Nie wszystkie treści z opublikowanych artykułów, odzwierciedlają poglądy admina..

STRONA TA ZOSTAŁA ZAŁOŻONA W CELU PROPAGOWANIA ZDROWEGO STYLU ŻYCIA I ODŻYWIANIA. NIECH MOJE BEZINTERESOWNE DZIAŁANIE PRZYSPORZY KORZYŚCI JAK NAJWIĘKSZEJ LICZBIE LUDZI I ZWIERZĄT. BO ZDROWIE SIĘ TYLKO TAKIE MA JAK SIĘ O NIE ZADBA.

niedziela, 30 września 2018

dr Czerniak: "Nie bądźmy mądrzejsi od natury"


Jesteś tym, co jesz!

Otyłość brzuszna u mężczyzny


Jesteś tym, co jesz – te słowa na pewno każdy słyszał niejednokrotnie przy okazji pogadanek na temat tego, co jest zdrowe, a czego należy unikać. Większość, o ile nie wszyscy, znają mniej – więcej grupy zdrowych i niezdrowych produktów oraz ogólny wygląd piramidy żywienia. Warto wspomnieć, że obecna piramida różni się od pierwotnie opracowanej, a rozbieżności wynikają z działalności koncernów spożywczych, które lobbują za zachęcaniem konsumentów do spożywania określonych – co oczywiste wytwarzanych masowo przez nie – produktów.

