Istnieje nadzieja na to, że powoli zmienia się narracja wokół szczepionkowego szaleństwa, które wywołał COVID-19. Przedstawiciele Europejskiej Agencji Leków oficjalnie ostrzegają przed zbyt częstym podawaniem szpryc na koronawirusa.
Szefowie Pfizera, AstraZeneci i Moderny, najchętniej podawaliby ludziom szczepionki codziennie, byleby zapełniły się ich głębokie kieszenie.
Jednak urzędnicy, odpowiadający za dopuszczanie tych szczepionek do użycia, studzą entuzjazm tych, którym wydaje się, że ludzie nie będą już robić niczego, oprócz kompulsywnego, natrętnego szczepienia przed kolejnymi wariantami koronawirusa.
Marco Cavaleri z Europejskiej Agencji Leków, poinformował właśnie, że podawanie dawek szczepionki co cztery miesiące, tworzy ryzyko osłabienia układu odpornościowego.
Potwierdził tym samym badania niemieckich naukowców, którzy zasugerowali, że u zaszczepionych z powodu ciągłego osłabiania odporności organizmu, może pojawić się nawet AIDS.
Cavaleri uważa, że szprycowanie w krótkich odstępach nie jest zrównoważoną strategią także dlatego, że nieuchronne będzie zmęczenie społeczeństwa nieustannym podawaniem dawek przypominających.
Według niego, podawanie preparatów na COVID-19, powinno odbywać się co roku na początku zimy.
Ważne jest to, że w końcu ktoś, kto to zatwierdza, zauważa, że te szczepionki nie są wolne od wad i ryzyka pogorszenia stanu zdrowia ludzi, którzy się na nie zdecydowali. I choć nadal mowa jest o tym, że trzeba szczepić, to istotne jest to, że małymi krokami przestaje się na te preparaty patrzeć zupełnie bezkrytycznie.