środkiem na alergię, który można w miarę szybko zastosować jest:
1 łyżeczka cynamonu zmieszana z 1 łyżeczką surowego miodu, najlepiej lokalnego. Ta receptura nie tylko leczy alergie, również wskazana jest przy przeziębieniach. Cynamon z miodem w miarę szybko przynosi ulgę w alergiach.



Kurkuma / turmeric (roślina z rodziny imbiru), na świecie jest około 130 gatunków kurkumy. Kurkuma jest nietoksyczna, bezpieczna, stosowana jako naturalny antybiotyk.

Jest o tyle dobra, że również łagodzi alergie pokarmowe. Stosuje się ją także w łagodzeniu bólu, gorączki, zapaleniu oskrzeli, zapaleniu stawów i zapaleniu skóry. Pomoże w problemach z wątrobą, z pęcherzykiem żółciowym, w problemach żołądkowych, a nawet zabija helicobacter pylori (h. pylori). Inne, które niszczą tą bakterię są: kminek, korzeń imbiru i chili.

Kurkuma wskazana jest również przy wrzodziejącym zapaleniu jelita grubego, w chorobie Crohna. Można kupić gotowe preparaty na alergię z kurkumy, można samemu je komponować. Kurkuma zwalcza nie tylko alergię, wskazana jest również przy astmie i innych zaburzeniach układu oddechowego.

Toteż zalecam ją jako przyprawę kulinarną w naszym codziennym pożywieniu. Kurkuma jest skuteczna w zaburzeniach układu immunologicznego. Kurkuma może również spowodować krzepnięcie krwi, więc muszą na nią uważać ludzie, którzy mają zbyt gęstą krew, jak również nie mogą jej nadużywać kobiety w czasie ciąży, ponieważ stymuluje macicę i może spowodować poronienie.

Kurkuma znana jest jako środek przeciwzapalny, antyseptyczny, przeciwnowotworowy, przeciwutleniający, działa hamująco na uwalnianie histaminy z komórek tucznych. Pomaga nie tylko ludziom, również zwierzętom.

Ocet jabłkowy



Przepis: 1 łyżkę octu dodać do 1 szklanki wody (najlepiej destylowanej). Pić 2x dziennie.

Ocet jabłkowy można zastąpić sokiem z cytryny. Jest to również bardzo dobra codzienna kuracja dla wszystkich ludzi. Ocet jabłkowy można dodać również do kąpieli. Ocet jabłkowy pomaga w zmniejszeniu wagi, wysokiego ciśnienia krwi i wysokiego poziomu cholesterolu.

Mieszanka z jabłek i orzechów włoskich łagodzi alergie.



Jabłka podobnie jak cebula zawierają kwercetynę i naturalnie redukują produkcję histaminy.

Przepis: 1/2 filiżanki orzechów włoskich, 1 jabłko, posiekaj wszystko na drobne kawałki (lub zmiksuj w blenderze) i taka mieszanka jest już gotowa do spożycia. Można również dodać czereśnie (mogą być suszone) oraz można dodać np. nasiona słonecznika (ale uwaga na ziarno słonecznika, bywają osoby uczulone na nie) - wszystko według własnego uznania i potrzeb.

Inne, działające przeciw-alergicznie: lukrecja, czarny kminek (czarnuszka siewna), czosnek, ginkgo biloba, czerwona koniczyna, rumianek (szczególnie tzw. niemiecki - rumianek nie jest zalecany dla kobiet w ciąży i są osoby, które mogą być uczulone na rumianek). Bromelina zawarta w soku ananasa, grzyb Reishi.

To są jedne z bardziej znanych receptur anty-alergicznych, na pewno jak poszukacie w sieci znajdziecie ich więcej.

4 Apr. 2017
Vancouver

WIESŁAWA Żródło:https://www.vismaya-maitreya.pl/naturalne_leczenie_sezonowe_alergie.html

piątek, 28 kwietnia 2017

Żyworódka pierzasta – roślina zapomniana – to dar na „wszystko”

Ilustracjatko”By Dysmorodrepanis - Own photo, Cologne University Botanical Collection, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=1779388


Hodowana  na parapecie zapewni żywą aptekę w domu.
Niepozorna, wieloletnia roślina doniczkowa o żywo-zielonych , soczystych , sercowato ukształtowanych liściach .