Przechodząc pomiędzy pułkami w supermarkecie uginającymi się pod ciężarem dziesiątek rodzajów artykułów spożywczych z pewnością od razu wskażemy te, których jedzenie niechybnie oznacza lenistwo danego konsumenta, albo brak czasu na gotowanie, ewentualnie kompletną nieumiejętność gotowania, bądź wreszcie chęć jak najszybszego opuszczenia tego świata. Zupki chińskie w dziesiątkach smaków (niektóre rzeczywiście smaczne, to trzeba przyznać), setki konserw, z których jedna ma mniej mięsa od drugiej, większość mniej, niż karma dla psów, a już niemal wszystkie gorszej, jakości od owej karmy, czy gotowe dania w słoikach i pudełkach zawierające więcej konserwantów i sztucznych dodatków, niż prawdziwych składników jak mięso i ziemniaki. Przykładem takich przetworów jest ostatnio obejrzana przeze mnie (spróbować się nie odważyłem) zupa z pulpetami, gdzie w 830 gramach produktu było 28 gramów mięsa, z czego połowa to mięso oddzielone mechanicznie, czyli wszelkie śmieci, jak np. ścięgna, chrząstki itp. Wiadomo oczywiście, że choć jedno- czy nawet kilkukrotne zjedzenie tego nie powinno przynieść żadnych negatywnych skutków, to ciągłe żywienie się w ten sposób jest prostą drogą do wielu chorób, często śmiertelnych. Otyłość to najniższy wymiar kary. Zupki chińskie i dania ze słoika są bardzo szkodliwe i należy przed nimi przestrzegać przy każdej możliwej okazji, jednakże w tym artykule zajmiemy się mniej oczywistymi produktami. Wspomnimy o tych, o których rzadko się wspomina, a także o tych, które większość konsumentów uważa wręcz za zdrowe i korzystne dla organizmu. Opowiemy sobie o żywności, której jedzenie może wywołać poważne choroby, niemalże o truciznach. Zapinamy, więc pasy i ruszamy w podróż. Jeśli komuś w międzyczasie zrobi się niedobrze, to na niego zaczekamy.
Wchodząc do marketu kierujemy swe kroki do widocznych niemal przy samym wejściu lodówek z mięsem. Leży w nich wszystko – wołowina, wieprzowina, mięso mielone, gotowe kawałki do gulaszu, czy grilla i drób. Drób, który kryje w sobie wodę. Ale gdyby krył tylko wodę, to nie zawracalibyśmy sobie nim głowy. Problem w tym, że drób ze sklepu jest bardzo niskiej, jakości i zawiera sterydy. W tym miejscu Czytelnikowi należy się kilka słów wyjaśnienia: producenci drobiu chcą uzyskać jak najwięcej mięsa z jednego kurczaka i to jak najszybciej. Z ekonomicznego punktu widzenia jest to jak najbardziej zrozumiałe, ale tutaj do głosu dochodzi biologia. W jaki sposób rosną mięśnie? Jeszcze w życiu płodowym w organizmie płodu pojawiają się komórki mięśniowe. Jest ich bardzo wiele i tworzą one mięśnie, jednakże nie wszystkie od razu stają się ich częściami. Pewna liczba komórek nazywanych komórkami pełzakowatymi pozostaje niejako na powierzchni mięśnia. Ich zadaniem jest naprawianie ewentualnych uszkodzeń poprzez wchodzenie tam i namnażanie się. Dlatego kiedy ćwiczy się na siłowni i wywołuje w ten sposób mikrouszkodzenia mięśni, to zwiększa się muskulatura. Nikt nigdy nie widział, żeby jakiś hodowca kurczaków prowadzał je na siłownię, zatem musi istnieć jakiś inny sposób. Tym sposobem są sterydy, czyli substancje chemiczne, które sprawiają, że mięśnie rosną, ale nie w normalny sposób. Zamiast mikrouszkodzeń naprawianych przez komórki pełzakowate, powodem wzrostu mięśni na sterydach jest zatrzymywanie wody w komórkach. Stają się one przez to większe i większe, aż do momentu zabicia kurczaka w rzeźni. Przeprowadzony eksperyment wykazał, że kurczak karmiony sterydami, któremu pozwolono żyć do naturalnej śmierci, w pewnym momencie rozrósł się tak, że napęczniałe mięśnie rozerwały mu skórę i umarł w męczarniach. Kiedy człowiek zje mięso z kurczaka na sterydach, to trafiają one do jego organizmu i powodują taki sam efekt, jak u drobiu. U ludzi objawia się to rozrostem tkanki na klatce piersiowej, czyli na przykład mężczyzna może wyglądać tak, jakby posiadał biust. Dodatkowo można sobie w ten sposób zniszczyć wątrobę, ale szerzej ten temat opiszę przy kolejnym przystanku. Kurczaki i w ogóle drób jest smaczny i warto go jeść, jednakże należy pilnować, aby pochodził on z dobrego źródła i dbać w ten sposób o własne zdrowie.
Idąc dalej obok lady z mięsem natykamy się na wątróbkę. Sam pamiętam, jak karmiono nas nią w przedszkolu. Zdrowe, dobre jedzenie, jeśli dodatkowo dobrze przyrządzone, to także bardzo smaczne. Poza tym dzieciom w przedszkolu nie dawano by czegoś szkodliwego, prawda? Nieprawda. Problem z wątróbką tkwi w roli wątroby w organizmie. Narząd ten NIE służy do oczyszczania go ze wszelkiego śmiecia, jaki do niego wprowadzamy z żywnością. Jego przeznaczeniem jest usuwanie naturalnie powstałych w organizmie szkodliwych związków chemicznych, na przykład amoniaku. W tym kierunku ewoluował i do tego jest przystosowany. Kiedy wprowadzamy do organizmu coś szkodliwego, np. sterydy z kurczaka, to wątroba musi to usunąć, ale nie ma specjalnie wykształconego szlaku biologicznego do usuwania sterydów z kurczaka. Przeprowadza to przez szlak dla jakichś w miarę podobnych cząsteczek, przez co zdarza się, że coś nie zostanie unieszkodliwione do końca. Ponadto wątroba pozbywa się szkodliwych związków na dwa sposoby. Albo unieszkodliwia je, uwalnia do krwi i są usuwane z moczem i kałem, albo nie mogąc tego zrobić magazynuje je w swoich komórkach tak długo, aż się zapełnią. Gdy nadejdzie ten moment, to zaczynają się problemy z wątrobą. Oczywiście nie trwa to dzień, czy nawet rok. Wątroba ma starczać na całe życie i zazwyczaj wystarcza – o ile nie je się czegoś takiego bez przerwy, a przy obecnej żywności niestety je się to prawie ciągle. Dlatego od szkodliwych dodatków człowiek może sobie uszkodzić wątrobę. Przechodząc do sedna: zwierzęta hodowlane karmione są paszą zawierającą dziesiątki substancji takich, jak antybiotyki, sterydy i chyba lepiej nie wymieniać, co jeszcze. Są one w dużej części magazynowane w wątrobie, przez co gdy człowiek je wątróbkę, trafiają do ludzkiego organizmu i nie mogąc zostać usunięte, odkładają się w ludzkiej wątrobie, więc zegar marskości zaczyna tykać. Jak zatem odróżnić dobrą wątróbkę od niedobrej? Każda jest niedobra, chciałoby się powiedzieć. Prawda jest taka, że nawet, gdy dopilnuje się, aby pochodziła ona od zwierząt karmionych dobrą paszą, to nie da się w pełni zabezpieczyć przed szkodliwymi związkami, bo niemal na pewno dane zwierzę napiło się wody albo zjadło coś innego, co zawierało jakieś toksyny. Logiczne jednak jest, że jeśli pochodzi od dobrze karmionych zwierząt, to tych toksyn będzie w niej znacznie mniej. Z drugiej zaś strony nie należy panicznie bać się wątróbki dobrej, jakości, bo jedzona raz na jakiś czas ma korzystny wpływ na organizm człowieka. Akumuluje ona, bowiem nie tylko toksyny, ale też niezbędne mikro- i makroelementy, których jest bardzo dobrym źródłem dla nas. Zatem pamiętaj, drogi Czytelniku, jedz wątróbkę, ale tylko raz na jakiś czas i wyłącznie z dobrego źródła, jeśli zaś masz do wyboru zwykłą sklepową albo całkowity jej brak, to lepiej nie jedz wcale.
Wędrując dalej widzimy stoisko z rybami. Kuszą nas sałatki śledziowe, filety i inne rybne przetwory. Kierujemy wzrok na górną półkę, gdzie czekają najlepsze produkty. Wśród nich łosoś norweski. Bardzo zdrowy, wywierający korzystny wpływ na organizm… Nic, tylko brać. Teoretycznie. W praktyce, bowiem łosoś sam w sobie jest rzeczywiście dobrą i zdrową rybą, ale z powodu takich a nie innych warunków hodowli staje się wręcz szkodliwy. Kiedy hodowane zwierzę coś je, różne związki zawarte w paszy akumulują się w jego organizmie – to powszechnie wiadomo. W przypadku ryb dochodzą jeszcze związki rozpuszczone w wodzie. Łososie hodowlane żyją w ciasnych, nigdy nieczyszczonych zbiornikach, w których pływają w wodzie zmieszanej z odchodami swoimi i innych ryb. Toksyny zawarte w tej obrzydliwej brei jemy potem my. W procesie przetwarzania mięsa dodaje się także barwniki nadające mu charakterystyczny kolor. Je także zjadamy. Wszystkie te związki odkładają się w naszych wątrobach, co prowadzi do poważnych chorób, jak już to wcześniej wyjaśniałem. Łosoś atlantycki, czyli ten żyjący w otwartym oceanie nie pływa wprawdzie w ściekach, zatem w tym zakresie jest nieco lepszy, jednakże po pierwsze do jego mięsa także dodawane są owe barwniki, a po drugie może on być zakażony morskimi bakteriami Vibrio parahaemolythicus. Potrafią one przeżyć w surowym lub niedogotowanym/niedosmażonym/niedopieczonym mięsie ryb, skorupiaków itp., a jeśli dostaną się do ludzkiego organizmu, mogą wywołać poważne problemy żołądkowe ze wszystkimi ich negatywnymi skutkami, a nawet posocznicę skutkującą martwicą tkanek, w skrajnym przypadku zaś śmiercią. Warto podkreślić, że problem z ową bakterią dotyczy wszystkich surowych owoców morza, a nie tylko łososia atlantyckiego.
Obok znajduje się półka z wędlinami. Kuszą nas swoją różową barwą i niską ceną. W tym momencie należy zastanowić się, skąd wynika owa niska cena, skoro mięso jest drogie. Bierze się ona mianowicie z wydajności produkcji. Z 1 kilograma mięsa powstanie około 600g dobrej wędliny, ale już prawie półtora kilograma wędliny wysokowydajnej, którą znajdziemy w każdym sklepie. Dodatkową masę stanowi woda i skrobia, a także karagen, którego działanie wyjaśnimy później. Potrzebnych jest także mnóstwo związków stabilizujących, dzięki którym nie rozpada się to chwilę po wytworzeniu, a dopiero na sklepowych półkach. Takimi stabilizatorami są np. azotyny, które wywołują niekorzystne efekty w naszych komórkach – reagują z produktami trawienia białek dając rakotwórcze nitrozoaminy. Wysokowydajna wędlina, ponieważ musi być tania, zawiera tanie dodatki, np. polifosforany będące konserwantami i stabilizatorami (poprawiają uwodnienie białek, czyli więcej cząsteczek wody przyczepi się do cząsteczek białka, więc mięso będzie miało większą objętość). W ludzkim organizmie powodują one problemy z krążeniem, otyłość, zaburzają gospodarkę hormonalną, a u dzieci dodatkowo mogą wywoływać nadpobudliwość i problemy z koncentracją. Nie wspomnę już o barwnikach, bo to oczywistość, o której wie każdy. Co ciekawe, w czasach PRL także stosowano szkodliwe dodatki do mięsa, ale normy ich ilości były wtedy znacznie niższe, niż obecnie. Okazuje się, zatem, że za produkcję wędliny dziś uważanej za dobrą i tanią, w PRL straciłoby się zakład, a może nawet wylądowałoby się w więzieniu.
Zostawiamy za sobą mięso i kierujemy się ku roślinom. Może one nie będą trujące? W końcu nie jedzą paszy z antybiotykami, sterydami i innym świństwem. Niestety nie ma tak dobrze. Ważną cechą roślin jest to, że na polach, gdzie się je hoduje, rosną chwasty i żyją stonki oraz inne szkodliwe owady. Dlatego też rośliny się spryskuje. Celem takich oprysków jest zabicie niepożądanych stworzeń, zatem logiczne jest, że używa się do tego trucizn. Ich cząsteczki zostają na powierzchni roślin albo akumulują się w ich wnętrzu, a następnie trafiają do naszego organizmu robiąc z nami to samo, co z owadami. Ciekawe jest to, że czytając instrukcję stosowania takiego pestycydu znajdujemy tam ostrzeżenia mówiące o tym, aby tego nie spożywać, używać rękawic i okularów ochronnych i pilnować, by nie dostało się to do wody ani w żaden sposób nie zanieczyściło środowiska. Po użyciu należy dokładnie umyć ręce itp. Można z tego wywnioskować, że jeśli zjemy liść opryskany tym, to nic nam nie będzie, ale jeśli zliżemy to sobie z ręki, to już coś się może stać. Brzmi intrygująco. To jest powszechna wiedza i nie odkrywam tutaj Ameryki, za to chcę w tym miejscu podkreślić inną istotną myśl związaną z roślinami. GMO nie jest szkodliwe i nie jest to żaden tajemniczy składnik. GMO to organizmy, którym zmodyfikowano DNA, zatem ich komórki wytwarzają białka, których nie wytwarzałyby normalnie, albo wytwarzają więcej swoich białek, niż przed modyfikacją. Jedząc takie komórki zjadamy białko, trawimy je i nie ma po nim śladu. Trawimy też DNA i nic nam nie grozi. To tak, jakby mieć murowaną stajnię, rozebrać ją, przewieźć cegły w nowe miejsce i tam zbudować z nich kurnik. Wpuści się tam kury i nie staną się one nagle końmi. Z tego akapitu wynika, zatem jedna podstawowa nauka – nie uciekajmy przed GMO, uciekajmy przed pestycydami. Dodatkowo w egzotycznych owocach mogą pojawiać się egzotyczne zwierzęta, np. wałęsak brazylijski, (którego jad wywołuje długotrwałą bolesną erekcję) w kiściach bananów, ale to rzadkie przypadki.
Docieramy do stoiska ze słodyczami. Najbliżej stoi półka z drożdżówkami i tym podobnymi bułkami. Zawierają one dużą ilość tłuszczu, co nie jest oczywiste, i nie jest to bynajmniej zwykły olej rzepakowy. W ich skład wchodzi przede wszystkim tłuszcz palmowy (tańszy od rzepakowego) oraz inne chemicznie utwardzane tłuszcze. Teraz odrobina chemii: tłuszcze nienasycone to takie, które mają w cząsteczce, co najmniej jedno podwójne wiązanie między atomami węgla. Są płynne i aby przeszły w stan stały, należy je nasycić, czyli dodać wodoru, który przyłączy się do atomów węgla i zostawi między nimi tylko jedno pojedyncze wiązanie. Aby to zrobić, potrzebny jest katalizator, który ułatwi i przyśpieszy zajście tej reakcji, a w tej roli używa się niklu. Nikiel jest metalem ciężkim, a jak powszechnie wiadomo, metale ciężkie gromadząc się w organizmie, mogą go zatruwać. Należy tu oddać sprawiedliwość temu pierwiastkowi, bo jest niezbędny do działania dla niektórych enzymów i pewnej minimalnej jego ilości organizm potrzebuje, jednakże dostarczamy to z innymi produktami naturalnie bogatymi w ten metal. Kiedy jednak przyjmuje się tłuszcze chemicznie utwardzane (a zatem i nikiel), gromadzi się on w organizmie w nadmiarze i może wywołać alergię, a także spowodować uszkodzenia białych krwinek oraz stres oksydacyjny mogący pozabijać komórki organizmu. Dodatkowo tanie ciasta zawierają syrop glukozowo – fruktozowy, o którym opowiemy sobie przy następnym przystanku.
Przy ciastach i bułkach stoi lodówka z lodami. Powszechnie znane i dostępne praktycznie wszędzie lody mają w swoim składzie syrop glukozowo – fruktozowy. Jest to roztwór glukozy i fruktozy w wodzie o bardzo szkodliwym działaniu na organizm. Fruktoza nawet w niewielkich ilościach przestawia, bowiem komórki organizmu na produkcję dużych ilości tłuszczu, co błyskawicznie prowadzi do otyłości. Ponadto syrop ten wywołuje zaburzenia w produkcji ATP (nośnik energii w organizmie), przez co człowiek stale czuje się zmęczony, a także znacząco zwiększa ryzyko wystąpienia cukrzycy, ponieważ organizm wariuje i nie wie, ile ma produkować insuliny. Pobudza on także apetyt oraz zmniejsza wrażliwość organizmu na leptynę, czyli białko odpowiedzialne za hamowanie apetytu, wzrost komórek kości oraz regulujące ilość białych krwinek. Lody zawierają także karagen, czyli substancję spulchniającą. Jest to wprawdzie legalny dodatek do żywności, jednakże istnieją badania potwierdzające jego szkodliwość i zdolność do wywoływania np. zapalenia jelit, a nawet łączące jego spożycie z nowotworami żołądka. Jak przekonuje Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego, jest to substancja na tyle niegroźna, że dorośli mogą ją spożywać bez ograniczeń, ale dzieci powinny robić to tylko w ograniczonych ilościach. Odpowiedzmy sobie szczerze:, które dziecko przyjmuje karagen w ograniczonych ilościach, skoro znajduje się on w lodach, słodyczach, a nawet mięsie? Przypomnijmy sobie teraz mięso i normy ilości dodatków obecnie ustalane przez UE, porównajmy je z dawnymi z czasów PRL i pomyślmy o tym, ile zniesie nasz organizm według specjalistów z Brukseli, a ile zniesie według jego rzeczywistej wytrzymałości.
Na półce obok leżą batoniki musli. Wydają się zdrowe, pełne witamin i w opinii wielu warto je jeść. Nie warto. Faktem jest, że nie zawierają takich trucizn, jak wcześniej opisane produkty, ale zawierają ogromną ilość cukru i ich spożycie czyni organizmowi więcej szkody, niż pożytku. Ponadto w ich skład wchodzi olej palmowy, o którym już pisałem, a także olej kokosowy powodujący znaczny wzrost poziomu cholesterolu we krwi. Wydaje się on zdrowy i korzystny, ale prawda jest taka, że został tak wykreowany przez marketing. Oczywiście zjedzenie batonika musli nie zabije nas, ale warto pamiętać, że po którymś z kolei może się okazać, że mamy poważne problemy z krążeniem i otyłością. Kolejnym składnikiem powszechnym w setkach produktów, ale opisanym akurat tutaj jest maltodekstryna. Nie jest trująca, ale warto pamiętać, że może być szkodliwa dla dobroczynnych bakterii żyjących w naszych jelitach, a to może prowadzić do zmniejszenia ich liczby na korzyść patogenów walczących z nimi o miejsce i pożywienie. Poza zwykłym cukrem, batoniki takie zawierają syrop cukru inwertowanego, czyli kolejną już opisywaną mieszaninę glukozy i fruktozy (tego drugiego cukru jest w niej znacznie więcej), a do czego prowadzi nadmiar fruktozy w organizmie, wyjaśnialiśmy sobie już przy lodach.
Przechodzimy teraz w kierunku lodówki z nabiałem. Zatrzymamy się przy niej tylko na chwilę, ponieważ lista składników jogurtu owocowego, na którym się za chwilę skupimy, jest dość krótka. Obejmuje ona jogurt, owoce, cukier, syrop karmelowy i aromat. Tłumacząc to na ludzki język: jogurt, odpadki po przetwarzaniu owoców, cukier, jeszcze więcej cukru i odrobina chemicznego zapachu. Po przyjrzeniu się tabeli wartości odżywczej okazuje się, że cukru (13%) jest tam więcej, niż owoców (9%). Pryskane owoce opisywałem już wcześniej, więc nie ma sensu do tego wracać. Zasygnalizuję tylko, że do jogurtów używa się wszelkich nadgniłych pozostałości, ogryzków, skórek i innego śmiecia, którego nie dało się przerobić nawet na dżem. Podsumowując: przetwory mleczne są dobre i warto je jeść, ale w przypadku jogurtów najlepiej ograniczyć się tylko do tych naturalnych. Te owocowe, bowiem są mieszaniną jogurtu, cukru i odpadków.
Na koniec zostawiłem sobie to, co najbardziej zbulwersowało mnie podczas przeglądania składów produktów spożywczych, a mianowicie kaszkę dla niemowląt. Zawiera ona, bowiem olej palmowy, olej kokosowy i dużą ilość cukru, (co jest prostą drogą do cukrzycy, a przez owe kaszki pierwszy krok ku niej dziecko robi niedługo po przyjściu na świat) oraz maltodekstrynę. Dodatkowo owoce użyte do produkcji kaszek zawierają własną porcję maltodekstryny. Jest to o tyle niepokojące, że w jelitach niemowlęcia trwa walka znacznie bardziej zacięta, niż u dorosłego człowieka. Są one, bowiem puste i dopiero należy je zasiedlić. Patogeny i dobroczynne bakterie rzucają się na każdy skrawek wolnego miejsca. Te pierwsze najchętniej od razu zaatakowałyby komórki jelit i dalej całego organizmu, a te drugie uczą układ odpornościowy tolerowania dobrych bakterii i odróżniania ich od złych i przy okazji same zabijają te patogenne. Jak na każdym ludzkim polu bitwy, tak i na tym bakteryjnym jedne i drugie siły wypatrują jakichkolwiek wzmocnień, czy posiłków i oto na dzień dobry, na samym początku życia dziecka dobroczynne bakterie dostają porcję maltodekstryny, przez co jest im jeszcze trudniej walczyć, co przekłada się na niższą odporność dziecka. Drodzy rodzice, pomyślcie, czy na pewno chcecie, żeby wasza ukochana pociecha od maleńkości była podatna na byle przeziębienie, a jej organizm wariował od nadmiaru cukru i szkodliwych olejów? Koncerny spożywcze powiedzą „niech sobie będzie podatne, na co chce, bylebyśmy zarabiali”, dlatego to Wy musicie dbać o to, czym karmicie niemowlę, nieco starsze dziecko i siebie samych.
Kiedy obeszliśmy już cały sklep i wypełniliśmy koszyk jedzeniem, zastanówmy się, czy na pewno chcemy je zjeść. Podkreślam, że jedzenie nawet czegoś niezdrowego nie zabije nas ani nie skrzywdzi w jakiś szczególny sposób, o ile robimy to z umiarem, ale gdy faszerujemy się tym codziennie, to prędzej czy później pojawią się problemy. Jeśli zatem, drogi Czytelniku, nadal chcesz podejść do kasy i kupić opisane wyżej produkty, to proponuję po drodze do domu wstąpić do lekarza i umówić się na badanie. W naszym kraju trochę sobie na nie poczekasz – akurat tyle, ile potrwa rozwalenie sobie organizmu truciznami zawartymi w żywności.
Autorstwo: D czyli Deinococcus radiodurans
Źródło: Anty-News.waw.pl  Żródło:https://wolnemedia.net/jestes-tym-co-jesz-3/