Na postrzępionych brzegach liścia wyrastają miniaturowe nowe roślinki z korzonkami gotowe ( po opadnięciu na grunt) do dalszego rozmnażania.Surowcem leczniczym są liście zawierające, oprócz  flawonoidów i witaminy C, bogactwo mikroelementów takich jak: wapń, potas, magnez, selen, glin, krzem, mangan i miedź. Przez bogactwo tychże składników wykazuje szeroki zakres działań leczniczych:
  • bakteriobójcze i wirusobójcze( profesor Aleksander Ożarowski jeden z największych autorytetów w dziedzinie zielarstwa  na temat działania i zastosowania żyworódki napisał tak: ”Działanie- sok wyciśnięty z liści lub miazga mają wiele cennych właściwości leczniczych, stosuje się je zewnętrznie na skórę lub błony śluzowe” Bakterio-grzybo-wiruso-bójcze działanie jest skierowane przeciw różnym drobnoustrojom chorobotwórczym ,a nie powodującym zmian chorobowych. Badania wykazały niszczące działanie żyworódki na szczepy bakterii ropotwórczych(gronkowce, paciorkowce) Udowodniono również hamowanie niektórych pleśni i drożdży.
  • wzmacnia system obronny
  • poprawia pamięć
  • ma działanie przeciwzapalne
  • wzmacnia serce
  • reguluje układ krążenia
  • szczególnie pomocny  w leczeniu wszelkich zmian skórnych ,jak: oparzenia ,owrzodzenia, trudno gojące się rany, odleżyny, ukąszenia po owadach, trądzik , wrzody, czyraki, wszelkie stany zapalne skóry, obrzęki, blizny pooperacyjne, pęknięty naskórek rąk czy pięt
  • skuteczny w paradentozie i zapaleniu spojówek
  • pomocny w  bólach zębów i uszu
Przepis na nalewkę, nalewki.

Przepis na nalewkę:
Liście rośliny umyć, zawinąć w papier i przechować w lodówce siedem dni .Po tym czasie wycisnąć sok, przesączyć przez gazę lub sito i do 1/5 objętości soku dodać 4/5objętości spirytusu.   

Kilka zastosowań
  • Kaszel- kilka razy dziennie żuć liść połykając sok po jedzeniu
  • Podobnie przy  Anginie ( nie należy popijać).Uczucie zdrętwienia  mija po kilku sekundach
  • Grypa-  pić 20 kropli nalewki 2-3 razy dziennie przed jedzeniem
  • Ból zęba– żuć liść lub założyć tampon nasączony sokiem
  • Katar– zakraplać po kilka kropli soku parę razy na dzień
  • Krwawienie z dziąseł – żuć wolno liść ( ok. 15 min.) rano i wieczorem
  • Paradentoza-żuć liść parę razy dziennie  oraz pić sok po 20 kropli przed jedzeniem
  • Oparzenia- przecierać świeżym sokiem kilka razy dziennie
  • Wszelkie zranienia, rany szarpane, cięte, blizny pooperacyjne – przemywać sokiem lub przyłożyć kompres nasączony sokiem
  • Brodawki-przykładać gazę nasączoną sokiem lub nalewką kilka razy dziennie. Powtarzać aż do zniknięcia brodawki.
\KLIKNIJ w link poniżej i polub stronę"Jak być zdrowym całe życie"na Facebook , a będziesz na bieżąco informowany o nowych artykułach ze strony.

https://www.facebook.com/Ryszard-Piotr-Jak-by%C4%87-zdrowym-ca%C5%82e-%C5%BCycie-811427708999378/

  • Trądzik, wrzody, czyraki, ropne chroniczne wypryski-rano i wieczorem przykładać kompres nasączony świeżym sokiem lub nalewką, dodatkowo pić po 20 kropli soku dwa razy dziennie
  • Zapalenie stawów-wcierać sok lub nalewkę rano i wieczorem
  • Krople do oczu, nosa, uszu(wg. J. Zawadzkiej) zmiażdżyć listek ,uprzednio umyty, wycisnąć przez sterylną gazę, zakropić po 1 kropli do oczu 2 razy dziennie. Pieczenie szybko ustąpi. Kropli użyjemy też do nosa stosując po 2 krople dwa razy dziennie. Ulga nastąpi bardzo szybko. Przy bólu uszu zakropić 2-3 krople (ból powinien ustąpić natychmiast)Następnie należy natrzeć okolice uszu i skroni sokiem.
  • Żródło:http://sekrety-zdrowia.org/zyworodka-pierzasta-roslina-zapomniana-to-dar-na-wszystko/