sobota, 29 września 2018

Państwo namawia na szczepionki przeciw grypie

Plik:Szczepionka strep pneu.jpg

W polskich mediach trwa kampania propagandowa, która ma za zadanie nakłonienie emerytów do przyjęcia zastrzyku z różnych preparatów, celem przeprowadzenia eksperymentu medycznego, który być może ochroni ich przed grypą.
Wiele osób wierzy, że szczepionki pomagają i nie szkodzą, a nawet jak szkodzą to zdarza się to innym, a nie im i ich rodzinie. Prawda jest jednak inna. Być może szczepionki rzeczywiście niektórym pomagają, ale bez wątpienia bardzo wielu szkodzą i niszczą ludziom życie. Trudno o lepszy przykład zbędnej szczepionki niż te rzekomo chroniące przed grypą. Ich ofiarą padło bardzo wiele osób. Często ludzie doznawali narkolepsji, choroby neurologicznej skutkującej nagłym zasypianiem, na przykład za kierownicą samochodu.

Te potencjalnie niebezpieczne preparaty różnią się od innych szczepionek tym, że co roku mają inny skład. Specjaliści z koncernów farmaceutycznych zgadują po prostu jakie mutacje grypy będą dominować w danym sezonie. Na tej podstawie bierze się konkretne szczepy, dokonuje się ich atenuacji, czyli wytłumienia i dodaje się nie rzadko zawierających toksyny konserwantów. Potem wstrzykuje się to ludziom, co jest de facto eksperymentem medycznym z założeniem, że może im to pomóc nie zachorować na grypę, ale może też niektórym zaszkodzić, jak w rosyjskiej ruletce.
Zła reputacja szczepień na grypę to wynik tego, że ludzie często chorują po tych szczepionkach. Doszło do tego, że nawet zatwardziali zwolennicy szczepień starają się unikać akurat tych na grypę, bo każdy zna historie o kimś kto zaszczepił się czymś takim, a za tydzień zachorował.
Z tego powodu w społeczeństwie pojawiły się uzasadnione obawy, że szczepionki przeciw grypie zarażają na grypę i zaczęli ich unikać. I tu pojawia się Kapitan Państwo, które niczym dobry ojciec wmusi w ludzi te substancje stosując metodę prośby i groźby.
Powyższe nagranie przedstawia brytyjskiego dziennikarza, Piersa Morgana, który próbował udowodnić, że osoby obawiające się skutków szczepienia są w błędzie. Dokonał tego poprzez publiczne zaszczepienie się przeciw grypie. Po tygodniu był już chory co w zabawny sposób wypomniał mu kolejny gość w jego programie telewizyjnym.
Nasze władze promując takie szczepienia u osób starszych, albo wykazują się naiwnością albo kalkulują, bo wywołanie ryzyka powikłań poszczepiennych u osób starszych, czyli tych, którzy budżet państwa kosztują najwięcej, to przy tym poziomie służby zdrowia, konkretne oszczędności.

Tymczasem z mediów dowiadujemy się ostatnio, że każdy kto jest zwolennikiem zakończenia przymusu szczepień jest rosyjskim agentem. Zwolennicy tej dziwacznej teorii spiskowej zakładają, że to Putin celowo rozsiewa pogłoski, że szczepionki nie są zbawienne tylko mogą być groźne, a potem planuje podbój Europę za pomocą jakiegoś patogenu. Taki właśnie poziom umysłu zaczynają objawiać obecnie niektórzy przedstawiciele lewicy pobożnej i bezbożnej, co objawiło się artykułem na portalu Oko Press.
Swoją drogą to symptomatyczne, że ludzie, którzy bezrefleksyjnie wierzą, że szczepionki to samo dobro i ich ewentualne powikłania nie dotyczą, wierzą również w tak dziką teorię spiskową, że to Putin, a nie wysyp NOP-ów i tym samym ludzkich dramatów, napędza ruchy antyszczepionkowe.
Źródło: ZmianyNaZiemi.pl

piątek, 28 września 2018

Farmagedon – jaki jest rzeczywisty koszt taniego mięsa?


Philip Lymbery przez trzy lata podróżował po świecie i przyglądał się temu, jak wygląda przemysłowy chów zwierząt. Tak powstał „Farmagedon” – książka, która ujawnia wpływ wielkich ferm na dobrostan zwierząt, środowisko i nasze zdrowie. Czy takiego jedzenia chcemy?
Więcej o książce: http://bit.ly/farmagedon


Nikotyna w e-papierosach uszkadza DNA

Zawarta w e-papierosach nikotyna uszkadza DNA w sposób, który może zwiększać ryzyko wystąpienia nowotworów, donoszą autorzy najnowszych badań przeprowadzonych na myszach. Profesor Moon-shong Tang z Wydziału Medycyny Uniwersytetu Nowojorskiego informuje, że uszkodzeniom ulega zarówno DNA jak i mechanizm odpowiedzialny za jego naprawę, co zwiększa ryzyko mutacji komórek i nowotworzenia. Doktor Roy Herbst, szef wydziału onkologicznego w Yale Cancer Center stwierdził, że jeśli przeprowadzone w Nowym Jorku badania się potwierdzą, będzie to oznaczało, że e-papierosy zawierające nikotynę niosą ze sobą ryzyko nowotworów.

„To pierwszy dowód wskazujący, że nikotyna jest sama w sobie kancerogenem. To niepokojące i każe nam się zastanowić nad stwierdzeniami, że e-papierosy są bezpieczne i mogą być używane przez każdego” – dodaje Herbst, który jest przewodniczącym American Association for Cancer Research’s Tobacco and Cancer Subcommittee.
Na potrzeby swoich badań Tang i jego zespół wystawili myszy na działanie pary z e-papierosów zawierających zarówno nikotynę jak i inne obecne w nich substancje. Myszy wystawiano też osobno na działanie nikotyny oraz innych substancji. Parę wytwarzano w taki sposób, w jaki powstaje w e-papierosach, wykorzystując do tego napięci 4,2 wolta, czyli odpowiadające lub niższe niż wykorzystywane przez większość e-papierosów.
Już wcześniejsze badania wykazywały szkodliwość pary z e-papierosów generowanej przy wysokich napięciach. Tang chciał sprawdzić jej ewentualną szkodliwość przy napięciu typowym dla e-papierosów. „Okazało się, że sam rozpuszczalnik obecny w e-papierosach nie powoduje uszkodzeń DNA. Natomiast nikotyna w połączeniu z rozpuszczalnikiem wywołuje takie same uszkodzenia jak sama nikotyna” – stwierdza uczony.
Oddziaływaniu pary z e-papierosów poddano też laboratoryjne hodowle komórek ludzkich płuc i pęcherza. Pojawiły się w nich takie same uszkodzenia DNA i również nie mogły one zostać naprawione.
Teraz Tang i jego zespół rozpoczęli długoterminowe badania na myszach. Chcą sprawdzić, czy u zwierząt poddanych działaniu pary z e-papierosów rzeczywiście pojawią się nowotwory i choroby układu krążenia.
Anthony Alberg, szef wydziału epidemiologii w Arnold School of Public Health na University of South Carolina mówi, że badania Tanga mają pewną słabość. Jego zdaniem zespół Tanga powinien jednocześnie przeprowadzić badania na myszach poddanych działaniu dymu tytoniowego i porównać wyniki. „Tutaj będziemy mieli same dane o e-papierosach, trudno więc będzie mówić o szerszym wpływie na zdrowie publiczne” – stwierdza Alberg.
„Wydaje się jasne, że biorąc pod uwagę olbrzymią liczbę toksycznych substancji w tytoniu oraz brak procesu spalania w e-papierosach, że e-papierosy powinny nieść ze sobą mniejsze ryzyko niż tradycyjne papierosy. Po badaniach Tanga nie będziemy niestety wiedzieli, na ile ryzyko to jest zmniejszone” – żałuje Alberg. Naukowiec dodaje, że przed pojawieniem się e-papierosów trudno było badać kancerogenny wpływ samej nikotyny, gdyż jedynymi ludźmi, którzy zażywali samą nikotynę byli palacze próbujący rzucić palenie. „Jedynym sposobem na prowadzenie takich badań byłoby wówczas porównanie osób na nikotynowej terapii zastępczej z palaczami. Problem w tym, że osoby na takiej terapii to jednocześnie osoby, które już wcześniej sporo paliły” – zauważa Alberg.
Niedawno ukazał się raport National Academies of Sciences, Engineering and Medicine, którego autorzy, po przeanalizowaniu wyników 800 badań stwierdzili, że e-papierosy mogą skłaniać młodych ludzi do sięgnięcia po tradycyjne papierosy, jednocześnie jednak pomagają w rzuceniu palenia.
Naukowcy zgodnie przyznają, że wciąż niewiele wiadomo o długoterminowych skutkach używania e-papierosów.
Autorstwo: Mariusz Błoński
Na podstawie: MedicalXpress.com
Zdjęcie: rolandmey (CC0)
Źródło: KopalniaWiedzy.pl

czwartek, 27 września 2018

Badania potwierdzają, że glifosat zabija pszczoły

Pszczoła robotnica w trakcie zbierania nektaru

Najpopularniejszy na świecie środek chwastobójczy przyczynia się do śmierci pszczół. Naukowcy z Uniwersytetu Teksasu w Austin wykazali, że pszczoły miodne, wystawione na działanie glifosatu, aktywnego składnika Rounupu, tracą część pożytecznych bakterii w swoich jelitach i są bardziej podatne na infekcje oraz śmierć.


W ramach badań, uczeni wystawili pszczoły miodne na działanie glifosatu na poziomach, jakie występują na polach, podwórkach i przydrożach. Owady zostały oznaczone, aby można było je śledzić. Po trzech dniach okazało się, że wybrane do eksperymentu pszczoły miały znacznie ograniczoną mikroflorę jelitową. Naukowcy wykazali spadek obfitości zdrowych bakterii w czterech spośród ośmiu dominujących gatunków. Herbicyd wywołał największe spustoszenie w bakteriach, które pomagają pszczołom przetwarzać żywność i chronić organizm przed patogenami.

Pszczoły z upośledzonym mikrobiomem jelitowym są bardziej narażone na śmierć po zainfekowaniu szczepem bakterii Serratia marcescens. Jest to szeroko rozprzestrzeniony patogen, który zaraża pszczoły na całym świecie. Badania wykazały, że około 50% pszczół ze zdrowym mikrobiomem przeżyło osiem dni po ekspozycji na patogen. Dla porównania, przeżywalność pszczół ze znacznie ograniczoną mikroflorą jelitową wyniosła tylko około 10%.
Naukowcy twierdzą, że przeprowadzone przez nich badania wyraźnie wskazują na związek między stosowaniem glifosatu a spadkiem liczebności pszczół miodnych i rodzimych pszczół na całym świecie. Z pewnością nie jest to jedyny czynnik, który przyczynia się do masowych zgonów pszczół, ale powszechne zastosowanie tego związku chemicznego powinno niepokoić – zwłaszcza, że glifosat jest oficjalnie uznawany jako środek bezpieczny dla pszczół.

środa, 26 września 2018

Chudnij podczas snu.

spalaj tluszcz podczas snu
Nocą metabolizm znacznie spowalnia,  przestawiając  się na procesy regeneracyjne. Podczas snu wydziela się hormon wzrostu odpowiedzialny za odnowę komórek, podczas tego procesu organizm zużywa duże  ilości energii,czerpiąc  ją miedzy innymi z tkanki tłuszczowej. Zarwane noce, niedosypianie, bezsenność  nie tylko osłabiają system immunologiczny i zaburzają odnowę komórekm, ale przyczyniają się także do tycia.
Aby spalać w nocy tkankę tłuszczową należy przede wszystkim zadbać o dobry sen, oraz… o kolację. Kładąc się spać głodnym mózg wymusza uwalnianie hormonów stresu – kortyzolu i adrenaliny, aby przekształcić białka mięśni w glukozę.
Kolejnym hormonem, poza hormonem wzrostu odgrywającym zasadniczą rolę w procesach tycia i chudnięcia jest insulina, która steruje gromadzeniem tłuszczu. Aby utrzymać jej właściwy poziom i równocześnie zapewnić dobre funkcjonowanie mózgowi – wieczorem należy spożywać białka i zero węglowodanów, które powodują wzrost insuliny i hamują spalanie tłuszczów nawet na 5 godzin. W ciągu dnia gdy ciało jest aktywnie w ruchu metabolizm węglowodanów jest inny, dlatego najlepiej jeść je na śniadanie lub wczesny obiad.
Oprócz białka wieczorem można jeść warzywa, ale nie marchew i nie owoce. Żadnych potraw mącznych, słodyczy – ale to bardzo dobry jest miód – zapewni mózgowi glukozę.
Aby znacznie przyspieszyć  nocny metabolizm  idealnie jest wieczorem wypić specjalnie skomponowany napój, który zapewni spalanie tłuszczu zwłaszcza brzusznego, a rezultaty można już zobaczyć w ciągu kilku dni.
chudnij podczas snu

Składniki:
Sok z jednej cytryny
1 ogórek
1 łyżka startego imbiru
1 łyżka soku z aloesu
Pęczek kolendry lub pietruszki
½ szklanki wody
1 łyżeczka lub więcej miodu opcjonalnie
Zblendować  wszystkie składniki i wypić powoli szklankę przed snem.
Miód dodać wtedy kiedy upłynęło co najmniej 3 godziny od ostatniego posiłku.
  • Ogórki są  kluczowym elementem każdego programu odchudzania. Jeden ogórek zawiera tylko 45 kalorii i  jest bogaty w błonnik plus ma dużą zawartość wody
  • Pietruszka i kolendra mają bardzo mało kalorii, zawierają dużą ilość przeciwutleniaczy, witamin i minerałów, wpływają znacząco na gospodarkę wodną organizmu.
  • Imbir przyspiesza metabolizm, zapobiega zaparciom
  • Sok z cytryny skutecznie wypłukuje nagromadzone toksyny
  • Sok z aloesu wyjątkowo silnie stymuluje przemianę materii  i to na każdym poziomie, od przyspieszenia trawienia, poprzez wchłanianie w jelitach po przemiany energetyczne na poziomie komórkowym.
  • Żódło:http://sekrety-zdrowia.org/chudnij-podczas-snu/
***\KLIKNIJ w link poniżej i polub stronę"Jak być zdrowym całe życie"na Facebook , a będziesz na bieżąco informowany o nowych artykułach ze strony
https://www.facebook.com/Ryszard-Piotr-Jak-by%C4%87-zdrowym-ca%C5%82e-%C5%BCycie-811427708999378

wtorek, 25 września 2018

WHO nie chroni nas przed smogiem elektromagnetycznym

CellPhoneMail.jpg

Czy korzystanie z naszych „elektronicznych gadżetów codziennego użytku” może być rakotwórcze? Nazwałam je „gadżetami codziennego użytku”, ponieważ jeszcze dobre 20 lat temu ludzie nie odczuwali jakiegoś specjalnego dyskomfortu z powodu ich nie posiadania. Natomiast dla nas nie są to już „dodatkowe gadżety” – my po prostu nie możemy bez nich żyć! O czym mowa? Między innymi o telefonach komórkowych, tabletach i bezprzewodowym internecie. Niestety, już od dawna wiadomo, że korzystanie z tych „dobrodziejstw” może uszkadzać nasze DNA. Od ponad dekady wie o tym także Światowa Organizacja Zdrowia, ale po raz kolejny okazuje się, że nad nasze zdrowie przedkłada ona zyski wielkich korporacji. I dlatego te informacje nie docierają do nas, zwykłych konsumentów i użytkowników wszelkich „elektronicznych gadżetów.”

Naukowcy wzywają Światową Organizację Zdrowia i Organizację Narodów Zjednoczonych do podjęcia natychmiastowych działań, które chroniłyby nas nas przed promieniowaniem elektromagnetycznym
Z dnia na dzień przybywa dowodów naukowych na szkodliwość działania pola elektromagnetycznego (ang. electromagnetic fields, w skrócie EMF). 11 maja 2015, grupa 190 naukowców z 39 krajów przekazaao na ręce Organizacji Narodów Zjednoczonych i Światowej Organizacji Zdrowia (ang. World Health Organization, w skrócie WHO) petycję w sprawie zaostrzenia wytycznych związanych z tym polem.
Pole elektromagnetyczne obejmuje częstotliwości ze spektrum promieniowania elektromagnetycznego, co oznacza, że w dzisiejszym świecie natykamy się na nie niemalże wszędzie. Pole to generują popularne urządzenia bezprzewodowe emitujące fale radiowe (RF/EMF) takie jak: telefony komórkowe, telefony bezprzewodowe, tablety, komputery odbierające sygnał Wi-Fi, wieże i zestawy antenowe telefonii komórkowej, urządzenia do transmisji satelitarnej , inteligentne liczniki bezprzewodowe, a nawet elektroniczne nianie. W zakresie bardzo niskiej częstotliwości (ELF/EMF) promieniowanie to emitują: urządzenia elektryczne, okablowanie oraz linie energetyczne. W zakresie częstotliwości pośredniej (IF) – urządzenia elektroniczne, które generują transjenty na okablowaniu (tzw. brudną energię).
Wszyscy naukowcy, którzy podpisali wyżej wspomnianą petycję, mają na swoim koncie publikacje wyników badań w recenzowanych czasopismach – badań dotyczących wpływu pola EMF na procesy biologiczne i zdrowotne. Ich wyniki niezbicie wykazały, że należy w trybie natychmiastowym podjąć środki ostrożności. W sumie było to ponad 2000 naukowych publikacji, przy czym część z nich wskazała, że EMF wpływa na żyjące organizymy na poziomie dużo niższym od poziomu określonego przez międzynarodowe wytyczne, które zostały zaimplementowane przez większość krajów rozwiniętych.
W petycji podkreślono sprzeczną postawę, jaką przyjęła w tej kwestii Światowa Organizacja Zdrowia. Działająca w ramach WHO, Międzynarodowa Agencja ds. Badań nad Rakiem, już w 2001 zaklasyfikowała pole o bardzo niskiej częstotliwości do grupy 2B, tj. czynników potencjalnie kancerogennych, a w 2011 dodała do tej grupy promieniowanie o częstotliwości radiowej. Jednakże WHO ignoruje zalecenia własnej instytucji, przychylajac się do wytycznych Międzynarodowej Komisji ds. Ochrony przed Promieniowaniem Niejonizującym (INCNIRP) – wytycznych opracowanych przez grupę przemysłowych ekspertów, które od dawna krytykuje się za to, że w rzeczywistości nikogo przed EMF nie chronią. Dodatkowo, wytyczne te dotyczą tylko człowieka, pomijając wpływ EMF na otaczającą nas materię ożywioną.
Wielu naukowców, lekarzy, inżynierów i pracowników służby zdrowia uważa, że pole EMF powinno zostać zakwalifikowane do grupy 2A, tj. czynników prawdopodobnie kancerogennych, ponieważ wyniki badań wskazują, że ekspozycja o niskiej intensywności na pole EMF powoduje wzrost ryzyka zachorowań na raka, tworzenie się wolnych rodników, zwiększoną przepuszczalność bariery krew-mózg oraz uszkodzenia genetyczne.
Inne potencjalne skutki to trudności z uczeniem się i zapamiętywaniem, zaburzenia neurologiczne i neuroprzekaźnikowe, wpływ na rozrodczość oraz wpływ na samopoczucie. Ponadto, istnieje coraz więcej dowodów na szkodliwe działanie pola EMF na rośliny i zwierzęta.
W petycji naukowcy zwracają się do Sekretarza Generalnego, instytucji działających z ramienia ONZ i krajów członkowskich z prośbą o:
– objęcie ochroną przed EMF dzieci i kobiet ciężarnych,
– zaostrzenie standardów dotyczących ochrony przed EMF,
– zachęcanie producentów do prowadzenia badań nad rozwojem bezpieczniejszych technologii,
– wprowadzenie wymogów dla urządzeń elektrycznych, ich dopasowania do rodzaju prądu i odpowiedniego okablowania, co zminimalizuje emisję szkodliwego EMF,
– edukację społeczeństw w zakresie potencjalnego ryzyka dla zdrowia i jego minimalizacji,
– wyszkolenie personelu medycznego w zakresie diagnozowania i leczenia pacjentów z wysoką czułością na promieniowanie elektromagnetyczne,
– sfinansowanie szkoleń i badań niezależnych od przemysłu w zakresie wpływu EMF na ludzi i inne organizmy żywe (Organizacja mogłaby to zrobić pod auspicjami Programu Środowiskowego ONZ, i w oparciu o naukowe dowody, przyjąć w końcu jednoznaczne stanowisko w tej sprawie),
– ustanowienie obszarów wolnych od EMF,
– zachęcanie dziennikarzy do ujawniania związków finansownych między przemysłem a ekspertami potwierdzającymi bezpieczeństwo technologii emitujacych EMF.
Przewodnicząca organizacji EMFscientist, Elizabeth Kelley, uważa, że: „należy szukać rozwiązań, których celem jest ochrona ludzi i naszej planety, a nie dbałość o zyski potężnych sił ekonomicznych, które wprowadzają nowe technologe bez zważania na biologię. Jeśli tylko będzie polityczna wola, będziemy mieli i innowacje i bezpieczeństwo. To jest sprawa międzynarodowa – a zatem WHO i ONZ to najlepszy z możliwych wyborów organizacji, które mogłyby zapoczątkować ten proces”.
Dr Joel Moskowitz z Uniwersytetu w Kalifornii twierdzi, że: “Wytyczne ICNIRP określiły normy na ekspozycję w oparciu o badania sesji krótkich i intensywnych. A to nie chroni nas w przypadku długotrwałych ekspozycji na pole o niskiej intensywności, z którą spotykamy się na co dzień. (…) Petycja otrzymała silne wsparcie od międzynarodowej społeczności naukowej. Wśród nich znaleźli się naukowcy, którzy uważają, że nauka nie powinna mieszać się do polityki. Niektórzy z nich ryzykowali nawet podpisując tą petycję, ale to jest sprawa zdrowia publicznego, która dotyczy każdego z nas oraz naszych przyszłych pokoleń.”
Dr Martin Blank z Uniwersytetu w Kolumbii dodaje: „Międzynarodowe wytyczne dotyczące ekspozycji na pole elektromagnetyczne muszą zostać zaostrzone. One muszą zacząć odzwierciedlać jego prawdziwy wpływ na nasze ciało, a w szczególności na DNA.”
Strona źródłowa: emfscientist.org
Źródło polskie: xebola.wordpress.com
Nadesłano do: WolneMedia.net

poniedziałek, 24 września 2018

Szczepienna batalia trwa

Plik:Szczepionka strep pneu.jpg


Po imponującej mobilizacji polskich rodziców przez STOP NOP udało się zebrać ponad 120 000 podpisów pod propozycją obywatelskiej ustawy o dobrowolności szczepień. Po tym sukcesie, tracące wielkie zyski kartele farmaceutyczne, działając poprzez medialnych i urzędniczych agentów rozpętały kampanię ataków oszczerstw i inwektyw skierowaną przeciw rodzicom chroniącym dzieci przed szczepienną śmiercią lub kalectwem, a także przeciw broniącym praw pacjenta lekarzom.

Wg raportu Justyny Sochy w „Warszawskiej Gazecie” (27.07.2018 r.) prezes Naczelnej Izby Lekarskiej (NIL), Andrzej Matyja, posunął się nawet do ataku na polską demokrację, żądając od MZ pogwałcenia konstytucyjnych praw obywateli i odrzucenia społecznie zaproponowanej ustawy. NIL pozbawiła też pracy doświadczonego pediatrę, dra Andrzeja Majkowskiego, który miał odwagę publicznie zaapelować do lekarzy o honorowanie Deklaracji genewskiej oraz poszanowanie woli rodziców i dzieci w kwestii szczepień.[1] Podobne ataki na niezależnych lekarzy i naukowców, którzy badają bezpieczeństwo szczepień i dyskutują na ten temat, mają miejsce innych skorumpowanych przez kartele farmaceutyczne krajach.
Mimo prób storpedowania obywatelskiej propozycji legislacyjnej, została ona zatwierdzona przez Sejm do czytania, dyskusji i głosowania, które odbędą się jesienią 2018 r.[2] Teraz nastał kolejny etap walki o wolność wyboru w zakresie szczepień. Pora na masowe kontakty rodziców ze swymi posłami (listowne, osobiste, telefoniczne). Trzeba ich uświadamiać o zagrożeniach dla zdrowia i życia ze strony przymusowych toksycznych szczepień, jaki i dawać do zrozumienia, że stracą głosy obywateli, jeśli zignorują ich wolę.
Wcześniej włoscy badacze (Gatti & Montanari) zbadali ponad 40 szczepionek stosowanych w Europie i znaleźli w nich zanieczyszczenia wieloma toksycznymi metalami.[3] Te analizy zostały potwierdzane przez innych niezależnych badaczy. Kolejno włoskie towarzystwo wspierające wolność szczepień zamówiło w instytucie wyspecjalizowanym w sekwencjonowaniu materiału genetycznego analizę biologicznych zanieczyszczeń kilku szczepionek. Wyniki były alarmujące i wykazały, że spośród 7 zbadanych szczepionek aż 5 nie odpowiadało wymaganym standardom bezpieczeństwa: zawierało zmutowany materiał antygenowy i było zanieczyszczonych obcym lub patologicznym materiałem genetycznym ludzkim i zwierzęcym.[4] I takie toksyczne, bezwartościowe szczepionki są podstawą współczesnego rozdmuchanego programu rzekomej ochrony przed chorobami.
Setki niezależnych badań dowodzą szkodliwości masowych szczepień, które powoduje epidemie ciężkich chronicznych i zagrażających życiu chorób takich jak: uszkodzenia neurologiczne zwane eufemicznie autyzmem, upośledzenie umysłowe, astma, alergie pokarmowe, cukrzyca, choroby autoimmunologiczne, kardiologiczne, reumatyczne, nowotworowe, uszkodzenie nerek, wątroby, i wiele innych. Wielką szkodliwość szczepień potwierdzają wyroki sądowe, które w USA przyznały okaleczonym przez szczepienia osobom ok. 4 miliardów dolarów odszkodowań (https://www.nvic.org/injury-compensation.aspx).
Urzędnicy medyczni przekonują, że szczepienia są bezpieczne, choć wiadomo, że badania dotyczące „bezpieczeństwa” szczepionek są prowadzone przez producentów z pogwałceniem wszelkich norm wymaganych przy testowaniu leków. Nigdy nie stosuje się w nich neutralnego placebo, którym powinna być sól fizjologiczna. Jako pseudoplacebo używa się różnych toksycznych koktajli, które wchodzą w skład
szczepionek (np. mieszanki związków aluminium, rtęci/tiomersalu, formaldehydu, detergentów etc.), lub innych szczepionek obecnych na rynku. W ten sposób firmy wykazują, że ich szczepionki nie są bardziej szkodliwe niż równie toksyczne pseudo placebo. Wiele szczepionek, które w niewielkich badaniach klinicznych spowodowały śmierć dziesiątków ludzi, jest dopuszczanych do obiegu. Potem zabijają lub okaleczają tysiące w skali krajów, a miliony w skali światowej (czego dowodzą m.in. raporty w amerykańskiej bazie danych VAERS).
Dotąd nie przeprowadzono dużego kontrolowanego badania porównującego długofalowo zdrowie i umieralność dzieci szczepionych i nieszczepionych, gdyż koncerny farmaceutyczne systematycznie je blokują. Jednak niezależne badania sondażowe przeprowadzone w USA i Europie jednoznacznie wykazały, że dzieci nieszczepione są znacznie zdrowsze pod każdym względem od szczepionych. Inne badania pokazują, że umieralność niemowląt i małych dzieci w różnych krajach jest proporcjonalna do liczby stosowanych szczepień – im ich więcej, tym większa umieralność.
Kontrolowane przez koncerny farmaceutyczne korporacyjne media stale epatują nas fałszywymi informacjami o „epidemiach strasznych chorób zakaźnych” takich jak odra, a ignorują prawdziwe epidemie, nawet pandemie, okaleczających i śmiertelnych chorób poszczepiennych. Dla przykładu, ostatnio straszy się nas, że w 2017 r. w Europie 37 osób zmarło na odrę (wg danych ECDC). Nie wiadomo, czy wszystkie te osoby zmarły w wyniku odry, czy miały też inne problemy zdrowotne, lecz przyjrzyjmy się bezpośrednio danym z ECDC.[5]
W 2017 r. w UE zarejestrowano 14 600 przypadków odry, z czego tylko 61% było potwierdzonych laboratoryjnie. Dane na pierwszej mapie ilustrują skalę zachorowań w różnych krajach. Widać, że najbardziej obciążone są kraje południowe, przyjmujące najwięcej migrantów z Azji i Afryki.

Druga mapa ilustruje liczby zgonów w różnych krajach europejskich. W większości nie zanotowano żadnych zgonów na odrę, mimo dziesiątków, setek lub tysięcy zachorowań (niebieskie kropki), a w kilku krajach południowych zanotowano najwyżej po kilka zgonów. Wiadomo, że kraje te są wrotami na drodze masowych migracji Afrykanów i Azjatów, którzy przynoszą ze sobą rozmaite choroby. Najprawdopodobniej to migranci (lub w Rumunii także biedni Cyganie) są tymi śmiertelnymi ofiarami odry. W bardziej północnych krajach Europy od lat nikt nie umarł na odrę, choć tysiące nadal na nią chorują.

I zestawmy te dane z liczbami zgonów poszczepiennych. W USA w 2017 do bazy VAERS zgłoszono 460 takich zgonów. Wiadomo, że zgłaszanych tylko 1–5% wszystkich przypadków, co znaczy było ich prawdopodobnie co najmniej 20 razy więcej, czyli od ok. 9000 do 50 000 na ok. 300 milionów mieszkańców. W UE żyje ok. 500 mln ludzi. Ekstrapolując liczby amerykańskie na Europę i zakładając podobny program szczepień, można oszacować, że w 2017 mogło być tu co najmniej 15 000 zgonów poszczepiennych (które zwykle nie są rejestrowane jako takie). Po samych szczepieniach odrowych (w różnych kombinacjach) zarejestrowano w USA w 2017 r. 15 zgonów, a w 2016 – 28, co znaczy mogło ich być prawdopodobnie 20 razy więcej, czyli 300 w 2017 r. i 560 w 2016 r. W Europie byłoby ich ok. 1,6 razy więcej. Z tych zestawień jasno widać, że w naszych czasach szczepienia zabijają znacznie więcej osób niż choroby zakaźne, przy czym nawet nie chronią skutecznie przed chorobami.
Autorstwo: prof. Maria Dorota Majewska
Ilustracje map: Emma.EDCE.Europa.eu
Źródło: Wolna-Polska.pl
PRZYPISY
[1] http://stopnop.com.pl/andrzej-majkowski/
[2] http://stopnop.com.pl/sejm/
[3] http://medcraveonline.com/IJVV/IJVV-04-00072.pdf
[4] https://www.corvelva.it/blog/lettere-e-comunicati/330-vaccinegate-5-of-7-vaccines-analyzed-are-not-compliant.html
[5] https://ecdc.europa.eu/sites/portal/files/documents/Measles-and-Rubella-Surveillance-2017-final_0.pdf

niedziela, 23 września 2018

Brak automatycznego tekstu alternatywnego.

Czy czeka nas rozrodcza apokalipsa?

Do 2050 roku mało który mężczyzna będzie w stanie spłodzić dziecko, alarmują naukowcy. Jakość męskiej spermy na całym świecie spada gwałtownie od kilkudziesięciu lat, twierdzą naukowcy.

Ostatnio temat apokalipsy zyskał dużą popularność. Z reguły mówimy o czynnikach zewnętrznych (atak obcych, upadek asteroidu, wzrost aktywności słonecznej) i wewnętrznych (globalne ocieplenie, III wojna światowa, epidemie śmiertelnych chorób), które mogą spowodować zagładę ludzkości. Jeśli mówimy o czym innym, rzadko rozważamy prawdopodobieństwo, że ludzie w pewnym momencie mogą stracić zdolność do reprodukcji. Temat ten postanowili szczegółowo naświetlić amerykańscy naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Waszyngtońskiego. Wyniki ich badań są bardziej niż szokujące. Okazało się, że w niedalekiej przyszłości ludzkość czeka reprodukcyjna apokalipsa, ponieważ jakość spermy u mężczyzn gwałtownie spada.
Eksperci przeanalizowali wyniki badań 43 tysięcy ochotników płci męskiej z całego świata, w tym z Ameryki Północnej, Europy, Oceanii, Ameryki Południowej, Azji i Afryki. Główna uwaga skupiona była nie tylko na towarzyszących czynnikach, takich jak ruchliwość i witalność plemników, ale na kluczowej właściwości — liczbie męskich komórek rozrodczych w nasieniu. Próbki były zebrane wśród uczestników badania dopiero po masturbacji w celu jak największej kontroli procesu i uniknięcia ewentualnych błędów. Wyniki obserwacji były szokujące: w ciągu ostatnich 40 lat liczba plemników w nasieniu mężczyzn na całym świecie spadła o 53%. Jeśli na początku lat 70. ubiegłego wieku było ich średnio 99 milionów na mililitr biomateriału, to do 2011 roku koncentracja spadła do 47 milionów. Tak więc każdego roku jakość nasienia mężczyzn spadała o około 1%.
Aktualnie te wskaźniki, rejestrowane przez lekarzy, są nadal w dopuszczalnej normie. Ale sam fakt, że sperma mężczyzn stopniowo traci swoje kluczowe cechy, budzi zaniepokojenie wśród naukowców. Jeśli tendencja się utrzyma, naukowcy przewidują, że już do 2050 roku niewielu będzie w stanie spłodzić dziecko, ponieważ mężczyźni prawie całkowicie stracą zdolność do prokreacji. To z kolei doprowadzi do globalnego wyginięcia ludzkości — naukowcy są tego pewni. Mówiąc o przyczynach tego zjawiska, amerykańscy eksperci wymieniają jako główne negatywne czynniki siedzący tryb życia, zamiłowanie do alkoholu i narkotyków, pogorszenie stanu środowiska.
Ta ostatnia okoliczność odgrywa największą rolę w przybliżeniu apokalipsy reprodukcyjnej. Środowisko chemiczne, w którym mieszka współczesny człowiek, radykalnie zmieniło się w ostatnich dziesięcioleciach. Istotny wpływ na to miał postęp techniczny, zwiększona emisja substancji szkodliwych do atmosfery, a także masowe wykorzystanie plastiku jako materiału do przygotowywania posiłków.

sobota, 22 września 2018

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba i tekst

Naukowcy zrozumieli, dlaczego kurkumina jest tak potężna w zwalczaniu nowotworów







Kurkumina posiada wiele właściwości zdrowotnych. Jest przede wszystkim silnym naturalnym lekiem przeciwzapalnym i chroni przed chorobami serca. Co najważniejsze, kurkumina posiada właściwości przeciwnowotworowe, które są bardzo częstym obiektem badań. Najnowsze odkrycie pozwoliło wyjaśnić, w jaki sposób kurkumina zwalcza raka.

Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego wykonali krystalografię rentgenowską oraz profilowanie specyficzności inhibitora kinazy. Badania wykazały, że kurkumina wiąże się z podwójnie specyficzną kinazą tyrozynową 2 (DYRK2) na poziomie atomowym. Jest to nieznane dotychczas oddziaływanie biochemiczne, prowadzące do hamowania kinazy DYRK2, co upośledza proliferację komórek i zmniejsza obciążenie nowotworem.

W trakcie eksperymentów na myszach stwierdzono, że kurkumina wiąże się z kinazą DYRK2 i hamuje ją, zaburzając proteasom – jest to proces, który niszczy uszkodzone lub niepotrzebne białka w komórkach i przyczynił się do zmniejszenia nowotworu u gryzoni. Odkryto również, że kurkumina w połączeniu z lekiem karfilzomibem zwiększa wskaźnik śmiertelności komórek nowotworowych.
Naukowcy stwierdzili, że kurkumina jako selektywny inhibitor DYRK2 stanowi obiecujący potencjał przeciwnowotworowy i może pomóc w walce z rakiem opornym na chemię lub na inhibitor proteasomu. Badacze zwracają także uwagę, że sama kurkumina jest dość szybko wydalana z organizmu i należałoby ją zmodyfikować, aby mogła dłużej pozostać w ciele i zaatakować komórki nowotworowe. Tym samym po raz kolejny potwierdzono, że kurkuma - popularna przyprawa zawierająca kurkuminę, posiada istotne właściwości przeciwnowotworowe.